Widocznie tak już musiało być, że chrześcijanie od początku byli przesłuchiwani. Ten sam św. Piotr, który w dzisiejszej liturgii Słowa odpowiada przesłuchiwany przed Sanhedrynem, wezwie później wszystkich chrześcijan, aby byli „zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3, 15).

Od początku też odpowiedzi, jakich chrześcijanie udzielali, rodziły jeszcze większe problemy, niż pierwotne pytania, na które musieli odpowiadać. Odpowiedź, jakiej udzielił św. Piotr; „Jeśli przesłuchujecie nas dzisiaj…, to niech będzie wiadomo wam wszystkim…, że w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka – którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych” (Dz 4, 9-10), bardzo łatwo można było zakwestionować. Wystarczało stwierdzić; jak możecie mówić, że Bóg Go wskrzesił z martwych, skoro mamy jego ciało, pogrzebane w konkretnym grobie. Natomiast odpowiedź, jakiej Sanhedryn był zdolny udzielić, okazuje się właściwa dla wszystkich przesłuchań, aż po ostatnie przez SB: „… zakazali im w ogóle przemawiać i nauczać” (Dz 4, 18). Po prostu: nie wolno i już. Bez żadnej troski o jakiekolwiek uzasadnienie. A jeśli już jakieś uzasadnienie to, co najwyżej oburzenie: jak śmiecie głosić coś podobnego. Czyż nie na takim poziomie miała się toczyć dyskusja o ostatnie wypowiedzi Papieża z drogi do Afryki, łącznie z oświadczeniem Parlamentu Belgijskiego?

 

Piotr, prosty rybak, mógł jednak stwierdzić: „On jest kamieniem odrzuconym przez was budujących… I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12). I chociaż można sobie wyobrazić dzisiejszą odpowiedź na to stwierdzenie, że żadnego zbawienie nie ma, że na żadnym zbawieniu nam nie zależy, to jednak wypowiedź św. Piotra jest mimo wszystko wciąż aktualna: pyta się o fundament, na którym buduje się to życie, dla którego zbawienie miałoby być niepotrzebne. A zatem, po co je w ogóle budować zwłaszcza, jeśli jest to związane z trudem.

 

Filozofię wypowiedzi św. Piotra dopełnia św. Jan. „Popatrz-cie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3, 1). Jest to bardzo szczegółowe ukonkretnienie prawdy, że nikt z nas nie znalazł się na tym świecie z przypadku, że ślepy los decydował o tym, że na tym świecie znaleźliśmy się nie wiedząc skąd i po co. Nie! Nie znaleźliśmy się na tym świecie, dlatego tylko, że ktoś powodowany kaprysem chwili strzelił z palca i jesteśmy. Jesteśmy posłani miłością Ojca, aby tak jak Jezus Chrystus wypełnić Jego wolę, która jest naszą życiową misją, zadaniem, naszym powołaniem. Nie jest to ślepy los, ale życie po coś, co wypełnia jego sens. Tę misję trzeba nam donieść do końca, podobnie jak swoją misję doniósł do końca Chrystus i właśnie dlatego, że doniósł do końca, zmartwychwstał. Stąd kontynuuje św. Jan: „… ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim, jakim jest” (1 J 3, 2).

 

Wola Ojca, dla której znaleźliśmy się na tym świecie, to nie widzi mi się Boga, którego trzeba słuchać, bo więcej ma sił niż my i może poczynać sobie z nami do woli. Nie! Wola Boga ma swoje imię, a brzmi ono: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce” (J 10, 11). Wszyscy inni są jedynie najemni-kami i przy najmniejszej próbie, zwłaszcza wówczas, gdy trzeba się poświęcić, uciekają. Aby wypełnić wolę Ojca, trzeba poświęcić swoje życie. Albo lepiej powiedzieć: wypełnianie woli Ojca jest poświęceniem, ofiarowaniem swojego życie i innej ofiary Bóg nie pragnie. Ale może się to zrealizować jedynie wówczas, kiedy wolę Ojca, czynimy swoją wolą. Dlatego też Chrystus mógł powiedzieć: „Nikt Mi go nie odbiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję” (J 10, 18). Mógł powiedzieć coś więcej, czego my już powiedzieć nie możemy: „Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać” (tamże). Ale Chrystus to swoje życie, które ma moc je znów odzyskać, odzyskuje także dla nas, nim się dzieli także z nami.

 

Z takim przesłaniem przychodzi dzisiaj do nas Kościół. Spróbujmy je usystematyzować. To chrześcijaństwo jest jedyną religią, jedyną filozofią, jedynym systemem światopoglądowym, które głosząc wiarę, że Bóg jest Stwórcą całego świata, jednocześnie postawiło pytanie, po co stworzenie, postawiło pytanie o jego sens. Pytanie, po co stworzenie, pytanie o sens stworzenie, jest przede wszystkim pytaniem, po co człowiek, jest pytaniem o sens ludzkiego życia. W tym kontekście chrześcijaństwo miało odwagę zmierzyć się z najtrudniejszym pytaniem, po co cierpienie, o sens cierpienia. Chrześcijaństwo miało odwagę podjąć się najtrudniejszego dzieła: wypracować teodyceę Boga, tj. obronę dobroci i miłości Boga wobec cierpienia. Okazuje się, że na to pytanie nigdy nie będzie zadawalającej odpowiedzi. Nawet Chrystus nie podejmował się na nie odpowiadać. Jedyną Jego odpowiedzią był Krzyż. Kiedy przyszła Jego godzina, wziął krzyż i poniósł go do końca, aby zmartwychwstać? Ta nieadekwatność, nie-moc odpowiedzi na to pytanie jest, wolno powiedzieć, swoistego rodzaju dowodem na to, że człowiek jest kimś więcej niż materią, że jego życie nie jest ograniczone do świata materii, interesu, używania i konsumpcji. Jest tajemnicą. To słowo „tajemnica”, to nie prymitywna ucieczka, sposób na zamykanie ust przed dalszą dyskusją, to słowo „tajemnica” oznacza obecność otulającą człowieka. Obecność, która rodzi zachwyt, zdziwienie, fascynację, która przyciąga swoim pięknem, dobrem, harmonią, porządkiem tak, że człowiek pragnie w niej uczestniczyć. To dla wyrażenia tej obecności, a jeszcze bardziej dla uczestniczenia w niej, człowiek tworzy muzykę, poezję, baśń, film, sztukę, moralność, religię, naukę, jednym słowem – kulturę. Oczywiście, to słowo „tajemnica” niesie w sobie również coś demonicznego, złego, niesprawiedliwego, ale równocześnie zawiera w sobie nadzieję, że demoniczność, zło, niesprawiedliwość nie posiada ostatniego słowa.

 

Jeśli zatem życie człowieka jest po coś, to warto żyć. To war-to się poświęcić. I w tym miejscu człowiek natrafia na pierwszy konflikt wewnętrzny. Czyż pierwszy odruch nie nakazuje mu coś inne-go, czy nie kusi go do tego, aby wszystko zagarniał pod siebie, aby więcej mieć i w ten sposób budował swoją przeszłość. Ale czy właśnie w ten sposób nie objawia się jego demoniczna strona? Czyż właśnie tu nie objawia się prawda o niezmienności człowieka, że człowiek jest ciągle ten sam, gdyż jego egzystencja wydarza się ostatecznie zawsze pomiędzy dobrem a złem, pomiędzy heroizmem a bestialstwem niezależnie od tego czy posługuje się maczugą czy mega bombą?

 

W ten sposób chrześcijaństwo kreśliło pewną całościową wizję człowieka, jego rozumienie i interpretowało w ten sposób także dzieło Chrystusa jako Odkupiciela, który jedynie zdolny jest unicestwić tę demoniczną moc. W ten sposób określało miejsce Boga i religii w życiu człowieka.

 

Jeśli zatem człowiek żyje po coś, to głębszego znaczenia nabiera prawda o realizowaniu się człowieka, o jego stawaniu coraz bardziej człowiekiem, poprzez bezinteresowny dar z siebie samego. Takie podsumowanie rozważań o człowieku proponuje nam Sobór Watykański II, że warto być człowiekiem jedynie poprzez bezinteresowny dar z siebie samego. W tym świetle nabierają właściwego znaczenie takie wartości jak: rodzina, solidarność, wspólnota, współmyślenie, współczucie, pierwszeństwo pracy przed kapitałem, to znaczy, że pierwsze miejsce zajmuje człowiek a nie dochód i zysk, jakkolwiek kapitał też jest ważne, bo bez niego nie ma organizacji pracy, nie ma inwestycji. Ale potrzeba mądrości, tradycji i do-świadczenia, aby pracę i kapitał zsynchronizować. W ten sposób tworzyła się kultura; tak życia gospodarczego i społecznego, kultura prawna i w każdym innym wymiarze. Życie społeczne odzwierciedlało szczególną tożsamość i kształt właściwy grupom społecznym; klasie robotniczej, mieszczaństwu, inteligencji, pracowników nauki, wolnych zawodów i ich wzajemnych relacji.

 

Tydzień temu, w małej miejscowości niedaleko Złotowa w Zakrzewie, miała miejsce uroczystość 70-lecia śmierci ks. Bolesława Domańskiego, osoby numer 1 dla całej Polonii żyjącej wówczas w Trzeciej Rzeszy. Obchody tej rocznicy biorą się stąd, że miejscowa ludność nie umie zapomnieć swojego księdza proboszcza. A nie umie zapomnieć ze względu na to, co dla niej czynił. Dzisiaj działalność księdza Domańskiego spotkałaby się zapewne z zarzutem uprawiania polityki, wtrącania się do polityki i byłaby zapewne pretekstem do gwałtownych protestów domagających się rozdzielenia państwa od Kościoła. A ksiądz Domański był przede wszystkim kapłanem i dbając o dobro duchowe swoich wiernych, rozumiał je bardzo konkretnie. To właśnie chrześcijańska prawda o Bogu i człowieku pozwoliła mu podejmować najróżnorodniejsze inicjatywy, które określały dobro wspólne, podkreślam dobro wspólne danej wspólnoty i skutecznie je realizować. Jeśli zatem zakładał Kółka Rolnicze i był ich prezesem, to pozwoliło przetrwać Polakom i być konkurencyjnymi dla tych, którzy przy pomocy całej wrogiej machiny państwowej próbowali ich zniszczyć. I tam żyli na swoim i tam rozwijało się ich życie, nie musieli wyjeżdżać za granicę, to znaczy opuszczać swojego. Tajemnica sukcesu księdza Domańskiego tkwi w tym, że nie pytał się, ile można na tym zarobić. I może tu także tkwi klucz, w jaki sposób moglibyśmy dbać o nasze dobro wspólne, nasze stocznie, huty, koleje, rozwijać działalność gospodarczą poprzez pomnażanie miejsc pracy, ich unowocześnianie, budować autostrady i podejmować inne przedsięwzięcia właśnie dla dobra wspólnego, a nie jedynie dla zysku, zwłaszcza uprzywilejowanych. Gdyby pytano się o dobro wspólne, a nie o zysk przede wszystkim, nie byłoby także i ogólnoświatowego kryzysu. Szkoda, że dziś nie ma księdza Domańskiego. Tak w historii chrześcijaństwa realizowała się prawda, że „nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni”.

 

Dzisiejsza uroczystość 218-rocznicy Konstytucji 3-Maja jest Świętem, które odzwierciedla w sobie dobre i złe strony naszej na-rodowej tożsamości. Ukazuje, że opamiętanie może przyjść za późno. Ale także, że jedynie wierność „imieniu, przez które zostaliśmy zbawieni” pozwoliło nie zatracić się do końca. Uchwalenie Konstytucji 3-Maja, konstytucji na wskroś demokratycznej, ukazuje, że demokracji nie wolno budować jedynie na pustych procedurach, że musi być ona wyrazem i określeniem, po co żyć, po co się poświęcać, po co siebie ofiarować.

 

Dzisiejsze Święto uwypukla prawdę, że obrona wartości na-rodowych i religijnych, może stanowić potężny ładunek mocy. Skupia w sobie ciąg zdarzeń, które podniesione do rangi legendy nie pozwalały zamrzeć nadziei. Dzisiaj próbuje się niektóre z nich na nowo interpretować i twierdzi się, że wydarzenia, nazwane później „potopem” jeszcze bardziej zamknęły Polaków w katolickim zaścianku, nie skorzystali oni, bowiem z okazji przyswojenia sobie tych wszystkich nowości i świeżości ducha, jakiego mogła przynieść ze sobą protestancka szwedzka armia, wyraz nowej cywilizacji.

 

Jako przedłużenie tych konstatacji odbieram wypowiedź sprzed kilku dni; „pozostajemy nadal w kręgu wartości XIX-wiecznych: Ojczyzna, Kościół, rodzina”. Zatem raz jeszcze Ojczyzna, Kościół i rodzina wezwane zostały na przesłuchanie. I raz jesz-cze mogą usłyszeć: „… zakazali im w ogóle przemawiać i nauczać”. Nie wolno i już, bez żadnej troski o jakiekolwiek uzasadnienie. I w dalszym ciągu pytanie św. Piotra: „a na jakimże to fundamencie mielibyśmy budować owe XXI-wieczne wartości” nie tylko, że po-zostaje bez odpowiedzi, ale zalega głęboka cisza, jakie w ogóle miałyby one być.

 

A jednocześnie stajemy się świadkami, jak na naszych oczach wymiera Europa, która coraz bardziej pogrąża się w laickiej bezideowości i moralnym marazmie. Z wielkiej idei universitas, która do tej pory ją budowała, zostaje jej już tylko tyle, że coraz to większe chmary urzędników debatują nad długością kiszonego ogórka i czy rodzicom wolno wymierzyć dziecku klapsa. A tymczasem Serbia utraciła Kosowo nie dlatego, że militarnie przegrała, lecz dlatego, że na początku XX wieku w Kosowie mieszkało 70% Serbów, dzisiaj zostało ich tylko 8. Właśnie dokładnie zrealizowali to, że Ojczyzna, Kościół i rodzina to wartości XIX-wieczne. Dzisiejsza uroczystość 218-rocznicy Konstytucji 3-Maja to także przestroga, że opamiętanie może przyjść za późno Obyśmy raz jeszcze nie musieli tego doświadczać.

print