W Wielki Piątek odczytując opis męki Pańskiej według św. Jana, słyszeliśmy pytanie Piłata; co to jest prawda? W Ewangelii wielokrotnie mogliśmy usłyszeć odpowiedź Chrystusa, że prawdą jest On sam. Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Dzisiejsza uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego przynosi najpełniejszą odpowiedź na to pytanie; prawdą jest to, że Chrystus zmartwychwstał.
Wczoraj, w Wielką Sobotę, celebrowaliśmy śmierć Chrystusa, ta celebra dokonywała się w wielkiej ciszy. Chrystus bowiem prawdziwie umarł. Nie udawał, nie odgrywał przedstawienia, umarł. Dzisiaj świętujemy Jego zmartwychwstanie.
Właśnie w tym wyraża się szczególny charakter chrześcijaństwa, nie w wierze w Boga, nie w moralności, ale w wierze w zmartwychwstanie. To stąd bierze swój prawdziwy początek ewangelia zbawienia. W tym kryje się oryginalność i specyfika dobrej Nowiny. Wiara w Boga, obrana wartości moralnych nie wystarczają. chrześcijanin buduje swoją egzystencję na tym, że Pewien Umarły powstał z grobu. Na tym można zbudować swoje życie. Jest to jedyna prawda, która się liczy, jeśli bowiem najważniejsze w życiu człowieka jest to, aby wiedział, czego ma się w życiu trzymać, to właśnie zmartwychwstania. Wraz w nim wszystko stoi, albo upada.
Wraz ze śmiercią Chrystusa wszystko w życiu jego uczniów upadło, zawaliło się jak domek z kart, pozostał lęk i pragnienie ucieczki, zapomnienia o wszystkim. Ich sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Rozumiejąc zmartwychwstanie jako wydarzenie na końcu świata, opisywane niekiedy w apokaliptycznych obrazach, nie mogli w ogóle wyobrazić sobie zmartwychwstania ich Mistrza, przybitego do krzyża. Dla nich wszystko się skończyło. Jak można zatem wyobrazić sobie, aby tym żywym-umarłym mogło przyjść na myśl, gdzie mogliby znaleźć taką odwagę, aby wykradać ciało i rozgłaszać wieść o powrocie Jezusa do życia? Tym bardziej że nie byli do tego gotowi nawet wówczas, kiedy im się objawił. Czyż te ich wątpliwości, lęki, obawy, ucieczki, nie są dla nas pierwszym powodem, by dać wiarę słowom tych, którzy mimo woli stali się świadkami faktu, tym bardziej wiarygodnego, że dosłownie im narzuconego? To wszystko było nie do wymyślenia.
Nie do wymyślenia był także pusty grób. Został on – jak ukazują Ewangelie – zamknięty dużym głazem, opieczętowany i postawiono nad nim straże. Znając historię rzymskich legionów, nie sposób było niezauważenie wykraść ciało. A nimi to pozostał on pusty. Nigdy nikomu nie udało się podważyć tego faktu, że został on pusty, nikomu też nie udało się odnaleźć ciała Jezusa. Gdyby znaleziono najmniejsze wytłumaczenie tego faktu zapewne musielibyśmy o nim wiedzieć. A nawet wówczas, gdyby udało się uczniom wykraść ciało Jezusa, czy byliby zdolni dla oszustwa ofiarować swoje życie, czy zdolni byliby ofiarować swoje życie na świadectwo zmartwychwstania?
Nie budowali jednak swojej wiary, swojego przekonania, o zmartwychwstaniu Jezusa na pustym grobie, lecz na spotkaniu ze Zmartwychwstałym Panem. Tym bardzo nieoczekiwanym spotkaniom towarzyszyła najpierw trwoga i niepewność, a później wielka radość. Spotkanie te odmieniały ich los, były prawdziwym Objawieniem, prawdziwie Radosną Nowiną. Chrystus nie krył się, dlatego św. Paweł mógł z odwagą napisać, „zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie, większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli” (1 Kor 15, 6), jakby chciał może nawet zachęcać: możecie sprawdzić. Równocześnie lektura opisów tych objawień karze zwrócić uwagę na oszczędność słów, wyważenie tonu, unikanie sensacji a zwłaszcza triumfalizmu. Na tej wierze, wierzę w apostolski Kościół, opiera się wiara Kościoła, to znaczy apostolski Kościół. Jeśli tak, dlaczego my nie mielibyśmy im nie wierzyć, w imię czego nie mielibyśmy im nie wierzyć?
To, że budowali całą swoją egzystencję na tym objawieniu, świadczy przemiana życia Apostołów. Z tchórzliwym, zastraszonych, zamkniętych w sobie i przygnębionych stali się odważni. Otwarcie przemawiają i pomimo trudności i przeszkód, a nawet otwartych zakazów połączonych z groźbą sankcjami oficjalnej władzy, otwarcie przemawiają i głoszą zmartwychwstanie Chrystusa. Nikt otwarcie nie kwestionował zmartwychwstania, można było go odrzucać i w niego nie wierzyć, ale nie można było przytoczyć oczywistych dowodów kłamstwa.
Szczególnego objawienia zmartwychwstałego Chrystusa dostąpił św. Paweł. Wystarczał jeden moment pod Damaszkiem, aby pojąć Chrystusa, rozpoznać Jego myśl i to tak, aby stać nauczycielem. Chrześcijaństwo miałoby zapewne inne oblicze, gdyby nie Listy św. Pawła.
Mówimy o przemianie uczniów z zastraszonych i lękliwych w odważnych głosicieli Ewangelii. Ta odwaga nie tylko musi zdumiewać, ale i zastanawiać. Bowiem Apostołowie, a później cały Kościół głosili wiarę w zmartwychwstałego Chrystusa jako jedynego Boga i jedyną prawdę, unieważniając cały panteon bóstw, w które wierzył ówczesny człowiek. Ten sposób głoszenia wiary był wyjątkowy. W starożytnych wierzeniach Grecji lub Rzymu, wiara jako Credo, jako treść wiary właściwie nie istniała, być wierzącym znaczyło przestrzegać pewien porządek życia społecznego i uczestniczyć w kulcie. Chrześcijaństwo przynosi radykalną nowość, gdzie treść wiary, w co się wierzy, a wierzymy w Chrystusa, który zmartwychwstał była czymś najistotniejszym. W konsekwencji chrześcijaństwo ściągnęło na siebie prześladowania ze strony tych wszystkich religii, które unieważniało, a mimo to szybko się rozprzestrzeniało i zdobywało wielu wyznawców, a nawet męczenników. Musi zdumiewać ów dynamizm wiary.
To szybkie rozprzestrzenianie się chrześcijaństwo sprawiło, że świat przyjął niedzielę jako dzień świąteczny, siedmiodniowy porządek tygodnia i w ogóle rozpoczął nowy kalendarz, gdzie jego początek wyznaczał dzień narodzin Jezusa.
Oto wielka Tajemnica. Zadziwiające znaki, za którymi kryje się Bóg. Inaczej Boga nie zobaczymy. Bóg nie stanie przed nami i nie powie nam: słuchaj, jestem Pan Bóg. Bóg nie uwolnił człowieka od umierania, lecz dał mu nadzieję przezwyciężenia śmierci poprzez zjednoczenie ze śmiercią Jezusa, aby był zjednoczony z Nim również w Jego zmartwychwstaniu.
W taki sposób od pierwszego dnia Kościół głosi orędzie: zmartwychwstał Pan i jest naszą nadzieją. I choć jesteśmy przeznaczeni na śmierć, nie mamy powodów do rozpaczy, bowiem nie do śmierci należy ostatnie słowo, Chrystus odniósł nad nią ostateczne zwycięstwo.
Ta nasza nadzieja nie opiera się na zwykłym ludzki rozumowaniu, lecz na historycznym fakcie wiary. Jezus Chrystus, ukrzyżowany i pogrzebany, zmartwychwstał wraz ze swym chwalebnym ciałem, abyśmy my, wierząc w Niego, mogli żyć wiecznie. To wielkanocne orędzie jest sercem ewangelicznego orędzia.
Zmartwychwstanie nie jest zatem teorią, lecz historyczną rzeczywistością, która otworzyła nową drogę pomiędzy ziemią a Niebem. Nie jest to mit ani sen, wizja ani utopia, nie jest to baśń, lecz wydarzenie jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne.
Zmartwychwstanie rozjaśniło ciemne strony świata zamknięty w materializmie lub nihilizmie, w światopoglądzie, który nie potrafi wyjść poza to, co możliwe w doświadczeniu i nie znajdując pociechy wycofuje się w poczucie nicości, jaka miałaby być ostatecznym przeznaczeniem ludzkości. Oczywistym jest, że bez zmartwychwstania górę musiałaby wziąć pustka. Zmartwychwstanie nie tylko wypełnia tę pustkę, ale spełnia nadzieję, którą każdy człowiek, także ten niewierzący, który twierdzi, że Boga nie ma, w sobie nosi.
Zmartwychwstanie potwierdza to przekonanie ludzkości, że jest Ktoś, kto włada tym światem, kto układa porządek całego świata i wszystko to, co w nim się wydarza. Potwierdza prawdę, że nic nie dzieje się z przypadku, również my nie znaleźliśmy się na tym świecie z przypadku i po nic, aby po trudach życia, zmagania ze złem, doświadczania miłości i jej świadczenia, w momencie śmierci zniknąć z tego świata, rozpłynąć się gdzieś w czeluści nicości, gdzie nawet sama nicość nie istnieje, bo gdyby istniała, byłby to już jakiś pozytywny wymiar.
Zmartwychwstanie niesie zatem w swoim przesłaniu już i to przekonanie, że warto żyć mimo takich czy innych uciążliwości doświadczanych w życiu, warto żyć. Pytanie Leibniza, dlaczego istnieje raczej coś, niż nic, uznane zostało jako najbardziej zwięzłe i najbardziej odkrywcze i tu, w orędziu Chrystusa otrzymuje swoją ostateczną odpowiedź, istnieje raczej coś, bo jest dobre, a zatem dobrze że istnieje i stąd śmierć musiała przegrać, bo jest wbrew życiu i naturze istnienia.
Przez śmierć unicestwiona by została sama miłość, czyli sam Bóg. Unicestwiony zostałby pewien paradoks, niemożliwy do wymyślenia przez człowieka, gdzie największą wartość i piękno posiada coś, co jest bezinteresowne, można powiedzieć po nic i właśnie dlatego jest najwspanialsze, najbardziej twórcze, miłość się nie powtarza i najpotężniejsze: to miłość zdolna jest przezwyciężyć zło i wszelką nienawiść. Śmierć nie potrafi zwyciężyć miłości.
Niech ta świadomość, że Chrystus Zmartwychwstały jest blisko, że żyje we wspólnocie Kościoła, że żyje w sakramentach, niech ta świadomość, ożywia nasze życie, umacnia nasze życie i będzie dla nas wszystkich źródłem nadziei i mocy. Powinniśmy czerpać z tej bliskości duchową siłę. Powinniśmy mieć tę świadomość, że wiara chrześcijańska potrafi przezwyciężyć wszystkie trudności, jeśli jest konsekwentna.
Życzę, abyśmy mogli przeżyć te święta w duchu głębokiej wspólnoty, radości i pokoju. Pokoju, który daje Chrystus Zmartwychwstały. Pokoju, którego nikt inny poza Nim nam nie da. Pokoju sumienia i serca, a także prawdziwej radości, która płynie ze wspólnoty z Chrystusem, ale także z bliskości drugiego człowieka, którego spotykamy w Jezusie Chrystusie.