21.04.2024
Z Biskupem Bydgoskim Krzysztofem Włodarczykiem o dwudziestoleciu diecezji, którą kieruje, wyzwaniach duszpasterskich, drodze synodalnej, byciu blisko ludzi, poszukiwaniu zwłaszcza tych będących na obrzeżach Kościoła
ROZMAWIA MARCIN JARZEMBOWSKI
Dwadzieścia lat to dużo czy mało?
W porównaniu z istnieniem Kościoła Powszechnego to mało. To pewna cząstka całości, która trwa od ponad dwóch tysięcy lat. Jeśli chodzi o naszą diecezję to konkretna historia, okres, w którym można było dużo przeżyć i zrobić. Jakkolwiek byśmy spoglądali na długość istnienia, porównując to z diecezjami, które mają na przykład 900 lat, zawsze możemy się licytować.
W wymiarze duszpasterskim to jest dużo. Należy przy tym spojrzeć na pewien bilans, zadając sobie pytanie, czy jest on dodatni czy ujemny?
Kiedy rodzi się diecezja, należy spojrzeć szerzej, uwzględniając papieża, który ją powołuje oraz daną sytuację w Kościele. Uwzględniając także nauczanie, kierunek danego pontyfikatu. Diecezję bydgoską ofiarował nam św. Jan Paweł II, który poprzez encykliki, adhortacje, programy duszpasterskie podsuwał gotowe recepty. On przecież znał doskonale specyfikę Kościoła w Polsce i wiedział, czego najbardziej potrzebuje, by się rozwijać i skutecznie ewangelizować. On pielgrzymował do Polski, był w Bydgoszczy, więc wciąż mieliśmy wyjątkowe źródło, z którego mogliśmy czerpać, co przekładało się na działania duszpasterskie. Kiedy papież odszedł, trzeba było poszukiwać nowych dróg, jeśli chodzi o ewangelizację. To właśnie nowa ewangelizacja, głoszenie Zmartwychwstałego Chrystusa przy użyciu nowych dróg i środków, przy niezmiennych treściach Magisterium Kościoła, ma być priorytetem. Przy tym trzeba spoglądać na uwarunkowania społeczne, polityczne, gospodarcze, choć w ostateczności nie ma to dla Kościoła większego znaczenia. W każdych warunkach trzeba głosić Jezusa Zmartwychwstałego oraz wsłuchiwać się w człowieka, by do niego trafić z prawdą. Tu znowu papież nam przypominał, że drogą Kościoła jest człowiek.
Czyli chodzi o wymiar synodalny, przypomniany przez papieża Franciszka. Coś, co tak sceptycznie jest przyjmowane przez grono chociażby starszych kapłanów…
Przecież wsłuchiwanie się w głos Ducha Świętego nie jest niczym nowym. Należy do części organizmu Kościoła, bez której byłby tylko strukturą, przestrzenią wzajemnego poklepywania się po plecach. Synodalność, czyli nasłuchiwanie oraz szeroko pojęty dialog księża – świeccy, papież – świeccy – ma być tym odczytywaniem wyzwań czasów. Po to, by tu i teraz, jak najlepiej wypełnić misję Kościoła. By również ta sama Ewangelia docierała w przystępny sposób do ludzkich serc.
Papież nie bez powodu powtarza również to, żeby pasterz, czyli w przypadku diecezji bydgoskiej, bp Krzysztof Włodarczyk, nie był człowiekiem zamkniętym w swoim domu, ale pachniał tymi, do których został posłany. A ten zapach często nie jest porównywalny z perfumami, ale z biedą, zwłaszcza duchową. Ma on czasami oblicze łez, buntu, także wywołanego przez grzechy Kościoła…
Biskup musi czuć zapach swoich owiec. Musi wejść w życie ludzi, diecezji. Wymiar empatii, wczucia się w ich sytuacje jest kluczowy. Wtedy ma szanse na to, by Ewangelia, którą chce przekazać, nie unosiła się ponad głowami, tylko trafiała do serca. Nie ma innej drogi.
Chociaż synodalność, mamy przykład Kościoła w Niemczech, została mocno skrzywiona, błędnie odczytania. I teraz, jak działać, by nie wypaść z torów?
Synodalność to droga, którą idziemy razem. To nie jest Kościół na zasadzie my – wy, czyli hierarchia – lud, ale coś, co wynika już z nauczania Soboru Watykańskiego II, gdzie wierni są podmiotem duszpasterskim, czyli współuczestniczą w życiu Kościoła. Tu istotną rolę mają do odegrania dane episkopaty, które znają specyfikę swojego kraju, ale oczywiście w oparciu o niezmienną treść Ewangelii. Bo jeśli tym odniesieniem nie będzie nauka Jezusa, łatwo wtedy popełnić błędy. Akurat program w Polsce „Uczestniczę we wspólnocie Kościoła” potwierdza dobrze pojętą synodalność.
Jak powinna zatem wyglądać nowa ewangelizacja, by przynosiła ona konkretne owoce w diecezji bydgoskiej?
Mamy tego samego Chrystusa, tę samą Ewangelię, ale szukamy metod dotarcia do kochanych wiernych. Jak ukazać Jezusa przede wszystkim tym, którzy są na obrzeżach Kościoła, o których mówi papież Franciszek? Na pewno musi być to świadectwo – począwszy od Ojca Świętego, poprzez biskupów, kapłanów, osoby życia konsekrowanego, skończywszy na świeckich. Świadectwo tych, którzy przeżyli spotkanie z żywym Bogiem, budują z Nim relację. Odkryli Jezusa, jako Osobę i nie mogą tego zatrzymać tylko dla siebie. Przy tym musi być autentyzm wiary, czyli to, co głosimy, jest potwierdzone w życiu. Nie chodzi o to, że jesteśmy bez grzechu, bo nie ma takich osób, ale wiemy, gdzie mamy powracać. Święty jest tylko Jezus Chrystus – Głowa Kościoła, którą my poprzez świadectwo mamy ukazywać. Poza tym mamy wiele wspólnot, które posługują się swoimi charyzmatami i metodami dotarcia do człowieka z Dobrą Nowiną.
Co Księdza Biskupa martwi w Kościele?
Martwią mnie odejścia z Kościoła, odejścia młodych z katechezy. Oczywiście mamy jeszcze kandydatów do bierzmowania, ale z nich pozostaje w Kościele pewna cząstka. A przecież ten sakrament ma doprowadzać do dojrzałości chrześcijańskiej. Martwi mnie, że nie ma młodych na Eucharystii. Martwi mnie, że nie czują się do tej wspólnoty zaproszeni. Wręcz mówią, że nie jest to ich miejsce. Pewnie wynika to także z pewnego negatywnego klimatu, jaki panuje wokół Kościoła, co ułatwia takie samousprawiedliwienie ze strony młodych. To również mało powołań. Kiedy są kandydaci do kapłaństwa, widać perspektywę, że wierni będą mieli dostęp do Eucharystii, innych sakramentów. Trzeba wykazać troskę, by tę tendencję zmienić. Ostatecznie to decyzja Pana Jezusa, bo to On powołuje. Mogę tylko się martwić tym, że ci, co są powołani, nie mają odwagi, by na to wołanie odpowiedzieć.
Byliśmy razem przez dwa tygodnie na Światowych Dniach Młodzieży i tam wydawało się, że nie jest aż tak źle. Wróciliśmy i gdzie ci młodzi są?
Na pewno są w swoich przestrzeniach życiowych. Dlaczego nie powtarzają tego wydarzenia we wspólnotach parafialnych, nie wiem. Tam się czują jako wspólnota, widać radość, entuzjazm, głębokie zaangażowanie. Czuje się ten zachwyt Kościołem, a jak ich zaprosić do bardziej kameralnych wydarzeń? Trzeba stwarzać na pewno przestrzeń do takiego spotkania, dając różne możliwości. To pytanie do biskupów, księży, wspólnot, na ile otwieramy drzwi Kościoła i drzwi naszych serc, by młodzi odkryli, że Kościół jest ich domem.
Kieruje Ksiądz Biskup diecezją bydgoską od 2,5 roku. Od pierwszych chwil widać dynamizm i nieograniczoną dyspozycyjność. Z obserwacji mogę powiedzieć, że rodzi to poczucie pewnego szczęścia, spełnienia?
Nazywam się pokoleniem Jana Pawła II, za którego czasu był bum powołaniowy. Wtedy to kardynał Wojtyła został wyniesiony na Stolicę Piotrową. I nie zapomnę przesłania świętej pamięci mojej mamy, która dała mi zdjęcie Ojca Świętego, mówiąc: wciąż na niego spoglądaj i się ucz. Więc powtórzę, że drogą Kościoła jest człowiek, ten konkretny, tu i teraz, dla mnie każdy kochany wierny z diecezji bydgoskiej. W mojej formacji – najpierw jako kleryka, a później księdza, dzisiaj biskupa – zawsze na pierwszym miejscu stawiałem duszpasterstwo, czyli troskę o zbawienie człowieka. Pomaga mi w tym droga Ruchu Światło-Życie. Czcigodny sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki pokazuje nam konkretne metody pracy, gdzie mówi o nowym człowieku, nowej wspólnocie, nowej kulturze, i tak dalej.
Wracając ponownie do św. Jana Pawła II, co chciał on nam powiedzieć, ustanawiając diecezję bydgoską? Przecież mógł tego nie robić i dobrze byśmy nadal funkcjonowali w dotychczasowym podziale administracyjnym Kościoła…
Ojciec Święty chciał, by biskup był bliżej ludzi, a ogromna diecezja taki kontakt utrudnia. Na pewno łatwiej także budować wspólnotę diecezjalną, która nie jest anonimowa, gdzie ludzie się rozpoznają, na przykład podczas wydarzeń centralnych.
Jubileusz ma być na pewno jakąś szansą, nie tylko świętowaniem…
Ma być szansą, by jeszcze bardziej podjąć wyzwania, które przed nami. Mamy odkrywać, że diecezja to nie tylko administracja, terytorium, ale wspólnota ludzi, którzy nie są przypadkowi. Diecezja to szkoła komunii, miłości, w której budujemy więzi z Jezusem i między sobą. Mamy dalej działać, robić swoje, odkrywając znaki czasu. Przynosząc przede wszystkim na ramionach owce, które są okaleczone. Również takie, które nie chcą wejść do tej owczarni i tu wielka rola apostolatu świeckich. Tak się buduje rzeczywistość Kościoła, który jak powtarza papież, jest polowym szpitalem. I tu siłą diecezji jest życie poszczególnych parafii.
A siłą Księdza Biskupa Krzysztofa jest?
Siłą jest tabernakulum, Eucharystia, budowanie więzi z Jezusem, bo ostatecznie od Niego otrzymałem dar powołania. To On mnie posyła, a ja działam w Jego imię. Poza tym każdy z nas ma dary osobowościowe. Albo z tych darów korzystamy, rozwijamy, wchodząc w relację z ludźmi, albo je zakopujemy i nic z tego nie będzie. Trzeba wciąż wracać do źródła, opierać kapłaństwo i duszpasterstwo na modlitwie, o czym przypomniałem księżom w Wielki Czwartek.
Rozmowa ukazała się w Przewodniku Katolickim.
Diecezja swoim obszarem obejmuje 5200 kilometrów kwadratowych i liczy ponad 620 tys. wiernych, w tym ponad 580 tys. katolików. Jej stolicą jest Bydgoszcz. Kościół lokalny tworzą 153 parafie, w których posługuje ponad 280 księży diecezjalnych i blisko sto osób konsekrowanych.
Biskup Krzysztof Włodarczyk urodził się 25 lutego 1961 roku w Sławnie. Święcenia prezbiteratu przyjął 21 czerwca 1987 roku. 7 maja 2016 roku papież Franciszek mianował go biskupem pomocniczym diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, a 21 września 2021 roku ordynariuszem diecezji bydgoskiej.
Biuro Prasowe Diecezji Bydgoskiej