15.08.2022

„Każde powołanie jest konkretną misją do wypełnienia. Dla żołnierza zaszczytem jest pełne oddanie dla Polski, naszej Ojczyzny” – mówi ks. ppor. Marek Januchowski.

Z oficerem Wojska Polskiego, 8 Kujawsko-Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej w Bydgoszczy, kapelanem 83 Batalionu Lekkiej Piechoty Wojsk Obrony Terytorialnej w Grudziądzu, wikariuszem parafii św. Łukasza Ewangelisty i św. Rity w Bydgoszczy, o zamiłowaniu do munduru, posłudze wśród żołnierzy, ich potrzebach i dylematach

ROZMAWIA  MARCIN JARZEMBOWSKI

Myśląc kiedyś o Księdzu Marku Januchowskim, kojarzyłem Go przede wszystkim jako duszpasterza od dzieci i młodzieży. Nigdy nie pomyślałbym o zamiłowaniach do wojska. Skąd się one wzięły?

– To prawda – jestem duszpasterzem z krwi i kości. Serducho do dyspozycji dzieciaków i młodych mam cały czas, to się nie zmienia. Natomiast jeśli chodzi o zamiłowanie do wojska? Myślę, że ogromny wpływ na to miał mój tata, który był żołnierzem zawodowym. Także środowisko wojskowe, w którym spędziłem dzieciństwo i młodość. Każdego dnia spotykałem żołnierzy, będąc dumny z ich służby dla naszej Polski. Mundur był zawsze obok mnie i miałem nadzieję, że go kiedyś założę.

Mamy przecież Ordynariat Polowy Wojska Polskiego, a Ksiądz służy w strukturach Wojsk Obrony Terytorialnej, jak to się stało?

– To długa historia. Kiedy odkryłem powołanie do kapłaństwa, właściwie od samego początku z tyłu głowy miałem realizację „powołania w powołaniu”. Jako młody ksiądz bardzo chciałem znaleźć się w strukturach Ordynariatu Polowego, jednak wiele czynników spowodowało, że przez lata ten temat nosiłem tylko w sercu. Przy czym cały czas interesowałem się życiem „kościoła wojskowego” i posługą kapelanów wojskowych. W 2017 roku powstał nowy rodzaj sił zbrojnych, Wojska Obrony Terytorialnej i tak się stało, że mocno zainteresowałem się tym tematem. Kiedy otrzymałem informację, że będą potrzebni kapelani wojskowi dla tej formacji, natychmiast podjąłem kroki, by móc zrealizować moje „powołanie w powołaniu”. Zanim do tego doszło, w  2019 roku zostałem wysłany na kurs oficerski dla kapelanów do Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Tam przeszedłem szkolenie podstawowe, następnie specjalistyczne. Zdałem trudne egzaminy na Oficera Wojska Polskiego i w lutym 2020 roku zostałem mianowany na stopień podporucznika Wojska Polskiego. Potem rozpocząłem starania do przyjęcia mnie w szeregi Wojsk Obrony Terytorialnej na stanowisku kapelana wojskowego w 83 Batalionie Lekkiej Piechoty w Grudziądzu. Ciekawostką jest to, że w parafii podlegam pod jurysdykcję biskupa diecezjalnego, a w czasie służby wojskowej pod biskupa polowego.

Słychać czasami, że to formacja, która powstała „na siłę”, z czyichś „ambicji”. Czy porównywanie z zawodową armią nie jest różnicujące, niesłuszne?

– Ostatnie miesiące wyraźnie pokazują o istocie powołania Wojsk Obrony Terytorialnej.  Ani „na siłę” ani z „ambicji”. To raczej intuicja związana z potrzebą nowej formacji. Żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej służą w szerokim zakresie społeczeństwu, do którego należą. Można powiedzieć, że jest to nasza „mała ojczyzna”, której służymy. Uczestniczą we wszystkich akcjach, związanych z wydarzeniami losowymi, kataklizmami. Przez dwa lata w czasie pandemii byli do dyspozycji szpitali. Cały czas strzegą naszej wschodniej granicy. Jednocześnie w czasie szkoleń poznają rzemiosło wojskowe w optymalnym zaangażowaniu. Nadmienię, że każdy rodzaj Sił Zbrojnych ma swoją specyfikę i porównywanie WOT z wojskami operacyjnymi wydaje się bezcelowe. Ja wierzę, że młodzi ludzie czują pewnego rodzaju powołanie, misję. Od wielu miesięcy obserwuję żołnierzy w codziennej służbie i jestem z nich dumny. Każde powołanie jest konkretną misją do wypełnienia. Dla żołnierza zaszczytem jest pełne oddanie dla Polski, naszej Ojczyzny. Oczywiście motywacje są różne. Jednak jeśli ktoś zdecydował się na wstąpienie w szeregi WOT, oznacza to, że chce zrealizować konkretną misję dla Polski.

A może to przede wszystkim służba? Jeśli tak, to trudna, czy przynosząca satysfakcję, radość?

– Myślę, że te  rzeczywistości trzeba połączyć. Powołanie jest po to, by służyć, a misja jest, by ją wypełnić. Nie mam wątpliwości co do tego, że służba jest trudna. Sam proces szkolenia wymaga tego, by żołnierz wychodził z komfortu swojego życia. Trzeba stawiać sobie nowe wyzwania, pokonywać siebie i swoje słabości. Z tyłu głowy mieć wciąż odpowiedź, dlaczego realizuję powołanie w służbie dla mojej Ojczyzny.

Czym dla Księdza jest Ojczyzna, jak rozumiemy dzisiaj to słowo?

– Ojczyzna to serce, które bije w każdym z nas. To cała historia, którą wspólnie tworzymy. W końcu to dziedzictwo powierzone nam przez przodków. Kiedyś z okazji dnia odzyskania przez Polskę niepodległości powiedziałem w czasie kazania okolicznościowego, że Ojczyzna to ojcowizna naszych przodków, naszej historii i broń Boże, byśmy naszej ojcowizny nie podeptali, bo to nasza świętość.

Wojsko to także kapelani – przed jakimi wyzwaniami stają kapłani w mundurach?

– Z własnego doświadczenia wiem, że kapłan w mundurze ma być świadkiem Chrystusa, który przyniósł światu pokój. Mamy być ludźmi pokoju dla każdego żołnierza. Zanosić ten pokój, tak potrzebny w dzisiejszych czasach. Poza tym, jako kapelani wojskowi, mamy obowiązek podnosić morale żołnierzy, motywować do wiary w codziennej służbie. Towarzyszyć żołnierzom w tej służbie, również poza granicami kraju. Nie zapominać o sprawowaniu dla żołnierzy świętych sakramentów, które prowadzą do „armii zbawionych”.

Mówi się, że żołnierz to ktoś twardy, mocny, waleczny. Co uczynić, by nie zatracić w tym wszystkim pewnej wrażliwości sumienia?

– Żołnierz to przede wszystkim człowiek z krwi i kości. Każdy jest zupełnie inny. Taka jest rola kapelana wojskowego, by budzić u żołnierzy sumienie, kiedy ono „idzie spać”.  Każdy żołnierz ma własną wrażliwość. W czasie szkoleń, rotacji, wyjazdów mam czas na indywidualne rozmowy z żołnierzami. Oni dzielą się swoim życiem, doświadczeniami, trudnościami. To oznacza, że mają głęboką wrażliwość sumienia. By nie zatracić tego, trzeba wciąż o to dbać.

Dokładnie 15 sierpnia obchodzimy Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, która jest nazywana Hetmanką Żołnierza Polskiego. Stąd to również święto wojska. Na ile obecność kapłana w szeregach armii jest pomocna?

– Kapłan w armii wzmacnia ducha żołnierskiego. Prowadzi do Boga. Wcześniej wspomniałem, że w Niebie jest specjalna „armia Pana Boga”. Matkę Bożą, Hetmankę prosimy szczególnie 15 sierpnia, by w trudnej służbie obdarowywała nas siłą ducha. Z własnego doświadczenia wiem, że obecność kapelana w szeregach armii daje żołnierzom poczucie bezpieczeństwa, bo jest z nimi i robi wszystko, by kiedyś dołączyli właśnie do „armii Pana Boga”.

Całość rozmowy ukazała się w nr. 33 Przewodnika Katolickiego na 14 sierpnia.

Zdjęcia: Marcin Jarzembowski/Wiesław Kajdasz

print