Swoją działalność opierają na zasadach psychoterapii chrześcijańskiej. Ich istotą jest postrzeganie człowieka komplementarnie, jako jedności biologiczno-psychiczno-społeczno-duchowej. Bydgoskie stowarzyszenie „Alwernia”, którego inicjatorami byli ojcowe kapucyni, świętowało 10-lecie istnienia.

Członkowie zakonu w wymierny sposób chcieli nieść pomoc tym, którzy wpadli w sidła alkoholizmu, uzależnienia od Sieci, telewizji, pornografii oraz seksu. Wpadli w zagrożenia, które burzą relacje rodzinne, wpływają negatywnie na stan emocjonalny i fizyczny.

„Alwernia” to nawiązanie do góry La Verna, na której św. Franciszek z Asyżu zadawał Bogu najbardziej bolesne pytania. To na tym wzniesieniu otrzymał stygmaty. – Wielokrotnie dostawaliśmy sygnały ze strony lokalnej społeczności, i nie tylko, o konieczności wsparcia duchowego i profesjonalnego dla osób uwikłanych w różnego rodzaju uzależnienia. Inicjatywa ta spotkała się z pozytywnym nastawieniem wśród osób, które często są obecne w Kościele na Mszy św. oraz korzystają ze wsparcia osób duchownych. Ich działalność w stowarzyszeniu oparta jest na dobrowolności oraz bezinteresowności – podkreślił o. Grzegorz Góralski OFMcap. Kapucyn, który przewodniczył Eucharystii dziękczynnej za 10 lat istnienia stowarzyszenia, do czerwca tego roku pełnił funkcję prezesa.

W celu realizacji zadań stowarzyszenie powołało do istnienia Centrum Pomocy Rodzinie im. św. Jana Pawła II. Miejscem jego działalności są pomieszczenia przy ulicy Dworcowej 87 w Bydgoszczy. Przy centrum działają dwie poradnie. – Pierwszą z nich jest Poradnia Terapii Uzależnień i Współuzależnienia. Drugą jest Poradnia Pomocy Psychologicznej, oferująca psychoterapię indywidualną dorosłych oraz młodzieży, psychoterapię grupową, psychoterapię dla małżeństw i par, socjoterapię, trening interpersonalny, warsztaty psychoedukacyjne – powiedziała prezes „Alwerni” Justyna Kuś.

„Alwernia” wspiera także ofiary przemocy, prowadzi terapię dla małżeństw i rodzin w kryzysie, pomaga dzieciom i młodzieży. – Jako student po powrocie z wakacji od rodziców nie miałem środków na utrzymanie. Pożyczyłem pieniądze od brata, które postanowiłem szybko pomnożyć – udało się tę kwotę powiększyć kilkukrotnie. I tak się zaczęło, chciałem wciąż więcej, przestałem to kontrolować. Przez półtora miesiąca moje zadłużenie wzrosło do około stu tysięcy złotych. Przyszedł moment, w którym poczułem, że więcej już nie mogę stracić, bo nic mi nie zostało. Wybrałem leczenie. Chciałem udowodnić ludziom, których zawiodłem, że jestem coś wart – powiedział Kamil, który trafił do stowarzyszenia.

Więcej informacji na www.alwernia.bydgoszcz.pl.

Tekst i zdjęcia: Marcin Jarzembowski

print