21 kwietnia 1991 roku, witając Papieża w Pradze, ówczesny prezydent Czechosłowacji Václav Havel powiedział ze zdumieniem: „Nie wiem, czy wiem, co to jest cud, ale cudem jest to (…)”, że wydawać się mogło, niemożliwym, że w kraju komunistycznym o silnych antyklerykalnych i antykatolickich tendencjach Prezydent Czechosłowacji będzie witał Papieża.
Można w cuda nie wierzyć, ale też racjonalnie trzeba odpowiedzieć na pytanie o to wszystko, co stało się pomiędzy rokiem 1979 a 1989. A co się stało?
Kiedy Papież po raz pierwszy przybył do Polski, świat istniał w trwałym podziale na dwa wrogie sobie systemy polityczne, za którymi stały dwie największe potęgi militarne. Jedna, zbrodnicza, mająca na sumieniu obok systemu hitlerowskiego największe ludobójstwo dokonane na ludzkości w ciągu wieków i druga tzw. wolnego świata. Ale najistotniejsze jest to, że wówczas nie było na świecie ani jednego człowieka, który śmiałby śnić o tym, że za jego dni ten podział zostanie zniesiony. Że ta największa potęga militarna świata padnie. A konflikt między dwie ma potęgami byłby prawdziwym końcem świata. Wszyscy zatem ten podział zaakceptowali. Co się zatem stało, iż dokładnie 10 lat później można było z polskiej telewizji dowiedzieć się: „Proszę Państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm”. Słów tych dziesięć lat wcześniej nie możliwe było wypowiedzieć.
Prawdziwym komentarzem do tych wydarzeń może być wypowiedź Jana Pawła II w Siedzibie UNESCO 2 czerwca 1980 r.: „Jestem synem Narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własna suwerenność jako Naród – nie biorąc za podstawę jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko własną kulturę, jaka się okazała w tym przypadku potęgą większą od tamtym potęg”.[1]
Czyż zatem nie okazuje się prawdą, że materia nie może panować nad duchem. Że materia nie może panować nad człowiekiem, zamieniając go jedynie w konsumenta lub część do wymiany? Dlaczego zatem jeszcze dziś dają się słyszeć głosu tęskniące za tamtymi czasami i kwestionujące moc Ducha? Powtarzające, iż nie Msza św. ma być dziękczynieniem, tylko uwielbienie siebie?
W tym miejscu powtórzmy te pytania, jakie stawiał Papież 30 lat temu w niedzielę Trójcy Świętej na Błoniach krakowskich: „Czy można powiedzieć «nie»? Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka? Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu «nie». Człowiek może powiedzieć Chrystusowi «nie». Ale – pytanie zasadnicze: czy wolno? I: w imię czego «wolno»? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć «nie» temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat? Temu, co stworzyła podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło”.
10 lat temu była to już 7 Pielgrzymka Papieża do Polski i najdłuższa, bo 12 dni trwająca. Mogło wydawać się, że już przyzwyczailiśmy się do nich i uważaliśmy za coś normalnego. Jej hasłem były słowa z Listu św. Jana: „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8). Tematem przewodnim było Kazanie na Górze, a zwłaszcza Osiem Błogosławieństw. Upływało wówczas 1000 lat od śmierci św. Wojciecha i było przygotowaniem do tysiąclecia powołania pierwszej stałej organizacji kościelnej na ziemiach Polski z metropolią Gnieźnieńską i trzema stolicami biskupimi. Było przygotowaniem do nowego tysiąclecia chrześcijaństwa.
Podczas tej pielgrzymki wypowiedziane zostały słowa proste i może właśnie dlatego trudne do zapamiętania, a zwłaszcza dla realizacji: „Słyszałem wtedy od was – mówił Papież – «nie ma wolności bez solidarności». Dzisiaj wypada powiedzieć: «nie ma solidarności bez miłości». Więcej, nie ma przyszłości człowieka i narodu bez miłości, bez tej miłości, która przebacza, choć nie zapomina, która jest wrażliwa na niedolę innych, która nie szuka swego, ale pragnie dobra drugich; miłości, która służy, zapomina o sobie i gotowa jest do wspaniałomyślnego dawania”.
Ważnym wydarzeniem była wizyta Jana Pawła II w Sejmie (po raz pierwszy głowa Kościoła rzymskokatolickiego występowała w krajowym parlamencie). Mogliśmy wtedy usłyszeć zapewnienie, że Stolica Apostolska wspiera integrację Polski z Unią Europejską z wyznaczeniem jej zadania, aby swoim doświadczeniem i bogactwem duchowym, i kulturowym współtworzyła „Europejską Wspólnotę Ducha”. Papież przypomniał też, że „wykonywanie władzy politycznej (…) powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu”. Najlepiej zapamiętaliśmy uwagę o wadowickich kremówkach.
Pielgrzymka ta miała też swoją dramaturgię. Dała znać o sobie choroba, która ograniczała w dużym stopniu obecność i aktywność Papieża.
Najlepszym podsumowaniem tej pielgrzymki mogą być słowa Ojca Świętego wypowiedziane przy pożegnaniu na lotnisku w Balicach: „Przybyłem do was wszystkich, aby u schyłku tego tysiąclecia przypomnieć tę jedną zasadniczą prawdę, na której zbudowana jest nasza wiara – prawdę, że «Bóg jest miłością».
7 czerwca Papież przybył do Bydgoszczy. Słowami, które inspirowały Jego Homilię, było jedno z Błogosławieństw z Kazania na Górze. „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 10). Odnosząc te słowa przede wszystkim do Samego Chrystusa i przypominając w tym kontekście św. Wojciecha, Papież odniósł te słowa także do „grodu nad Brdą”. „W ciągu ostatnich dziesięcioleci, w tym stuleciu, Bydgoszcz została naznaczona znamieniem «prześladowania dla sprawiedliwości»”. Symbolem tego męczeństwa jest Stary Rynek, „Dolina Śmierci” w Fordonie, „Bydgoska niedziela”, biskup Michał Kozal.
„Wymowę tych wszystkich wydarzeń – mówił Papież – umiał odczytać w sposób właściwy Prymas Tysiąclecia, sługa Boży Kardynał Wyszyński. Uzyskawszy od ówczesnych władz komunistycznych, po wielu staraniach, w 1973 r. pozwolenie na budowę w Bydgoszczy pierwszego po II wojnie światowej kościoła, nadał mu niezwykły tytuł: Świętych Polskich Braci Męczenników. Prymas Tysiąclecia pragną w ten sposób dać wyraz przekonaniu, że doświadczona „prześladowaniem dla sprawiedliwości” ziemia bydgoska stanowi właściwe miejsce dla tej świątyni. Upamiętnia bowiem wszystkich bezimiennych Polaków, którzy w ciągu przeszło tysiącletnich dziejów polskiego chrześcijaństwa oddali swe życie za Chrystusową Ewangelię i za Ojczyznę”. Ofiara ta nie była daremna i przynosi wielorakie owoce.
Wiek dwudziesty, wiek tylu męczenników, «nieznanych żołnierzy wielkiej sprawy Bożej» a jednocześnie potężnego świadectwa wierności Chrystusowi pomimo przerażających swoim okrucieństwem cierpień potwierdza, że w tajemnicy Boga i człowieka świat potrzebuje nieustannie „znaku sprzeciwu”. Tym pierwszym był sam Jezus Chrystus. I jest ciągłym wezwaniem do trwania z Nim w jedności.
Druga część homilii papieskiej, wygłoszona właśnie tu, w Bydgoszczy, stała się szczególnym apelem, do składania świadectwa wierności wierze, nawet wówczas, gdy wymaga to ofiary składanej codziennie, a nawet przez całe swoje życie. Bardzo często nawet męczeństwo ma miejsce w wewnątrz tajnikach ludzkiej duszy, męczeństwo ducha. Ono także staje się potrzebą chwili. Niech towarzyszy mu nadzieja na osiągnięcie Królestwa Niebieskiego.
Charakterystyczne, że motyw ten bardzo często podejmuje Papież Benedykt XVI: „Wcielony Chrystus, upokorzony przez najbardziej haniebną śmierć, jaką było ukrzyżowanie, ukazany jest jako życiowy wzór dla chrześcijanina. Musi go bowiem – jak głoszą słowa Listu (Flp 2, 5) – ożywiać to samo dążenie, które było w Chrystusie Jezusie: pokora i gotowość do złożenia z siebie daru, do wyrzeczeń i ofiarności”. Takich wezwań Papież Benedykt XVI nie boi się słać nawet do młodzieży: „Trzeba zrozumieć, że budowanie życia, przyszłości wymaga także cierpliwości i cierpienia. Nie może zabraknąć krzyża również w życiu ludzi młodych, i nie jest łatwo to wytłumaczyć. Alpinista wie, że ceną pięknej wspinaczki są wyrzeczenia i trening. Podobnie młody człowiek musi zrozumieć, że we wspinaczce ku przyszłości życia konieczne jest ćwiczenie życia wewnętrznego”.
Jaką mamy alternatywę? Posłużmy się jeszcze raz myślą Papieża Benedykta XVI: „Dawniej myśleliśmy i wierzyliśmy, że gdy usuniemy Boga i odzyskamy autonomię, gdy będziemy się kierowali tylko naszymi własnymi ideałami i własną wolą, wtedy staniemy się prawdziwie wolni, ponieważ będziemy czynili, co sami zechcemy i nikt nie będzie nam rozkazywał. Jednakże tam, gdzie znika Bóg, człowiek nie staje się większy. Przeciwnie, traci swą boską godność, traci blask Boga jaśniejący na jego obliczu. Staje się w końcu produktem ślepej ewolucji, a wtedy można się dowolnie nim posługiwać i nadużywać go. To właśnie potwierdza nasza epoka. Człowiek jest wielki tylko wtedy, gdy wielki jest Bóg”.
Świadomie zestawiłem naukę tych wielkich papieży. Wolno nam dziś powiedzieć, że mieliśmy szczęście żyć w epoce wielkich papieży. Ta współzgodność ich nauczania świadczy nie tylko o tradycji i ciągłości nauki Ewangelii. Świadczy również i o tym, że gdy głosi się prawdę, to wystarczy pokazać fragmenty i nie potrzeba pamiętać, co mówiło się wcześniej, one zawsze ułożą się w całość. Nie można powiedzieć tego o kłamstwie. Kiedy się kłamie, trzeba zawsze pamiętać, co się mówiło wcześniej i kłamstwo nie układa się w całość, wiedzą o tym ci, którzy prowadzą śledztwa.
Dziś, kiedy wspominamy 10-lecie pobytu Papieża Jana Pawła II w Bydgoszczy, nie wystarczy pamiętać o tym, że był. Nawet nie można zadawalać się tym, że można się poszczycić zapamiętaniem fragmentów Jego przemówień. Trzeba zapoznać się z Jego przesłaniem po to, aby postawić sobie fundamentalne pytanie; kto ma rację – Papież, czy świat. Jeśli świat, to nauczaniem Papieża możemy się nie przejmować. Ale jeśli Papież, to wszyscy musimy się nawrócić.
To wciąż aktualna pozostaje modlitwa sprzed 30-laty: „Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi, którą my sami jesteśmy! Amen.
[1] Jan Paweł II, Nauczanie Papieskie III, 1, Poznań 1985, s. 732.