Iz 45, 1. 4-6.
1 Tes 1, 1-5b.
Mt 22, 15-21.
Stając w tym miejscu, z którego bł. ks. Jerzy Popiełuszko wyruszył przed 33 laty w swoją ostatnią podróż w ziemskim życiu i kontynuując modlitwę w intencji jego kanonizacji, wspominamy dziś przy tej okazji 39. rocznicę inauguracji pontyfikatu św. Jana Pawła II, która przypada dokładnie dziś. Chciałbym podkreślić to, że nie jest dziełem przypadku, że na tę szczególną okoliczność w liturgii słowa Bożego znajdujemy teksty, które, wydawać by się mogło, jak gdyby były dobierane, dzisiaj te teksty czytane są na całym świecie i przyjmijmy je jako słowo Boże, które Bóg kieruje do nas, aby tym bardziej pomóc nam głębiej zrozumieć wspominane dziś zdarzenia.
Wspominane dziś rocznice nie tylko wpisały się w historię, ale trzeba je widzieć jako jej symbole. Męczeńska śmierć bł. ks. Jerzego Popiełuszki jest niewątpliwie znakiem, nie waham się tak powiedzieć, zbrodniczego systemu, w którym przyszło mu żyć i którego na sobie doświadczył. Postać św. Jana Pawła II jest symbolem, z zupełnie innej perspektywy patrząc, nie tylko przeciwstawiania się temu systemowi, lecz kreślenia obrazu tej rzeczywistości, która powinna być troską każdego z nas, aby urzeczywistniona pomagała nam kierować się ku tej Ojczyźnie, która jest w niebie (Flp 3, 20).
Obydwaj doświadczyli okrucieństwa tego systemu: ks. Jerzy Popiełuszko 33 lata temu na drodze pomiędzy Bydgoszczą a Toruniem, Jan Paweł II 36 lat temu na Placu św. Piotra na Watykanie, kiedy do niego strzelano.
Słowo dzisiejszej liturgii, które przed chwilą zostało odczytane, pozwala nam spojrzeć na te rocznice i ukazuje ostateczną prawdę, że wszyscy, taki jest sens Izajaszowego proroctwa, jesteśmy w ręku Boga, że do Niego należy ostatnie słowo, a nie do tego, co na tym świecie ma miejsce, a zwłaszcza, gdy próbuje się zawładnąć człowiekiem, zniewalać go, kierować na bezdroża i pogrążać w beznadziei. Bóg ukazuje się nie tylko jako Jedyny Bóg, obok którego nie ma innego, ale jako Bóg, który pozwala się doświadczyć najpierw wybraniem Jakuba i uczynieniem go narodem – Izraelem.
Czyż takiego wybrania nie doświadczyli ks. Jerzy Popiełuszko i Jan Paweł II? Któż odważy się powiedzieć, że ich życie wzięło się z niczego, z czystego przypadku i skończyło w czeluści nicości. To ich wybranie Bóg przypieczętował swoimi znakami. Tą pieczęcią jest śmierć ks. Jerzego Popiełuszki, która dokonała się w naśladowaniu krzyżowej śmierci Jezusa Chrystusa, poniósł męczeńską śmierć jako Sprawiedliwy, którego Bóg nie pozostawia na zawsze w szponach śmierci. Tą pieczęcią była owa moc, z jaką głosił słowo Boże, upominając się o zbitego człowieka, o jego godność, o dobro, o sprawiedliwość, o zachowanie ustanowionego prawa. I chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że grozi mu niebezpieczeństwo utraty życia, nie wycofywał się, nie zamilkł, bo wiedział, że jeśli zamilknie, to kamienie wołać będą (Łk 19, 40). Tą pieczęcią jest przekonanie ludzi, którzy nieustannie stają na jego grobie, prosząc o jego wstawiennictwo, którzy doprowadzili do jego beatyfikacji idąc śladami tych cudów, które za jego wstawiennictwem się dokonały. Nie lekceważmy ich, bo to przez nie przemawia sam Bóg, bez którego nie ma niczego, który jest Panem i nie ma innego (Iz 45, 6), i który właśnie w taki sposób kieruje całym światem.
Tą pieczęcią w życiu Jana Pawła II jest cudowne wyratowanie go od śmierci na oczach całego świata, gdzie życie mierzone było ułamkami milimetra, tyle brakowało, aby profesjonaliści odnieśli sukces. Bóg nie po to Go powołał, aby w ten sposób przerywać to powołanie i na domiar tego zapewnił mu trzeci z kolei najdłuższy pontyfikat. Czyż nie jest to jakiś znak, że Ktoś tym światem kieruje?
O tym powołaniu, wybraniu nas wszystkich zapewnia nas św. Paweł w Liście do Tesaloniczan. Co szczególne, ten List jest jedną z najstarszych Ksiąg Nowego Testamentu, napisaną jeszcze przed Ewangeliami, i właśnie na powołanie i wybranie św. Paweł zwraca uwagę. To znaczy, że na tym świecie nie znaleźliśmy się przez przypadek, Ktoś nas na ten świat posłał dla wypełnienia jakiegoś zadania, powołania i realizacja tego zadania, powołania jest sensem naszego życia, sensem naszego pobytu na tym świecie. Mało tego, na tym świecie nie jesteśmy sami, towarzyszy nam sam Duch Święty. To On pozwolił św. Pawłowi przemawiać z wielką mocą przekonania, co powodowało, że rosła liczba wierzących w Jezusa Chrystusa i ugruntowywało się Jego prawo, a jest to prawo miłości.
Ewangelia przypomina jedną z najbardziej oryginalnych myśli wypowiedzianych przez Jezusa Chrystusa, która legła u podstaw chrześcijańskiej cywilizacji: «Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga». Właśnie dla zachowania tej mądrości oddał życie ks. Jerzy Popiełuszko. Jeśli mamy oddawać Cezarowi to, co do niego należy, a Bogu to, co do Boga należy, to jeszcze nie znaczy, że Cezar i Bóg są sobie równi, aby to zrozumieć, czytaliśmy fragment proroka Izajasza. A właśnie tak chcieli rozumieć to ci, których ks. Jerzy upominał; czynili się równi Bogu, a może jeszcze czymś więcej; twierdząc, że Boga nie ma i sami chcieli zająć Jego miejsce. Ksiądz Jerzy Popiełuszko nie występował przeciwko nim, aby kwestionować ich powołanie jako władzy dla kierowania państwem, ale władza ta chciała sięgać dalej aż po sferę Boską i decydować o tym, czy wolno człowiekowi czcić jego Boga, czy nie. Czy wolno człowiekowi poniewierać godnością osoby ludzkiej, czy nie. Czy ład społeczny buduje się na Dekalogu, czy nie. A zatem, jeśli władzy należy oddawać to, co do niej należy, to jednocześnie władza ta także podlega władzy Boga, tylko pod tym warunkiem można budować prawdziwy ład społeczny, etos pracy, uszanowanie chorych i cierpiących, nie wykorzystywać słabych, prowadzić gospodarkę i organizować edukację.
W pełnym tego słowa znaczeniu ks. Jerzy Popiełuszko dał się poznać jako kapelan „Solidarności”, a zwłaszcza w czasie stanu wojennego, kiedy stanął w obronie prześladowanych związkowców. Właśnie kontekst „Solidarności”, to, o co „Solidarność” walczyła, pozwala ukazać oryginalną myśli ks. Jerzego. O co w gruncie rzeczy chodziło: czy chodziło o „wolność”, „prawa człowieka”, „powołanie niezależnych związków zawodowych”, „prawo do strajku”, „ograniczenie cenzury”, „zaprzestanie represji za przekonania”, „wolne soboty”, czy chodziło o hasła: „godność człowieka pracy”, „walka o godność pracy ludzkiej”, „filozofia praw człowieka”, „potrzebna jest praca nad pracą”. Przypominam te wszystkie hasła, które najczęściej padały w czasie „Solidarności”, nie dlatego, że były fałszywe, ale dlatego, że, aby móc je zrealizować, trzeba głębszego fundamentu; potrzeba Absolutu, absolutnej prawdy, absolutnego dobra wspólnego, to znaczy Boga. Poza Bogiem te słowa stają się puste. I właśnie Boga ks. Jerzy ukazywał, do Niego się odwoływał, można by powiedzieć, o Niego „walczył”. Zakwestionowanie tego fundamentu zostawia człowieka jemu samemu, jego egoizmowi i wszystko sprowadza się do własnych interesów. To w imię tych interesów zdradza się następnie najbliższych „towarzyszy broni”, przyjaciół, Ojczyznę. To tylko w obliczu Absolutu-Boga podejmuje się walkę nie z zemsty, nienawiści, lecz w imię czystej idei wolności, czystego dobra i prawdy i dlatego ci, którzy podejmowali się dzieła „Solidarności” nie kalkulowali, czy to im się opłaca, czy nie, jak nie kalkulował ks. Jerzy, oni wiedzieli jedno: „tak być nie powinno”. I tego uczył ks. Jerzy Popiełuszko, że tylko w modlitwie możemy rozstrzygnąć: czy kieruje nami Bóg, prawda i dobro, czy egoistyczne interesy. Czy potrafimy zło zwyciężać dobrem (Rz 12, 21). To tylko w obliczu Boga śpiewa się autentycznie: „My chcemy Boga”. O czym, ku zaskoczeniu wszystkich, mówił w Warszawie Prezydent Stanów Zjednoczonych.
Właśnie w tym przejawiała się moc wiary, która kierowała ks. Jerzym Popiełuszką – w miłości. Miłości, której uczy chrześcijaństwo – bo Bóg jest miłością (1 J 4, 16), nie można nakazać, jest zawsze bezinteresowna, nie liczy na zapłatę i wdzięczność, lecz domaga się ofiary i poświęcenia, ale w ten sposób czyni człowieka dzieckiem Bożym. Przez to, że miłość kosztuje, sprawia, że świat staje się lepszy. I w tym przesłanie ks. Jerzego jest nieustannie aktualne, gdyż uczy, że o miłości nie wystarczy słyszeć, ale trzeba jej słuchać, aby nieustannie czynić ją treścią swego życia. „Prawda, podobnie jak sprawiedliwość, łączy się z miłością, a miłość kosztuje. Prawdziwa miłość jest ofiarna, stąd i prawda musi kosztować. Żyć w prawdzie to być w zgodzie ze swoim sumieniem. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych” – mówił w Bytomiu 8 października 1984 r.
Z miłością związane jest cierpienie i nie chodzi zawsze o cierpienie fizyczne, lecz także duchowe. Jego źródłem jest odrzucanie prawdy, którą się głosi, miłości, którą się świadczy, dobra, z którym wychodzi się naprzeciw drugiemu. Właśnie w cierpieniu ks. Jerzy jest najbardziej autentyczny. A ono tak czy inaczej jest nieuniknione.
Zaangażowanie w duszpasterstwo służby zdrowia, a zwłaszcza w duszpasterstwo „Solidarności” ukazuje wyjście ks. Jerzego Popiełuszki poza wewnętrzny Kościół; musiał się liczyć tym, że nie zawsze spotka się tam z wierzącymi, ale wiedział, że jedynie on w wielu przypadkach może im pomóc. Ta praca duszpasterska ks. Jerzego ukazała, jak ma funkcjonować duszpasterz w przestrzeni publicznej, właśnie przez to, że był głosem Boga, a głos Boga to sumienie, a sumienie wiąże się z miłosierdziem, ale nigdy nie z kompromisem. Swoją męczeńską śmiercią pokazał, że nie wszystko jest na sprzedaż, że bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi (Dz 5, 28), że są takie wartości, którym jeśli się sprzeniewierzymy, życie traci sens. Pokazał, że wcielona godność osoby ludzkiej jest tą granicą, której nigdy nie wolno przekraczać, dziś moglibyśmy się pod tym względem dużo nauczyć.
Ks. Jerzy Popiełuszko ukazał nam uniwersalizm chrześcijaństwa, chrześcijańskiej wiary. Nie jest ona niczym innym, jak tylko współpracą z Bogiem nad dziełem stworzenia. Jest realizacją pierwszego nakazu: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną» (Rdz 1, 28). A tą pierwszą ziemią, którą trzeba sobie poddać, jest sam człowiek. Wolno zatem powiedzieć, że świat, w którym przyszło nam żyć, to jeden wielki plac budowy, którego trzeba czynić sobie poddanym, przysposobić do lepszego życia, przez to, że wniesiemy w niego miłość, sprawiedliwość, pokój, solidarność z drugim człowiekiem. To znaczy świadectwo wiary chrześcijańskiej w przestrzeni publicznej, a z niej chrześcijanom nie wolno się wycofać, zwątpić, czy jaszcze bardziej – zdezerterować.
Mówimy o powołaniu ks. Jerzego Popiełuszki, papieża Jana Pawła II. A czym ma się ono zakończyć? Jaki jest jego finis, ku czemu zmierza? Czyż na to pytanie nie odpowiadają nam te wydarzenia, które cały świat przeżywał około Wielkanocy 2005 roku, a zwłaszcza pamiętnego 2 kwietnia po 21.30, kiedy z Placu św. Piotra arcybiskup a dziś kardynał Sandri obwieszczał światu, że oto papież Jan Paweł II powrócił do domu Ojca. Powrócił do domu Ojca! Nie powiedział, że zmarł, że umarł, to znaczy zniknął w czeluści nicości, nie ma go. Nie, powrócił do domu Ojca, powrócił do Tego, który na ten świat go posłał, wypełnił swoje zadanie, powołanie i powrócił. Ks. Jerzy też powrócił. Taki jest sens ludzkiego życia. Taki jest sens naszego życia.
Fot. Tadeusz Pikul