Uroczystość 224. rocznicy Konstytucji 3-Maja gromadzi nas na Rynku w Bydgoszczy, gromadzi jako Obywateli, którzy przeżywając świadomie tę rocznicę, chcą poprzez odniesienie się do niej budować swoją historyczną tożsamość, ale też odkrywać mądrość jej twórców.
To bowiem, co uderza w całym procesie uchwalania tej Konstytucji, to ostateczna jednomyślność jej przyjęcia przez wszystkie stany. I może właśnie warto i pod tym względem przyjrzeć się jej, aby odnaleźć źródła owej jednomyślności; jakżeż byłaby ona potrzebna również i nam, współczesnym. Konstytucja 3-Maja uchwalona na Starym Kontynencie jako pierwsza niewątpliwie zapisała w sobie, bo z niej wyrosła, wielką tradycję prawną ówczesnej Europy. Czym owa była, czym się charakteryzowała, co takiego w sobie zawierała, co spowodowało, że Polacy potrafili się pogodzić i Konstytucję uchwalić?
Moi Drodzy!
Przypatrzmy się tym zasadniczym wątkom, zasadniczemu nurtowi filozofii i kultury prawnej ówczesnej Europy, bo tkwią w niej zasadnicze wskazania, które nam mogą pomóc odnaleźć źródła, które budowały tę jednomyślność. Jeśli dziś boli nas brak jednomyślności w wielu sprawach i szczerze pragniemy ją odzyskać, aby móc się porozumieć niekoniecznie wyrzekając się własnego zdania, to może warto sięgnąć do historii, warto posłuchać.
Proponuję, abyśmy posłuchali krótkiej wypowiedzi Jana Pawła II, zawartej w encyklice Fides et ratio. „Rozum… staje się coraz bardziej niezdolny do skierowania się ku wyższej rzeczywistości i nie śmie sięgnąć po prawdę bytu. Nowoczesna filozofia zapomniała, że to byt winien stanowić przedmiot badań i skupiła się na poznaniu ludzkim” (5). Papież w tych dwóch zdaniach mówi nam, że we współczesnym sposobie myślenia, we współczesnym sposobie poszukiwania prawdy, a także we współczesnym sposobie stanowienia prawa nie jest ważna rzeczywistość, czyli byt, czyli to, co istnieje samo w sobie, lecz to, co my o tym myślimy, jaką teorię, powiem więcej, jaki światopogląd na ten temat snujemy. A zatem nie rzeczywistość, lecz nasze poglądy o rzeczywistości stają się punktem wyjścia, również dla stanowienia prawa. I może właśnie to jest pierwszym powodem naszych podziałów. Papież nie jest tu osamotniony w swojej myśli. O wiele wcześniej zwracali na ten problem uwagę wybitni filozofowie. Pisał na ten temat m.in. Josef Pieper w 1928 r. „Każda powinność ma uzasadnienie w bycie. Rzeczywistość jest fundamentem etyki. Dobro jest zgodnością z rzeczywistością. Kto chce poznać i czynić dobro, musi zwrócić swój wzrok na realny świat bytu. Nie na własne «poglądy», nie na swoje «sumienie», nie na «wartości», nie na samowolnie wyznaczone «ideały» czy «wzory». Musi abstrahować od własnego działania i zwrócić się ku rzeczywistości”.
Jeśli więc prawdziwie chcemy porozumieć się w stanowieniu prawa, w poglądach etycznych, w odpowiedzi na pytanie, czym jest dobro, prawda musimy zwrócić się ku rzeczywistości, ku temu, co jest i jakie jest, co w tych dwóch wypowiedziach określone zostało jako byt.
To w takim duchu Europa wypracowała własną filozofię i kulturę prawną, z której wyrosła nasza Konstytucja 3-Maja. Aby przybliżyć tę myśl, chciałbym odwołać się do przemówienia papieża Benedykta XVI, jakie wygłosił 22 września 2011 roku w Bundestagu w Niemczech. W przemówieniu tym Papież chciał ukazać zasadnicze wątki kultury prawnej, którymi kierowano się w Europie już od II w. przed Chrystusem. Wówczas to doszło „do spotkania między rozwiniętym przez filozofów stoickich społecznym prawem naturalnym i autorytatywnymi nauczycielami prawa rzymskiego”. I w takim duchu tworzono prawo w Europie przez całe średniowiecze, Oświecenie aż po Deklarację Praw Człowieka z 1948 r. i Konstytucję Niemiecką, gdzie w 1949 r. uznano „nienaruszalne i niezbywalne prawa człowieka za podstawę każdej wspólnoty ludzkiej, pokoju i sprawiedliwości na świecie”.
W tej filozofii, w tej kulturze tworzenia prawa w Europie mieli swój wkład także filozofowie chrześcijańscy. Ich rolę Benedykt XVI opisuje w następujący sposób, że „opowiedzieli się przeciw prawu religijnemu, które wymagało wiary w bóstwa, i stanęli po stronie filozofii, uznając rozum i naturę w ich wzajemnym powiązaniu za obowiązujące wszystkich źródła prawa… [Bowiem] W przeciwieństwie do innych wielkich religii chrześcijaństwo nigdy nie narzucało państwu i społeczeństwu prawa objawionego, uregulowania prawnego, wywodzącego się z objawienia. Odwoływało się natomiast do natury i rozumu jako prawdziwych źródeł prawa”.
Moi Drodzy!
Przytaczam ten fragment wypowiedzi Papieża dlatego, że dziś powszechnie szafuje się pomówieniem, iż chrześcijaństwo (Kościół, biskupi) zabierają głos w sprawach, które do nich nie należą i stąd trzeba ich w ogóle wykluczyć z przestrzeni publicznej. I dlatego chcę powiedzieć, że wypowiedź Papieża, poczyniona w Bundestagu wobec polityków różnej orientacji światopoglądowej od chrześcijan po skrajne ugrupowania Zielonych, nigdy nie spotkała się ze sprzeciwem, bowiem mówił prawdę. A sami możecie dokonać swoistego eksperymentu, możecie zebrać wszystkie kodeksy praw, jakie wydano w Europie i nigdzie nie znajdziecie w nich, aby religia, Objawienie były bezpośrednimi źródłami prawa, zawsze punktem wyjścia była natura, prawo naturalne, czyli byt, inaczej rzeczywistość i rozum, czyli rozumna refleksja nad nią, z której wyczytywano prawo.
Ale idźmy dalej. Jeśli zakreśliłem granicę na Deklaracji Praw Człowieka, że na niej kończy się ta ponad dwa tysiące lat trwająca kultura prawna Europy to dlatego, że od tej pory widzimy zwrot w tym zakresie. Idea prawa naturalnego jest dziś ideologicznie przypisywana nauce specyficznie katolickiej, toteż nie warto o niej dyskutować, bowiem w ogóle ma nie istnieć i właściwie trzeba się wstydzić ją wspominać. W tym miejscu ogłasza się przepaść, brak związku pomiędzy bytem, tzn. tym, co istnieje, a powinnością, moralnością, prawem. Podobnie głosi się pozytywistyczną wizję rozumu; rozumne ma być tylko to, co pozwala się zweryfikować w doświadczeniu i stąd cała rzeczywistość redukowana jest do poziomu fizykalnego, biologicznego, ekonomicznego tzn. do poziomu funkcjonalnego. Mówiąc o tym wszystkim, Papież przypomniał postać Hansa Kelsena, jednego z piewców tej pozytywistycznej idei w prawie, że z natury, z prawa naturalnego nie może wynikać żadna wskazówka o charakterze etycznym. A przypomniał dlatego, że pod koniec życia wszystkie te przez siebie głoszone tezy odwołał. Odwołał, ale do idei związku pomiędzy naturą, prawem naturalnym a powinnością już nie powrócono. I ci, którzy pierwotnie na niego się powoływali, dziś głoszą te tezy już jako absolutnie zobiektywizowane.
Moi Drodzy!
Poruszamy zbyt ważny temat, aby go tak zostawiać. Co znaczy, że powinność, że prawo zapisane jest w rzeczywistości? Przyjrzyjmy się najpierw prawom fizyki. Prowadzę samochód i nagle na zakręcie wypadam z drogi. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Przekroczona została norma, prawo zapisane w masie mojego ciała, przekroczona została norma, prawo zapisane w masie mojego samochodu, przekroczona została norma, prawo zapisane w sile odśrodkowej wyzwolonej daną prędkością i dlatego musiałem skończyć w rowie. Zapewne przed tym zakrętem stał znak drogowy. Ten znak był zewnętrznym zapisem i pochodną tego prawa, tej normy, o której mówiłem wcześniej. Ale najważniejsze jest coś innego; ta norma, to prawo, o którym mówiłem wcześniej, nie pozwoliły z siebie kpić, nie pozwoliły z siebie zadrwić i dlatego egzekucja prawa dokonała się natychmiast, prędzej niż się spodziewałem, wylądowałem w rowie. Taka jest natura praw fizyki i dlatego nie można manifestować swojej wolności wychodząc przez okno z dziesiątego piętra.
W tym jednak, o czym mówiłem, rzeczywistość się nie wyczerpuje. Przejdźmy do innej. Oto przed lekarzem w laboratorium leży embrion. Embrion jest także rzeczywistością, faktem, bytem, ale jakżeż bardziej skomplikowanym. Najpierw wpisane zostały w niego prawa fizyki, bo składa się z materii im podległej, ale równocześnie jest żywym organizmem, żyje. Żyje i z tego powodu wpisane zostały w niego prawa, normy kierujące życiem. Życie, czym jest życie? Już na najniższym poziomie rozumienia życie to przemiana materii, wzrost i reprodukcja. Charakteryzuje je to, że życie występuje zawsze jedynie w żywej formie i konkretnej postaci. Występuje zawsze tylko jako ta oto konkretna roślina, to oto konkretne zwierzę, ten oto konkretny człowiek, ten oto konkretny embrion. Ale także już na tym poziomie niesie w sobie tajemnicę początku. To słowo tajemnica jest tu jak najbardziej właściwe, bowiem opierając się o nauki przyrodnicze natrafiamy na granicę wyjaśniania życia. Nauki biologiczne nie poradziły sobie z wyjaśnieniem życia. Innymi słowy „życie może zostać rozpoznane jedynie przez życie”.
Moi Drodzy!
Jednakże kiedy mówimy o embrionie, który leży w laboratorium przed lekarzem, to musimy dostrzec trzeci wymiar jego rzeczywistości oraz praw i norm nim rządzących; mówimy o ludzkim embrionie. To znaczy, że mamy do czynienia z człowiekiem.. To dopiero człowiek może być określony w najpełniejszym tego słowa znaczeniu istotą żywą, bowiem poprzez centrum, nazywane ludzkim „Ja”, które nie posiada żadnego przestrzennego miejsca, staje się podmiotem i poprzez swoje ciało wiąże się z otoczeniem. Do tych wymiarów ludzkich cech: trzeba dodać świadomość i refleksyjność, wolność, spotkanie, zdolność do pojęciowej abstrakcji, ale też ograniczenia wyrażające się śmiertelnością. O śmierci w tym miejscu mówić nie będziemy, jakkolwiek o niej zapominamy.
Jakie prawa, jakie normy wpisane zostały w tak rozumianą rzeczywistość, jaką jest człowiek? Przede wszystkim wrodzona, niezbywalna godność osoby ludzkiej, zakorzeniona w wewnętrznym, duchowym życiu człowieka, które manifestuje się samoświadomością, ludzkim „Ja”. To właśnie w swoim wnętrzu człowiek występuje w swojej autonomii, indywidualności, własnej realności i własnej transcendencji. I dlatego człowiek jest nieredukowalny, nieporównywalny z żadną inną formą życia. Natomiast w wolności człowieka zapisane zostały pryncypia etyczne. Zakładają one rozum pozwalający człowiekowi wartościująco oceniać sytuację, to znaczy pytać o racje i wybierać cele. Stąd człowiek jest jedyną istotą, która nie tylko żyje, ale musi swoim życiem kierować. Ale wolność człowieka zakłada także wolność do nieprawdy i kłamstwa, wolność do nienawiści i zniszczenia, wolność do popełniania bezprawia i wyzysku życia, inaczej mówiąc: wolność do zła. Nad tym trzeba się zatrzymać, bowiem „odróżnienie dobra i zła: jest nam dane, nie zależy od nas, „którego nie możemy ani unieważnić, ani zmienić według naszej woli lub kaprysu, które zastajemy gotowe, które nam się narzuca i które jesteśmy zmuszeni przyjąć jako prawdziwe”. A to znaczy, że w rozróżnieniu dobra i zła mamy do czynienia z prawem naturalnym, które, kiedy czynię zło, a zwłaszcza, kiedy doświadcza zła, zawsze się odzywa stwierdzeniem: „tak być nie powinno”. Na jeszcze jeden wymiar bycia człowiekiem trzeba zwrócić uwagę: spotkanie, to znaczy, że do istoty bycia człowiekiem należy relacja, odniesienie do drugiego człowieka. Już każda istota żywa potrzebuje innej, aby móc żyć. Człowiek potrzebuje „ty”, aby mógł stać się „ja” i stąd wszelkie rzeczywiste ludzkie życie jest spotkaniem. Ale aby mogło do niego dojść, trzeba równocześnie budować swoją tożsamość, świadomość własnego ja, samodzielność. Jest to niezmiernie ważne w sytuacji, kiedy przyszło nam żyć w wielości światopoglądów. Każdy ma prawo i obowiązek budować swoją tożsamość poprzez głoszenie wobec innego swoich poglądów. „Ów Inny nie jest zwykłą rzeczywistością społeczną; jest ontologicznie niezbędny, bym ja mógł istnieć jako Ja. Jeśli nie ma Innego, nie ma też osobnego Ja. W ten sposób bezkompromisowo potwierdzona prawda, owa prawda, która mogłaby się wydawać obraźliwa, jest konieczna właśnie ze względu na wyjątkowość mojej tożsamości. Zarazem jednak jest potwierdzeniem odmienności Innego. Jest uznaniem jego Inności, jego tożsamości. W tym sensie wyraża dla niego głęboki szacunek, jest dokładnie tym, co sprawia, że on to jest on, a ja to ja”. Można zatem stwierdzić, że głoszenie prawdy jawi się jako sposób uznania tożsamości, wyjątkowości Mnie samego i wyjątkowości Innego. Próba odebrania mi głosu przez Innego jest zatem z jego strony czynem niemoralnym.
Ten ciąg myśli, aby pokazać, kim jest człowiek jako rzeczywistość, jakie prawa, normy są w niego wpisane chciałbym zamknąć wypowiedzią Papieża Benedykta XVI z cytowanego już przemówienia w Bundestagu. „Powiedziałbym, że pojawienie się ruchu ekologicznego w polityce niemieckiej… pozostanie… głosem, którego nie można ignorować. Młodzi ludzie zdali sobie sprawę, że w naszych stosunkach z naturą coś jest nie tak, że materia nie jest tylko surowcem, który mamy przetwarzać, ale że sama ziemia ma swoją godność, a my winniśmy stosować się do jej wskazań… Doniosłość ekologii oczywiście nie podlega już dyskusji. Winniśmy słuchać języka przyrody i dawać stosowne odpowiedzi. Chciałbym jednak podkreślić z mocą rzecz, o której – jak mi się wydaje – dziś, podobnie jak i wczoraj, się zapomina: istnieje także ekologia człowieka. Również człowiek ma naturę, którą winien szanować i którą nie może manipulować według swego uznania. Człowiek to nie tylko wolność, którą sam sobie tworzy. Człowiek nie stwarza sam siebie. Jest on duchem i wolą, ale jest też naturą, a jego wola jest słuszna wtedy, kiedy szanuje naturę, słucha jej i akceptuje siebie takiego, jakim jest, to, że sam siebie nie stworzył. Właśnie w ten sposób i tylko w ten sposób urzeczywistnia się prawdziwa ludzka wolność”.
Moi Drodzy!
Zmierzajmy ku końcowi. W laboratorium przed lekarzem leży ludzki embrion, co lekarz może z nim uczynić? Wszystko! Może wszczepić w ludzki organizm, może zamrozić, może oddać do innego laboratorium dla dokonywania na nim eksperymentów, może sprzedać, może też jednym ruchem ręki unicestwić. I co? I nic! Żadne prawo, żadna norma w ten embrion wpisana o ten embrion się nie upomni, nie wyegzekwuje swoich praw, jak uczynią to prawa fizyki. Dotyczy to także człowieka dorosłego. Można go unicestwić, zakopać w lesie i jeśli nie upomni się o niego sumienie drugiego człowieka, to ten tak już zostanie na zawsze. Dlaczego tak się dzieje? Dzieje się tak dlatego, bo prawo, norma wpisana w człowieka, to nie prawa fizyki, lecz prawo natury, a ono „nie da się nigdy odkryć – jak stwierdza Leszek Kołakowski – jako faktu empirycznego; ta wiedza jest mało pożyteczna, jeśli nie jesteśmy zdolni do odczuwania dobra i zła w nas samych”. I stąd konieczność sumienia.
Na jakiej zasadzie można z embrionem zrobić, co się chce? Można tak zrobić, bowiem prawo stanowione, prawo zapisane w kodeksach jak w znakach drogowych jest wyczytywane nie z natury, nie z rzeczywistości, o którą się upominamy, lecz na podstawie poglądów, jakie mają o niej ci, którzy to prawo stanowią. Każdy może swoje poglądy głosić, ale nie one mają stanowić źródło prawa. Słyszałem z ust jednego z najwyższych polityków, że między embrionem a człowiekiem nie można stawiać znaku równania. Embrion to nie człowiek. I teza ta wystarcza za wszelki argument i wszelkie uzasadnienie. I tezę tę wystarcza jedynie przegłosować w Ustawodawczej Izbie i już mamy prawo. I nikt nie chce zauważyć, że w tej tezie zawiera się sprzeczność, bowiem teza ta staje się prawem w tym celu, aby zalegalizować to, aby nie mógł się narodzić człowiek, to nie embrion ma się nie narodzić, lecz człowiek i właśnie dlatego uśmierca się embrion.
I tak stanowimy dziś prawa nie pytając się czym jest rzeczywistość dziecka, można je adoptować przez każdy związek, który zapewni mu wikt i opierunek, i tak dziecko staje się często kaprysem, rzeczą posiadaną na własność, a nie kimś autonomicznym; nie pytamy się, czym jest rzeczywistość małżeństwa, rodziny, która często zamienia się w firmę świadczącą usługi i usług oczekującą, chociażby w formie in vitro; czym jest rzeczywistość wychowania, kto ma i może wychowywać – w odpowiednim wieku wychowanek piwa w sklepie kupić nie może, ale środki antykoncepcyjne w aptece już tak. Wszystko to chcemy regulować prawem, ale nie pytamy się o rzeczywistość, lecz własne poglądy mają wystarczać. Stąd tworzymy nie tylko złe prawo, lecz przyczyniamy się do coraz to większych podziałów w społeczeństwie. Polityka staje się „administrowaniem”, a nie troską o dobro wspólne. W miejsce etyki wprowadzamy technikę i wszystko to, co technicznie wykonalne staje się automatycznie dobre i usprawiedliwione. W ten sposób człowiek staje się przedmiotem, natomiast niektórzy kreują się na tych, którzy mogą decydować o sensie działania na człowieka, jak to ma miejsce podczas selekcji embrionów, czy dokonywanych na nich eksperymentach. Prawo zezwalając na taką praktykę staje się sługą techniki, a nie technika sługą prawa. W ten sposób zanika kultura prawna. Kultura prawna to świadomość, że celem prawa jest dobro człowieka. Jest to jedyny sposób, aby bronić prawo przez nim samym, aby dobra prawa nie upatrywać jedynie w jego skuteczności. A ofiarami braku owej kultury prawnej stają się wszyscy. Oto przykład: dnia 7 kwietnia br. w programie telewizyjnym (1 TVP) „Świat się kręci” przedstawiono problem bezsilności pewnego pana, który od kilkunastu lat płaci alimenty nie na swoje dziecko. Od dawna przedstawia wszelkie dokumenty m.in. medycyny sądowej potwierdzające, że dziecko, na które płaci alimenty, nie jest jego i co… I nic. W studio zebrane panie, reprezentujące wysokie organa państwowe, mogły stwierdzić tylko tyle, że problem jest poważny i co należałoby czynić, aby go rozwiązać. Jedna z nich próbowała nawet taki stan częściowo usprawiedliwiać odwołując się m.in. do idei bronionych przez UE, jak dobro rodziny, czy dobro dziecka – przykład jak idee stają się sloganami.
Moi Drodzy!
Czy jest z tego wyjście? Jest! Właśnie dla naszej sytuacji pluralizmu światopoglądowego Papież Benedykt XVI znalazł rozwiązanie w myśli Jürgena Habermasa, który mówi o dwóch źródłach prawowitości. „Uprawnione uczestnictwo w polityce wszystkich obywateli oraz racjonalność formy rozwiązywania sporów politycznych”. Ten neomarksista stwierdza, że w społeczeństwie różnorakim światopoglądowo każdy ma prawo uczestniczyć w polityce, a spory mają być rozwiązywane w oparciu o „racjonalność formy”. Ową „racjonalność formy” Habermas rozumie następująco, „że nie może być ona jedynie walką o arytmetyczne większości, lecz musi cechować ją «proces argumentacji wyczulonej na prawdę»” I dodaje Papież: „Uważam za rzecz znamienną, że Habermas uznaje wrażliwość na prawdę za konieczny element procesu argumentacji politycznej, wprowadzając tym samym na nowo ideę prawdy do debaty filozoficznej i politycznej”. Nie wolno nam lekceważyć prawdy, bowiem „kto neguje prawdę, ten równocześnie neguje prawdziwość własnego stanowiska”.
Moi Drodzy!
Już skończyłem. I ktoś może powiedzieć, że było trudne. Dla mnie także było bardzo trudne, od dwóch miesięcy nosiłem je w sobie. Przeczytałem kilka książek i kilkadziesiąt artykułów. I najdziwniejsze jest to, że tyle racjonalnych i naukowych argumentów nie znajduje żadnego uznania pośród polityków stanowiących prawo. Prof. Grygiel zapisał w swojej książce bardzo prywatną rozmowę Jana Pawła II z księdzem znanym z kontestowania nauki Papieża. I kiedy ten wyczerpał wszystkie argumenty na końcu powiedział tylko tyle: Nie pozostaje mi nic innego jako modlić się w intencji księdza.
Moi Drodzy, módlmy się.