Na Bydgoskim Rynku gromadzi nas 220-rocznica sławetnej Konstytucji 3-Maja.
Przypomnijmy na wstępie fragmenty jej preambuły; „W imię Boga w Trójcy Świętej jedynego. /…/ Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucji narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą egzystencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w nasze ręce jest powierzony, chcąc na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć, mimo przeszkód, które w nas namiętności sprawować mogą, dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia Ojczyzny naszej i jej granic, z największą stałością ducha niniejszą konstytucję uchwalamy i tę całkowicie za świętą, za niewzruszoną deklarujemy.”
Pomijam sprawę invocatio Dei, odwołanie się do „Boga w Trójcy Świętej jedynego”, jakkolwiek niedawno Naród Węgierski przywrócił w swojej konstytucji odniesienie do Boga. W preambule z 3-Maja uderza przyznanie się do winy poprzednich rządów pielęgnujących wady, które stały się przyczyną słabości Ojczyzny. Jednocześnie przywołuje się w jakiejś historiozoficznej refleksji stosowność chwili, która sprzyjała podjęciu reformy państwa; była to sytuacja Europy i ostatnia chwili, aby odnowę podjąć, bowiem jutro mogło już być za późno. W ostateczności ważniejsze staje dobro powszechne, pro publico bono, niż wyzwalające się namiętności, które mogłyby stanowić przeszkodę. Zapamiętajmy: Konstytucja uchwalona została „dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia Ojczyzny.”
Zachłyśnięci wolnością z całą premedytacją wyrzekamy się dobra i Ojczyzny. Znikają, a właściwie wręcz są wykreślane, z naszego powszechnego języka takie pojęcia, jak; dobro, prawda, sprawiedliwość Ojczyzny. Znika z naszego słownika powszechnego to, że dobro jest ostateczną intencją naszego działania, że jest nią dobro Ojczyzny. W ostatnim czasie mogliśmy być światkami pewnej audycji telewizyjnej, gdzie młody chłopak odważył się zaśpiewać tekst, za który został niemalże znokautowany przez „salonowych jurystów” za rzekomo bogoojczyźniane wygłup. Dobrze, że on sam umiał się godnie zachować.
Właśnie to oziębia nasze więzy z Ojczyzną, naszą dumę na-rodową i przyznawanie się do niej. Właśnie to sprawia, że coraz więcej z nas, a zwłaszcza młodych, unika zaangażowania w sprawy społeczne, narodowe. To nie może dobrze służyć na przyszłość Polsce. Rozumieli to już starożytni. Patriotyzm, tzn. ofiarne życie, ofiarną pracę dla Ojczyzny buduje się poprzez legendę, opowiadanie o wielkiej tradycji, wspólnym losie, to buduje i utrwala narodowe więzi, są to bowiem ciepłe struktury społeczne. Rozumiał to i tego uczył młodzież sam Platon. W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć słowa uchwalonej niedawno konstytucji węgierskiej: „My, członkowie narodu węgierskiego, /…/ wyznajemy, co następuje;
Jesteśmy dumni, że nasz pierwszy król, święty Stefan przed tysiącem lat osadził węgierskie państwo na trwałych fundamentach, a naszą ojczyznę uczynił częścią chrześcijańskiej Europy.
Jesteśmy dumni z naszych przodków, którzy walczyli o prze-trwanie naszego kraju, jego wolność i niepodległość.
Jesteśmy dumni z powodu wielkich dzieł duchowych Węgrów.
Jesteśmy dumni, że nasz naród przez stulecia bronił w walkach Europę, a swoimi talentami i pracowitością pomnażał jej wspólne wartości.” Jesteśmy dumni. A co z tego, z czego mogą być dumni Polacy, staje się oficjalnym przekazem?
W Konstytucji 3-Maja napisano także na temat religii, co na-stępuje; „Religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka ze wszystkimi jej prawami; przejście od wiary panującej [do] jakiegokolwiek wyznania jest zabronione pod karami apostazji. Że zaś taż sama wiara święta przykazuje nam kochać bliźnich na-szych, przeto wszystkim ludziom jakiegokolwiek bądź wyznania pokój w wierze i opiekę rządową winniśmy. I dlatego wszelkich obrządków i religii wolność w krajach polskich podług ustaw krajowych gwarantujemy.”
Konstytucja pisana przed 220 laty mogła wówczas napisać o dominującej religii katolickiej. Dzisiaj trzeba widzieć ten zapis w horyzoncie wolności sumienia, co oczywiście dochodzi do głosu w następnym zdaniu. Dzisiaj myśl tę trzeba byłoby formułować w horyzoncie primus inter pares, pierwszy pośród równych. Konstytucja węgierska sformułowała to następująco: „Uznajemy kluczową dla podtrzymania naszego narodu rolę chrześcijaństwa. Szanujemy różne tradycje religijne naszego kraju.” Polska ma pod tym względem wielką tradycję i bogate doświadczenie, była przecież krajem „bez stosów”, gdzie azyl znajdowali innowiercy, a zwłaszcza Żydzi. Polska ma również doświadczenie spotkania Zachodu ze Wschodem, z ich kulturowym, etycznym i religijnym kontekstem. Dzisiaj, kiedy otwierają się granice i jesteśmy świadkami wielkich emigracji ludzi pochodzących z różnych kultur, Europa, Polska obroni siebie jedynie przez silną świadomość i tożsamość narodową, która z nacjonalizmem nie ma nic wspólnego, przez silną świadomość i toż-samość religijną, bo tylko takie jako ciepłe struktury, jak określają to socjologowie, mogą być równocześnie tolerancyjne. To chrześcijaństwo pielęgnowało myśl o niepodległości Polski w czasach rozbiorów. To myśl chrześcijańska pozwalała przezwyciężyć polityczny darwinizm, który głosił, że państwa słabe nie mają racji bytu, a upadek Polski miałby być najlepszym dowodem słabości państwa i wy-starczającą racją, aby zniknąć z politycznej mapy Europy. To myśl chrześcijańska integrowała napływową z różnych stron świata po-wracających z tułaczki Polaków na Ziemiach Zachodnich.
W Konstytucji 3-Maja o sądach, poza ich strukturą, napisano lakonicznie; „Władza sądownicza nie może być wykonywana ani przez władzę prawodawczą, ani przez króla, lecz przez magistratury na ten koniec ustanowione i wybierane. Powinna zaś być tak do miejsc przywiązana, żeby każdy człowiek bliską dla siebie znalazł sprawiedliwość, żeby przestępny widział wszędzie groźną nad sobą rękę krajowego rządu.” Sądy ustanowione zostały, aby strzec dobra, sprawiedliwości i wymierzać karę. Czyż dziś bardzo często sprawiedliwość nie zostaje zamieniona na usypiające wszystkich procedury? Ginął ludzie, ale sąd czuje się spokojny w sumieniu, gdyż procedury zostały zachowane, mniejsza z tym, że zagubiono rozeznanie dobra i zła, że uwłacza to sprawiedliwości.
Proszę mi wybaczyć, że przytoczę jeszcze pewne fragmenty z uchwalonej niedawno konstytucji węgierskiej:
„Czujemy odpowiedzialność wobec naszych potomków, dla-tego rozumnie korzystając ze źródeł materialnych, duchowych i naturalnych, chcemy dla tych, którzy przyjdą po nas, zachować godne warunki życia.
Wierzymy, że nasza kultura narodowa jest wkładem do różnorodnej jedności europejskiej.
Szanujemy wolność i kulturę innych ludów, staramy się o współdziałanie z każdym narodem świata.
Wyznajemy, że podstawą ludzkiego istnienia jest godność człowieka. Wyznajemy, że wolność człowieka może urzeczywistnić się tylko we współdziałaniu z innymi.
Wyznajemy, że najważniejszymi ramami naszego współistnienia są rodzina i naród, a podstawowymi wartościami naszej jedności pozostają wierność, wiara i miłość.
Wyznajemy, że podstawą siły wspólnoty i poszanowania każdego człowieka jest praca, dzieło ludzkiego ducha.
Uznajemy, że po dziesięcioleciach XX wieku, prowadzących do moralnej zapaści, istnieje niezbędna potrzeba duchowej odnowy.
Pokładamy ufność we wspólnie tworzonej przyszłości i w świadomości powołania młodych pokoleń. Wierzymy, że nasze dzieci i wnuki swymi talentami, wytrwałością i duchowymi wysiłkami na nowo uczynią Węgry wielkimi.
Zobowiązujemy się, że będziemy chronić i pielęgnować nasze dziedzictwo, węgierską kulturę, niepowtarzalny język oraz wytwory natury i dzieła człowieka.”
Śmiem twierdzić, że wyrażono w tych słowach głęboką mądrość, iż Europę są zdolne zbudować jedynie silne swoją świadomością i tożsamością narody we współpracy ze sobą. Śmiem twierdzić a stwierdzam to z bólem, że są u nas takie środowiska o agresywnej poprawności politycznej, które demonstracyjnie manifestują niechęć do tego, co ojczyźniane na rzecz rozmazanej europejskości. Ale przecież także europejskość potrzebuje wiodącej idei, fundamentalnej wartości, która nadaje sens i jednoczy.
Kiedy pozostajemy jeszcze pod głębokim wrażeniem beatyfikacji Jana Pawła II, nie sposób nie przypomnieć w tym miejscu te Jego wypowiedzi, w których kreślił warunki umocnienia Ojczyzny. W roku 1987 mówił: „Więc – jako również syn tej Ojczyzny – odważam się wyrazić pogląd, że trzeba przemyśleć wiele spraw życia społecznego, struktur, organizacji pracy, aż do samych założeń współczesnego organizmu państwowego, pod kątem przyszłości młodego pokolenia na ziemi polskiej. /…/ Mamy tylu młodych, obiecujących ludzi. Nie możemy dopuścić do tego, aby nie widzieli oni dla siebie przyszłości we własnej Ojczyźnie.” Dzisiaj straszy się nas nową falą uchodźstwa właśnie wśród młodych, mają wyjeżdżać, aby szukać dla siebie szkół.
W tym kontekście podnosił Papież sprawę ważną dla całego społeczeństwa; jego podmiotowości. Podmiotowość ta ma być wypracowywana wszędzie i przez wszystkich. Rodzi się ona z samej natury bytu ludzkiego: odpowiada w pierwszym rzędzie godności osoby ludzkiej, ją potwierdza i weryfikuje. W takim społeczeństwie każdy widzi swoje miejsce, czuje się potrzebny i odpowiedzialny, zwłaszcza za wykluczonych. Podmiotowość znaczy, że człowiek nigdy nie może być dla nikogo przedmiotem, lecz zawsze tylko podmiotem i partnerem dialogu. „Człowiek – powie Jan Paweł II – jest podmiotem pośród świata przedmiotów, dlatego że jest zdolny poznawczo obiektywizować wszystko, co go otacza. Dlatego że przez swój umysł zwrócony jest «z natury» ku prawdzie. W prawdzie zawiera się źródło transcendencji człowieka wobec wszech-świata, w którym żyje.” To dlatego – jak słyszeliśmy przedwczoraj w homilii papieża Benedykta XVI – dopiero prawda czyni człowieka wolnym. Wyzwala go z jego egoizmu, próżności, niewiedzy i własnych ograniczeń. Ale prawda zobowiązuje, domaga się od człowieka jej uszanowania i przyjęcia.
To prawda pomaga człowiekowi nie ulegać pokusie samo-ubóstwienia, jak i pokusie samourzeczowienia, gdzie m.in. człowiek staje się niewolnikiem własnych wytworów. Człowiek urzeczawia siebie, kiedy czyni się niewolnikiem własnej woli i samego siebie stawia poza dobrem i złem, a czyni tak, kiedy stawiając siebie poza dobrem i złem na nowo będzie definiował, co jest prawdą, dobrem i złem, kiedy będzie o nich decydował. W tym kontekście ileż niemądrych słów zdążono już wypowiedzieć chociażby na temat ostatniej beatyfikacji.
Prawda odsłania człowiekowi prawdą o nim samym, kim jest nie tylko w sensie indywidualnego jestestwa, ale odniesienia do drugiego człowieka w miłości. To odniesienie, ta relacja jest warunkiem jego – jak to się dziś stwierdza – urzeczywistniania siebie. Człowiek sam z siebie nie potrafi się urzeczywistniać, nie potrafi być człowieka. Człowiek tylko dlatego może powiedzieć o sobie „ja”, że odróżnia drugie „ja” – „ty”. A przez to odróżnienie wchodzi we wspólnotę „my”. Tak odsłania się prawda o człowieku jako istocie społecznej; o społeczeństwie, państwie, władzy, narodzie, Ojczyźnie. Czyż właśnie to nie powinno być przedmiotem szczególnej refleksji, jeśli prawdziwie chcemy budować m.in. nasze życie parlamentarne, demokrację, współżycie najróżnorodniejszych zrzeszeń, stowarzyszeń, związków, fundacji, przez co zagęszcza się ciepłymi strukturami życie społeczne i umacnia społeczna podmiotowość, przez co umacnia się zaufanie do państwa i władzy? Zaufanie, które wyzwala ofiarnego ducha na rzecz lokalnych społeczności, a w ostateczności Ojczyzny? Czyż właśnie ten ofiarny duch na rzecz Ojczyzny nie przegrywa dziś z partykularnym interesem, mało tego z dyktaturą relatywizmu?
W tej refleksji nad fundamentami naszej ludzkiej kondycji, jak fundamentalna jest konstytucja, nie może zabraknąć słowa o sumieniu, o tym „najtajniejszym ośrodku i sanktuarium człowieka”. Właśnie sumienie stało się przedmiotem szczególnej refleksji, kiedy w 1995 roku Jan Paweł II mając do dyspozycji jeden dzień pobytu w Skoczowie i praktycznie możliwość wygłoszenia jednej homilii, poświęcił ją właśnie sumieniu. Cytując naukę Soboru Watykańskiego II Jan Paweł II przypominał: „W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie na nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra, a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, a tamtego unikaj”.
Mówiąc o sumieniu Papieżowi nie chodziło o kolejny wykład z etyki, lecz o sprawy jak najbardziej ważne i praktyczne, a dotyczą-ce Ojczyzny. „Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. Jednak najbardziej pod-stawowym problemem pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia!”
Kościół zawsze bronił praw sumienia, zwłaszcza w minionym okresie totalitarnych ideologii i nie rozróżniał, czy jest to sumienie ludzi wierzących, czy niewierzących. Być człowiekiem sumienia to nie tylko nie ulegać demoralizacji i nie poddawać się prądom moralnego permisywizmu, ale także pamiętać o przestrodze: „Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać cały świat, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek za swoją duszę?” (Mt 8, 36-37). To pytanie w świetle przedwczorajszej beatyfikacji zyskuje szczególne znaczenie, pyta się o jej sens.
Konstytucji 3-Maja, której 220 rocznicę obchodzimy, nie jest tylko zamkniętą przeszłością, którą się przypomina, nie wiedzieć po co. Stanowi ważny element narodowej tradycji. Tworzą ją chwile małe i wielkie, podłe i bohaterskie. Tworzy ją także szczególne rozumienie przesłania „gloria victis – chwała zwyciężonym”. Czy rzeczywiście możemy być pewni, że ci, którzy przegrali ze zdradą, podłością, podstępem, z człowiekiem, którego jedyną racją była ślepa siła, że oni rzeczywiście przegrali?
Amen.