„W imię Boga, w Trójcy Świętej jedynego. Stanisław August z Bożej łaski i woli Narodu Król Polski.

 

[…] Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucji narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą, egzystencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzony, chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć, mimo przeszkód, które w nas namiętności sprawować mogą dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia Ojczyzny naszej i jej granic z największą stałością ducha, niniejszą konstytucję uchwalamy i tę całkowicie za świętą, za niewzruszoną deklarujemy.”

 

Ten przydługi wstęp stanowi Preambuła Konstytucji 3-Maja, uchwalona 222 lata temu. Preambuła to ideowe przesłanie, ekspozycja podstawowych wartości, na których chce się budować narodową wspólnotę, jej przyszłość, dobro i wszelką pomyślność. To ukazanie sposobu, w jaki zamysł ten ma być realizowany. Nie może zatem zabraknąć fundamentu. Tym fundamentem dla Konstytucji 3-Maja stała się formuła „W imię Boga, w Trójcy Świętej jedynego.” Przypominam tę formułę dla uświadomienia, czym są te słowa dla wierzącego człowieka, który swoje życie widzi w perspektywie większej niż doczesność, w kategorii dobra lub zła, powinności i powołania, ale też satysfakcji, nagrody i kary. Jeśli zatem formuła ta miałaby stracić dziś na znaczeniu w imię pluralizmu lub jakiejkolwiek ideologii, co zatem mogłoby ją zastąpić z podobną mocą, oddaniem i zaangażowaniem? A chodziło o wartości „droższe nad życie i nad szczęśliwość osobistą.” Dla Autorów tej formuły nie były to tylko puste słowa. Jej prawdziwość potwierdzili Ci, którzy potrafili swoje życie ofiarować w długiej historii trwającej ponad trzy wieki zmagań o ich urzeczywistnienie.

 

Nie bez znaczenia miałaby pozostać uwaga, że chodziło także o to, aby „na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć”. Widocznie jest w tym coś na rzeczy, skoro po sześćdziesięciu latach pragnie się przywrócić cześć i honor Synowi tej ziemi, Janowi Czochralskiemu, co miało miejsce nie tak dawno w Kcyni, aby zmazać hańbę, w jaki sposób został potraktowany przez swoich po 1945 roku. Bo rzeczywiście własną tożsamość, kim jestem, buduje się także poprzez pamięć o minionych pokoleniach i poprzez odpowiedzialność za przyszłe.

 

Wspomnienie 222. rocznicy tamtych wydarzeń rodzi pytanie o pamięć, zobowiązanie i wierność, ale też rodzi pytanie o mądrość. Kreśląc w ten sposób preambułę, Autorzy wspominanej dziś Konstytucji okazali swoją mądrość. A jeśli mądrość ma wymiar uniwersalny, ponadczasowy, to czy i co moglibyśmy się od nich uczyć, tym bardziej, że – jak zauważyli – istnieje taki typ nauki, która bierze się z poznania „długim doświadczeniem”.

 

Można oczywiście stwierdzić, że nie te czasy, nie ta świadomość w związku z tym nie ta mądrość. Nie mamy zatem także czego się uczyć. Ale przecież mimo odległości czasu i niewątpliwych zmian, chodzi o tę samą Ojczyznę, o tę samą Polskę, o tę samą historię. A o historii tyle pięknych słów mogliśmy usłyszeć z ust Pana Prezydenta, tu w Bydgoszczy kilka dni temu. W tym kontekście chciałbym podjąć refleksję, czy chcemy kontynuować dzieło, którego częścią jest Konstytucja 3-Maja, czy zrywamy całkowicie z całą przeszłością. A to się nam proponuje, kiedy namawia się nas, abyśmy budowali naszą teraźniejszość i przyszłość w oparciu o nowy typ kultury w ogóle, którą świat nazywa kulturą gender, gdzie nie może być mowy o jakiejkolwiek kontynuacji, tożsamości i ciągłości.

 

Uważam, że przedkładana w ramach nowej kultury propozycja, odnosi się wprost i bezpośrednio do najważniejszych wartości, na fundamencie których budowana była do tej pory Polska, społeczeństwo, naród, który czci dziś 222. rocznicę Konstytucji 3-Maja, w taki sposób, że je podważa.

 

Czym jest nowa propozycja, zwana gender. Starałem się powiedzieć coś na ten temat w ostatnim Liście na Wielki Post. Chciałbym do niego wrócić, aby też i rozwinąć. Słowo gender, znaczy „rodzaj”, ale w tym przypadku oznacza płeć człowieka rozumianą jako wytwór kultury, to znaczy, że płeć człowieka nie jest rozumiana biologicznie, jako coś, co jest dane jako pra-tożsamość, lecz jest zjawiskiem kulturowym i przedmiotem wyboru. Skąd się bierze to rozróżnienie? Nie bierze się ono z prawdy, lecz z próby zakwestionowania rzeczywistości, czy wręcz z nowej jej definicji. Stąd jedna z głównych autorek tego nurtu stwierdza wprost, że kiedy rodzi się dziecko i położna przy porodzie informuje matkę, że urodził się chłopiec, czy urodziła się dziewczynka, to już w tej chwili mamy do czynienia ze znamionowaniem tego dziecka: mamy do czynienia z próbą wtłoczenia go w stereotypy i narzucenia mu ról społecznych, jakie są oczekiwane w związku z tym znamionowaniem tego dziecka na chłopca lub dziewczynkę. Bowiem jak twierdzi inna autorka: „Nikt nie rodzi się kobietą, tylko się nią staje.” Bowiem kim będzie to dziecko, to będzie zależało od jego wyboru i tylko od jego wyboru. Ten wybór miałby być mocno ograniczony, jeśli nie wręcz uniemożliwiony, właśnie wówczas, kiedy w imię biologii, czy szerzej w imię natury nieustannie od samego początku wtłacza się to dziecko w stereotypy myślowe, powtarza się takie czy inne zwyczaje, każe odgrywać przypisane danej „płci” role. Stąd także bardzo często mamy do czynienia- według tychże samych autorek – z opresją, ze zniewalaniem, narzucaniem pewnych postaw i zachowań wbrew woli danego człowieka. Źródłem takich opresji miałaby być także religia, czy nadinterpretowana kultura, kiedy to jedynie heteroseksualność miałaby być uważana za coś naturalnego, normalnego, a homoseksualność za „odwrócenie natury”, wynaturzenie.

 

Całą tę próbę tworzenia nowej kultury, a może trzeba by raczej mówić o antykulturze, podejmuje się w imię wyzwolenia spod opresji wyżej nakreślonej. Tę próbę wyzwalania spod opresji podejmowano już dawniej tak, że Marks i Engels przez opresję rozumieli rodzenie dzieci przez kobiety. Dzisiaj jesteśmy świadkami kontynuacji tych myśli.

 

Warto bliżej przypatrzeć się temu zjawisku. Problem ten podjął także pod koniec ubiegłego roku papież Benedykt XVI. Jego wystąpienie uznano za jedno z najważniejszych w czasie całego pontyfikatu. Zauważa Papież, że do tej pory problemem było rozumienie wolności, wiele uwagi poświęcił temu Jan Paweł II ukazując wolność w relacji do prawdy. Teraz mamy do czynienia już nie tylko z problemem wolności, lecz problemem staje się wizja samego istnienia, tego, co naprawdę znaczy być, co znaczy być człowiekiem. Jesteśmy świadkami kwestionowania rzeczywistości. Płeć nie jest już pierwotnym faktem natury, nie jest prawdą biologii konstytuującą człowieka po najmniejszą jego komórkę, płeć ma być rolą społeczną, o której decyduje się autonomicznie poprzez wybór. Człowiek kwestionuje własną naturę i stwierdza, że nie została mu ona dana jako fakt uprzedni, ale to on sam ma ją sobie stworzyć. Natura staje się przez to czymś dwuznacznym, manipulowanym. Z jednej strony kwestionuje się ją, ale z drugiej odwołują się do niej wszyscy ekolodzy. Kwestionując naturę człowiek kwestionuje swoją istotę, czyni siebie czymś nieustannie płynnym i zmiennym, bez trwałych fundamentów. Do istoty bycia człowiekiem należy jego dualizm gwarantujący dopełnienie i rozwój, przedłużenie gatunku. Ta właśnie dwoistość jest kwestionowana. Mężczyzna i kobieta jako natura osoby ludzkiej już nie istnieją, jako coś zadanego. O wszystkim ma decydować sam człowiek. W rzeczywistości człowiek staje się bliżej nieokreślonym duchem i wolą. Człowiek staje się abstrakcją, który coś sobie wybiera. Nie ma mężczyzny i kobiety, jest heteroseksualista, homoseksualista, biseksualista, transseksualista, transwestyta. W tym miejscu rodzi się we mnie całkiem prywatne pytanie, czy Komitet Olimpijski dopuściłby do uczestnictwa w dyscyplinie kobiecej, bo tylko takie kryteria obowiązują, transseksualistę, to znaczy byłego mężczyznę, a teraz kobietę.

 

Konsekwentnie nie ma też rodziny, mają być jedynie związki partnerskie, które mogą zawierać pomiędzy sobą wyżej wymienieni, tworząc dowolne układy. Konsekwentnie też swoje miejsce traci potomstwo. Dziecko, dla którego pierwotnym miejscem jest rodzina, traci swoją godność. Jest to najtrudniejszy moment w całej sprawie, bowiem rozumienie godności już dawno straciło na znaczeniu.

 

Na czym polega utrata owej godności? Naczelną troską związków partnerskich staje się teraz legalizacja możliwości adopcji dziecka, to znaczy, że gdzie indziej ma ono być, jeśli tak wolno powiedzieć, „wyprodukowane”, a gdzie indziej wzrastać. Traci zatem coś najistotniejszego: intymność relacje, jakie mogą zaistnieć jedynie pomiędzy dziećmi i rodzicami, pomiędzy rodzeństwem. To te relacje decydują o tym, że w rodzinie dziecko nie tylko uczy się, ale przede wszystkim doświadcza radości przebaczenia, jeśli zaistnieje konflikt, doświadcza radości poświęcenia się, oddania, altruistycznego zachowania, aby bezinteresownie uczynić coś dla drugiego członka rodziny. Tego doświadczenia radości przebaczenia, poświęcenia się, ofiarowania, altruistycznego działania dziecko poza rodziną nie doświadczy. Uboższe o takie doświadczenie, pozostaje kalekie na całe życie. Dziecko, które w rodzinie nie doświadczyło radości przebaczenia, poświęcenia się, ofiarowania coś z siebie, nie potrafi takim być w życiu dorosłym, stąd też nie potrafi tworzyć wspólnoty. To stąd także starsi wychowawcy Domów Wychowawczych pamiętają rodziców, a nawet dziadków i babcie aktualnych wychowanków, których przyszło im w kolejnych pokoleniach wychowywać.

 

Innymi słowy dziecko staje się przedmiotem, a nie podmiotem, do którego ma się rzekomo prawo, jak do każdej innej rzeczy. Ale pozostańmy przy problemie relacji, tworzonych przez rodziny. Chodzi nie tylko o relację pomiędzy rodzicami a dziećmi, pomiędzy rodzeństwem. Chodzi o relacje w szerszym tego słowa znaczeniu, o rodzinę szeroko rozumianą, również poprzez genealogię, sięgania w historię swojego rodu. Adopcja to wszystko niszczy. Adoptowane dziecko zostaje samo bez ojca, bez matki, bez rodzeństwa, bez pamięci, bez historii. Czy chcielibyśmy takimi być? Wystarczy wyobrazić sobie, jak moglibyśmy się czuć, aby iść przez całe życie samemu bez najmniejszych odniesień do najbliższej osoby. Wystarczy poczytać, co na ten temat piszą w Internecie ci, którym przyszło iść przez życie w ten sposób.

 

I może przy tej okazji bardziej osobista refleksja. Kiedy śledzi się przez ostatnie dwadzieścia lat doniesienia, że ktoś, o kim najbliżsi twierdzą, że był normalnym człowiekiem, nagle bez najmniejszego powodu sięga po broń, wchodzi do przedszkola, szkoły, akademika, jedzie na wyspę i strzela do przypadkowo spotkanych niewinnych ludzi, czy w ten sam sposób podkłada bomby, czy najgłębszą tego przyczyną nie jest najczęściej właśnie to, że od najmłodszych lat szedł przez życie bez ojca, bez matki, bez rodzeństwa, bez pamięci? Nie doświadczył tego, aby żyć dla kogoś, aby poświęcić swoje życie przede wszystkim komuś.

 

Tak oto kwestionując rzeczywistość, niszczymy wszystko, łącznie z kulturą, moralnością, obyczajem. Jedynym kryterium wszelkiego postępowania staje się technika. Skoro coś jest technicznie możliwe do zrealizowania, to znaczy, że automatycznie staje się dobre. Skoro możliwe jest przegłosowanie związków partnerskich, to wchodzą w życie, skoro możliwe jest przegłosowanie adopcji, to wchodzi w życie, skoro możliwe są procedura in vitro, to bez dalszych konsekwencji wchodzi w życie i dziecko staje się kaprysem, bo dwoje chce je mieć, aby pokazać w ten sposób, że nic się nie stało, że jest normalnie.

 

W tym miejscu raz jeszcze chciałbym nawiązać do myśli Papieża. Pisze Papież: „Tam, gdzie wolność czynienia staje się wolnością czynienia siebie samego, nieuchronnie dochodzi się do zanegowania samego Stwórcy, a wraz z tym ostatecznie, dochodzi także do poniżenia człowieka w samej istocie jego bytu, jako stworzonego przez Boga, jako obrazu Boga. W walce o rodzinę stawką jest sam człowiek. I staje się oczywiste, że tam, gdzie dochodzi do zanegowania Boga, zniszczeniu ulega także godność człowieka. Kto broni Boga, ten broni człowieka.”

 

Moi Drodzy!

To, o czym mówię, to nie jest jedynie jakaś teoria, opowiadanie o jakichś poglądach z dalekiej przeszłości, czy rozgrywanych za górami, za lasami. Odnosi się również do nas i to bardziej, niż jesteśmy zdolni podejrzewać. Również u nas podjęte zostały działania, które mają na celu skontrolowanie podręczników szkolnych (51 – powstała książka 190 stronicowa) z dziedziny wychowania do życia w rodzinie, wiedzy o społeczeństwie i biologii pod tym właśnie kątem, z punktu widzenia LGBTQ (lesbian, gay, transgendered, bisexual, queer). Powtarza się zatem również i u nas to, co gdzie indziej poprowadzone zostało dalej, odbierając rodzicom jakikolwiek wpływ na to, czego uczą się ich dzieci w szkole. Wyniki inspekcji przedłożone zostały organom państwowych, aby wyrugować z nich to, co według kontrolujących stanowi nieprawomyślność i wprowadzić ich seksualne upodobania. I stąd homoseksualizm i biseksualizm – jako potwierdzone naukowo – mają stanowić alternatywne formy współżycia układających się stron i ukazane w podręcznikach jako „zwyczajne formy seksualności”.

 

Duża cześć raportu to zarzut nawiązywania do etyki chrześcijańskiej czy Katechizmu Kościoła Katolickiego, jako sposób uprawiania homofobii, czyli wrogości do człowieka. Trzeba zatem oczyścić wspomniane podręczniki pod tym kątem. Oskarża się przy tej okazji, że uprawia się w nich „mowę nienawiści”. Może okazać się zatem także, że mówić o tym wszystkim, uprawiam mowę nienawiści.

 

Moi Drodzy!

Mówiąc o tym wszystkim, mówiliśmy o Polsce. Naprawdę.

print