„Tu nie chodzi o sport, ale o zmianę życia” – to proste hasło można zrozumieć dopiero po przejściu kilkudziesięciu kilometrów. Wtedy też staje się jasne, że doświadczenie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, ma wiele wymiarów.

W czym tkwi fenomen tego wydarzenia? Dlaczego aż 95 tysięcy ludzi z 25 krajów i 459 miejscowości rusza samotnie w nocy na jedną z 1075 tras? – EDK przeszłam w zeszłym roku i nie chciałam zrezygnować także teraz, w obliczu epidemii. Czułam, jak Bóg przemawia do mnie poprzez rozważania, jakby próbował poniekąd coś mi wytłumaczyć, pomógł zrozumieć wiele rzeczy. W chwilach największego bólu i zmęczenia powtarzałam sobie: „Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły” (Iz 40,31) – i wtedy szło się dużo lepiej – powiedziała maturzystka Wiktoria.

Tak naprawdę wybrałem się na EDK bardzo słabo przygotowany pod każdym względem. Do tego zabrałem ze sobą bagaż różnych wątpliwości i nierozwiązanych spraw. Przez połowę trasy biłem się z myślami, czy nie lepiej było się wyspać? Czy ta droga ma dla mnie sens? Jednak z każdą kolejną stacją coraz bardziej przekonywałem się, że ma. Te surowe, twarde rozważania były dokładnie o mnie i dla mnie! Konfrontacja z nieprzyjemną prawdą o sobie czasem powodowała złość, była trudniejsza niż ból nóg. Stawałem oko w oko ze swoimi słabościami. Często prosiłem Pana Jezusa i Matkę Bożą, by szli ze mną. Bez tej perspektywy nic nie miałoby sensu.

Przełomowy dla mnie moment nastąpił, kiedy idąc pod górkę po piachu, słuchałem słów na temat przemiany swojego życia. Padło pytanie: „Jesteś z nami?”. W mojej głowie zabrzmiała zdeterminowana odpowiedź: „No przecież idę”. Doszedłem przeszczęśliwy – pomimo tego, że nogi już odmawiały posłuszeństwa. Nie spodziewałem się aż takiej „ekstremalności” – ani fizycznej, ani duchowej. To było niesamowite: straszne i piękne zarazem.

Nadesłał ks. Adam Gaca MSF – Misjonarz Świętej Rodziny
Oprac. MJ
Zdjęcie: Wiesław Kajdasz

print