Papież św. Jan Paweł II – Patron rodziny

 

 

Nie ma w tym niczego szczególnie odkrywczego, jeśli powiem, że rodzina przeżywa dziś kryzys. Uzewnętrznia się on nie tylko w budzących niepokój rozwodach, lecz w znajdujących się w nurtach sekularnych postulatów, niekiedy już prawnie wprowadzanych w życie, związanych z legalizacją związków i układów par homoseksualnych. Ten kryzys wyraźnie dostrzegał św. Papież Jan Paweł II. Nie dziwi więc, ogłoszenie Go patronem rodzin. Rodzina była przedmiotem Jego szczególnego zainteresowania. Spójrzmy na Jego katechezy, adhortacje, przemówienia w cyklach pielgrzymek czy przemówień okolicznościowych. Ten Papież w sposób wyjątkowy troszczył się o rodziny.

 

Twierdzi się dziś, że kryła się za nimi niepokojąca intuicja, która dała znać o sobie bardzo wcześnie, że to właśnie zniszczenie rodziny osłabi, jeśli wręcz nie zniszczy chrześcijaństwo, a nawet oderwie człowieka od Boga. Okazało się, że oderwanie człowieka od Boga może dokonać się łatwiej w przestrzeni rodziny niż na forach nauki czy ateistycznych stowarzyszeń publicznych. Wystarczy zniszczyć rodzinę, a najbardziej podatną dla przeprowadzenia tego planu okazała się sfera ludzkiej seksualności. Nie ma łatwiejszego sposobu oderwania człowieka od Boga jak destrukcja ludzkiej seksualności. Przypomina to historię biblijną, kiedy to prorok Balaam, podejmując się dzieła zniszczenia narodu Izraela, wprowadza do obozu sakralne prostytutki.

 

W chrześcijańskim nauczaniu związek mężczyzny i kobiety jest właśnie obrazem odbijającym Boże podobieństwo. Świat, patrząc na człowieka, który nie istnieje inaczej jak mężczyzna i kobieta (Rdz 1, 27), ma dostrzec w nim coś z samego Boga: Jego miłość do człowieka, wierność, nieodwoływalność przyrzeczeń, bezinteresowność. Realizując to, człowiek będzie się mógł upodobnić do Boga i bezinteresownej miłości Jezusa Chrystusa do Jego Kościoła. Ta bezinteresowność najbardziej dochodzi do głosu poprzez dar, poprzez obdarowywanie siebie nawzajem. Owocem tego obdarowywania jest dziecko.

 

Ale nie tylko w tym zawiera się prawda o człowieku. Zawiera się ona w nim samym, w jego wnętrzu. Człowiek niesie w sobie swoje centrum, które wyraża się poprzez ludzkie „Ja”, które nie posiada żadnego przestrzennego miejsca, a które komunikuje się z drugim człowiekiem, otaczającą go rzeczywistością, poprzez swoje ciało, które określa „moim”. Najbardziej intymną sferą komunikowania się jest właśnie sfera seksualna. Ta sfera komunikowania się poprzez seksualność nie ma służyć zaspakajaniu potrzeb biologicznych, lecz potrzebom budowania relacji i to takich relacji, które są zdolne wyrwać człowieka z samotności.

 

W latach 60-tych ubiegłego stulecia, kiedy Wojtyła był już biskupem, wymyślono tabletkę antykoncepcyjną. Jako etyk zainteresował się tym problemem, gdyż dostrzegł w nim ogromne niebezpieczeństwo. Dziś jesteśmy tego świadkami. Poprzez tę małą, wydawałoby się nic nieznaczącą pigułkę, dokonało się podwójne przekroczenie granic. Seksualność człowieka oderwana została od prokreacji i – konsekwentnie – także od miłości. Seks stał się czymś nagim, samodzielnym, egoistycznym. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest rozpad rodziny (rozwody), kryzys demograficzny w Europie oraz narastające zjawisko społeczne w formie bogatych, wykształconych singli wraz z narastającym na marginesie alkoholizmem i różnego rodzaju uzależnieniami.

 

Dziś po pięćdziesięciu latach od tamtych wydarzeń dostrzegamy narastający proces sekularyzacji, odchodzenia od Boga i zagubienie norm moralnych. Powodem takiego stanu rzeczy nie są jednak jedynie procesy industrializacji i urbanizacji – jak sądzono w latach 70-tych ubiegłego wieku – lecz właśnie nadużywanie seksualności. To w tej sferze dochodzi do konfrontacji między chrześcijaństwem a antychrześcijaństwem, Kościołem a antykościołem, Ewangelią a antyewangelią. Konfrontacja ta wspierana jest przez potężne lobby antykoncepcyjne, aborcyjne i rozwijający się przemysł „in vitro”, po części jako konsekwencja dwóch pierwszych.

 

Procesy te przygotowywane były od dawna. Już w XVIII wieku dokonuje się swoiste przedefiniowanie człowieka. Przestaje on być osobą, a staje się podmiotem, jednostką. To przedefiniowanie okazało się redukcją. Człowiek stał się jednostką pozbawioną istotnego elementu swojego człowieczeństwa, relacji do drugiego człowieka. Ludzkie „Ja” staje się przecież poprzez drugie „Ty”, a w ostateczności w relacji do Boga. Podmiot stał się samotnym, zimnym, szukającym siebie jestestwem. Owa indywidualność przedefiniowała także wolność, która zgubiła swój cel i oderwana została od prawdy, od rozróżniana dobra i zła.

 

I tak doszło do wybuchu rewolucji seksualnej roku 1968, która – jako kontestacja młodzieży studenckiej Europy – wybuchła przeniknięta ideałami marksistowskimi w wydaniu europejskim, ale także chińskim. W swoje sieci zagarnęła także wierzących ludzi Kościoła. Objawiła to wielka kontestacja Papieża Pawła VI i jego encykliki „Humanae vitae”. Głosiła wielkie wyzwolenie, tj. uwolnienie się od wszelkich autorytetów, tradycji, norm moralnych.

 

Jan Paweł II pilnie śledził te problemy. Zapoznawał się z nimi już od lat 40-tych, kiedy po studiach rzymskich poznał w Paryżu wybitnego teologa Henri de Lubaca, który już w 1944 roku wydał jedno ze swoich dzieł „Dramat humanizmu ateistycznego”. Dramat ten rozpisał później Leszek Kołakowski w swoim dziele „Główne nurty marksizmu”. Wynika z nich, że głównymi źródłami współczesnego kryzysu są egzystencjalna pustka, zagubienie prawdy o człowieku. Przezwyciężyć ten kryzys można dziś zapewne nie tyle polemiką, co umacnianiem wewnętrznej struktury chrześcijaństwa oraz samego człowieka. Śmiało można powiedzieć, że św. Jan Paweł II okazał się pod tym względem prorokiem.

 

Dzieła tego podjął się już wówczas, kiedy wspierał Papieża Pawła VI w obronie encykliki „Humanae vitae”. Dziesięć lat później znalazł się w niezwykłym miejscu, co jeszcze bardziej stworzyło mu wyjątkową sytuację do obrony człowieka i rodziny.

 

Przygotowywał się do tego dzieła poprzez szerokie studium filozoficzne, jak: „Osoba i czyn”, „Miłość i odpowiedzialność”, a także próby poetyckie, jak „Przed sklepem jubilera”. Już jako Papież dał szeroki wykład małżeństwa i rodziny w prowadzonych przez kilka lat środowych katechezach audiencji generalnych, adhortacji apostolskiej „Familiaris consortio” i licznych wypowiedziach. Nam w tej chwili nie pozostaje nic innego, jak skupić się na najuważniejszych tematach małżeństwa i rodziny w nauczaniu Jana Pawła II.

 

Wielki temat to rodzina jako komunia osób. To sam Bóg ustanowił rodzinę jako „głęboką wspólnotę życia i miłości”. Nie chodzi o jakąkolwiek wspólnotę, ale wspólnotę, która wiernie przeżywa rzeczywistość komunii, której wewnętrzną zasadą, trwałą mocą i celem jest miłość. O tej miłości pisał Papież już w pierwszej encyklice „Redemptor hominis”: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie, nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa”.

 

Fundamentem tej miłości jest uznanie jedyności i niepowtarzalności samego człowieka. Inspirację do takiego ujęcia przedstawia już Sobór Watykański II w KDK 24, kiedy ukazuje człowieka jako istnienie, które Bóg chciał dla niego samego, on sam nie może urzeczywistnić się inaczej jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego. W prosty sposób widać to w uprzywilejowanym miejscu urzeczywistnienia się tej prawdy, jaką jest właśnie rodzina i małżeństwo. Rodzina i małżeństwo stają się tą rzeczywistością, która wyłania się z samej natury człowieka, co określa pojęcie „communio”.

 

Realizacja siebie, jako bezinteresownego daru z siebie samego, prowadzi do relacji małżonków, prowadzi do wspólnego, wyłącznego i nierozerwalnego życia. Racją takiego ujęcia jest z jednej strony dobro samych małżonków, dobro dzieci, z drugiej ów zamysł samego Boga, wyrażony „na początku” stworzenia człowieka „na obraz i podobieństwo Boże”. Nie chodzi już tylko o odzwierciedlanie moralnych walorów Boga, że Bóg jest wierny, nieodwoływalny w swoich przyrzeczeniach, lecz także o ontologiczne odwzorowywanie Boga. Jego „My” relacji Trójcy Świętej odbija się w „My” małżonków.

 

Kolejnym elementem oryginalności małżeństwa i rodziny jest uświęcenie życia. Rodzina staje się sanktuarium życia. Rodzicielstwo: macierzyństwo i ojcostwo staje się uprzywilejowaną rolą bycia współpracownikiem samego Boga przy rodzeniu się nowego życia. Życie jest darem Boga, które trzeba chronić i strzec. Rodzice powołując nowe życie, uświadamiają sobie, że choć dziecko jest owocem ich wzajemnego miłosnego obdarowywania się, to jednak nie jest ich własnością; niesie w sobie własną godność i autonomię. Jest nowym podmiotem. Również i pod tym względem rodzicielstwo matki i ojca staje się obrazem Bożego ojcostwa. Tylko w ten sposób można obdarowywać drugiego wolnością.

 

Wyłania się z tego konsekwentnie następny rys niepowtarzalności rodziny, która staje się szkołą dojrzałego człowieczeństwa. Wychowanie to proces kształtowania wnętrza człowieka, jego charakteru, emocji, jak i świata wartości. To, co najczulsze w osobowości człowieka, może się zrodzić tylko z relacji rodzice-dziecko na wzór relacji międzyrodzicielskiej. Najpełniej w przestrzeni rodziny dokonuje się personalizacja, humanizacja młodego człowieka. To w tej przestrzeni dziecko ma możliwość doświadczenia radości z przebaczenia, pojednania, bezinteresowności miłości, właśnie owego soborowego urzeczywistniania się poprzez bezinteresowny dar z siebie samego.

 

Ten aspekt rodziny jest jedynym i niezbędnym dla religijnego wychowania dziecka, jego ewangelizacji. Rodzice w ramach codziennych kontaktów, podejmowanych decyzji, słowem i przykładem, konkretnymi gestami i znakami pozwalają doświadczyć dziecku czegoś więcej niż zmysłowego doświadczenia materii, biologicznych potrzeb. Uczą się w ten sposób, że ważna jest też sprawiedliwość, umiejętność dostrzegania różnicy pomiędzy dobrem a złem, wielkoduszność, miłość, wierność, uczciwość, mimo iż to niekiedy tak wiele kosztuje. To wszystko nabiera ostatecznego znaczenia, kiedy pomaga odczytać życiowe powołanie, które człowiek otrzymuje od Boga. W rodzinie wielopokoleniowej dziecko doświadcza spotkania ze starszym, chorym, potrzebującym pomocy, uczy się okazywać serdeczność, opiekuńczość, współczucie. Dowiaduje się, że istnieje choroba i śmierć.

 

Ważnym elementem papieskiego nauczania o rodzinie okazuje się jej zakorzenienie w społeczeństwie i wprowadzanie w społeczeństwo. Ona sama jest tak określana: pierwszą i żywotną komórką społeczeństwa. Rodzina nie tylko daje społeczeństwu nowych obywateli, ale w rodzinie dokonuje się proces socjalizacji człowieka, stąd Jan Paweł II określił rodzinę pierwszą szkołą tych cnót społecznych, które stanowią o życiu i rozwoju samego społeczeństwa. Socjalizacja, która dokonuje się w rodzinie z tej racji, że niesie w sobie funkcje personalistyczne i wspólnotowo-komunijne, chroni człowieka przed niebezpieczeństwem alienacji i redukowania go do roli narzędzia w układach rzeczy materialnych. Układ wspólnotowo-komunijny w rodzinie ma charakter naturalny, w którym dokonuje się dojrzewanie osobowości i wykształcają się stosunki osobowe, aby następnie mogły być wniesione w życie społeczne. Zniszczenie tych układów w rodzinie czy rodziny w ogóle, jest niszczeniem społeczeństwa.

 

Za najważniejszą cechę tego układu Papież uważał zasadę bezinteresowności i szacunku podkreślającego osobową godność, jako jedyną rację takich cnót obywatelskich, takich jak wielkoduszna służba i postawa solidarności. W tym sensie społeczeństwo jest przedłużeniem rodziny, bowiem pozwala człowiekowi spełniać się w jego naturze, która jest społeczna, relacyjna. Człowiek nie żyje po nic. Zawsze żyje po coś, do kogoś.

 

W kontekście znaczenia rodziny dla życia społecznego Jan Paweł II podkreślał jej znaczenie dla Kościoła jako wspólnoty ludzi wierzących, określając rodzinę domowym Kościołem. Pod tym względem rodzina wypełnia podobną misję; przysparza Kościołowi nowych członków i wychowuje do właściwego funkcjonowania. Osobowe i rodzinne relacje mają być wnoszone do wspólnoty kościelnej, czyniąc ją Bożą rodziną. Prawda ta znalazła szerokie uzasadnienie w „Liście do rodzin”, gdzie Papież stwierdza: „Rodzina jest wielką Bożą tajemnicą. Rodzina sama jest jako „Kościół domowy” oblubienicą Chrystusa. Cały Kościół powszechny, a w nim każdy Kościół partykularny staje się oblubienicą Chrystusa poprzez „Kościół domowy”, poprzez tę miłość, którą w nim się przeżywa: miłość małżeńską, rodzicielską, siostrzaną i braterską, miłość, która jest wspólnotą osób i pokoleń, miłość ludzką, która jest nie do pomyślenia bez Oblubieńca, bez tamtej miłości, którą On pierwszy umiłował do końca” (19).

 

Poprzez to odniesienie do Oblubieńca, rodzina staje się szkołą wiary. Dzieje się to poprzez Sakramenty, na których rodzina się buduje, jak i poprzez modlitwę wspólnie przeżywaną, która uczy chwalić Boga i doświadczać Jego bliskości, a w ostateczności prowadzi do uświęcenia.

 

W nauczaniu Jana Pawła II o rodzinie – choć nie zawsze dostatecznie dostrzegany – jeszcze jeden moment zdaje się być godny podkreślenia: rodzina jako podmiot społeczny. Pierwszym źródłem tej podmiotowości społecznej jest związek mężczyzny i kobiety, tworzący wspólnotę życia dla ich dobra i dobra potomstwa. Wspólnota ta jest społecznością najmocniej ugruntowaną, suwerenną, choć wielorako uzależnioną. Rodzina jest bytem samym w sobie, bowiem jest czymś więcej niż zwykłą matematyczną sumą jej członków. Stąd podmiotowość rodziny sprawia, że rodzina staje się podmiotem prawa i obowiązków i domaga się poszanowania i troski ze strony państwa i innych podmiotów.

 

Opracowana z inspiracji papieskiego przekonania Karta Praw Rodziny podkreśla, że rodzina jest naturalną wspólnotą pierwotną wobec państwa i innych wspólnot, a jej prawa są niezbywalne. Stąd rodzina jest czymś więcej niż wielkością prawną, społeczną czy ekonomiczną, bowiem jest uzdolniona do przekazu wartości kulturowych, etycznych, społecznych, duchowych, religijnych. Uczy mądrości i łączenia praw jednostki z innymi wymaganiami życia. Rodzina jest tym miejscem, w którym dokonuje się przekaz dóbr międzypokoleniowych i wzajemna pomoc.

 

Dokonany w wielkim skrócie przegląd najważniejszych wymiarów nauki Jana Pawła II o rodzinie na tym się nie wyczerpuje. Papież był świadomy współczesnych problemów małżeństwa i rodziny i dlatego wraz z biegiem czasu podejmował te problemy, które dziś zawierają się w hasłach „teologii ciała” i „ludzkiej seksualności”. Powtórzmy raz jeszcze. Nieprzestrzenne, niematerialne „Ja” może wejść w kontakt z drugim „Ja” i całą otaczającą go rzeczywistością jedynie poprzez ciało. Moje ciało jest synonimem mnie samego. Ciałem przestaje być w momencie śmierci, co w jakiś sposób objawia sam język, który od tej pory mówi o „zwłokach”, „trupie” – co oczywiście nie usprawiedliwia jakakolwiek profanacji.

 

To metafizyczne określenie ciała ludzkiego pozwoliło na nowo pisać Papieżowi „teologię współżycia seksualnego”, najbardziej intymnego dotykania drugiego człowieka, najbardziej intymnego dotykania miłości, uczestniczenia w niej i obdarowywania nią, gdzie dziecko jawi się jako owoc owego komunikowania się i wzajemnego obdarowywania. Jakżeż wypaczonym musi być rozumienie całej sfery seksualnej człowieka, oderwanej od jego „Ja”, jego miłości, ale też jego przyszłości, kiedy całe powodzenie współżycia ma zależeć od koloru samochodu.

 

Całe szczęście, że mieliśmy Jana Pawła II, którego trzeba nam na nowo odkrywać.

print