„Żołnierze Wyklęci – patriotyzm i droga do niepodległości” – to temat sympozjum popularno-naukowego, które zorganizowano w bydgoskim Domu Polskim. Podczas wydarzenia, które wiązało się z uczczeniem setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, swoje refleksje zaprezentowali dr Krzysztof Osiński z IPN, dr Marek Szymaniak z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, ks. dr Jacek Brakowski SDB z Fundacji „Drużyna Mieszka” i przedstawiciel rodziny „Żołnierzy Wyklętych” dr Romuald Rajs.
Jak podkreśliła pomysłodawczyni seminarium, radna Bydgoszczy dr Grażyna Szabelska, spotkanie miało przede wszystkim charakter edukacyjny. – Historii musimy się uczyć od najlepszych specjalistów i naukowców, ale też świadków – podkreśliła.
Kierownik Działu Naukowego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku dr Marek Szymaniak, mówiąc o powojennym podziemiu antykomunistycznym w krajobrazie polskich tradycji walk o niepodległość, podkreślił, że walka Polaków z sowieckim okupantem i strażnikami imperium prowadzona po II wojnie światowej sytuuje się w tej samej tradycji niepodległościowej co XIX-wieczne powstania przeciwko zaborcom oraz przypadające już na próg odzyskania przez Polskę niepodległości powstania wielkopolskie i śląskie. Według niego ma ona również ten sam wymiar niepodległościowy co Legiony Polskie, Polski Wrzesień 1939 i powstanie warszawskie.
Dr Marek Szymaniak dodał, że powojenna walka zbrojna prowadzona przez Polaków w obronie niepodległości wpisuje się niestety także w ogrom cierpienia doświadczonego przez polski naród z rąk wrogów Rzeczpospolitej. – Skala i formy morderczych represji stanowią jeden z przykładów poważnych obaw komunistów przed utratą przekazanej im przez Stalina władzy. Ginęli mordowani na podstawie wyroków sądów wojskowych (ok. 3 tys.), ginęli bez wieści wywożeni w głąb ZSRS, ginęli zakatowywani i wycieńczani w komunistycznych więzieniach. Próbowano zetrzeć pamięć o ich walce i nich samych przez zacieranie śladów miejsc zagrzebania ich szczątków – przypomniał.
Według pracownika Delegatury IPN w Bydgoszczy dr. Krzysztofa Osińskiego szacuje się, że w latach 1945-1956 represjonowanych było w różny sposób pół miliona Polaków, z czego 50 tysięcy zostało zamordowanych. W tym ostatnim gronie było, według różnych szacunków, od 5 do 25 tysięcy „Żołnierzy Wyklętych”, z czego kilka tysięcy zmarło lub zostało zamordowanych w aresztach lub więzieniach. – Dzisiaj nie jesteśmy w stanie zwrócić im życia ani naprawić krzywd, nie z naszej ręki przecież popełnionych. Jesteśmy natomiast w stanie przywrócić im honor i oddać należną im cześć – podsumował, odpowiadając na pytanie, dlaczego powinniśmy oddać cześć „Żołnierzom Niezłomnym”.
Jednym z prelegentów był dr Romuald Rajs, syn kapitana Romualda Rajsa ps. „Bury”. Zaprezentował on swoje starania – jak podkreślił – „o przywrócenie i upowszechnienie prawdy o ojcu”. – Mój ojciec to jeden z najbardziej rozpoznawalnych dowódców partyzanckich, jacy działali w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego. Walczył we wrześniu 1939 roku, następnie zapisał wspaniałą kartę bojową w wileńskiej Armii Krajowej. Po rozbrojeniu przez Sowietów wileńskich brygad w lipcu 1944 roku, zagrożony aresztowaniem przedostał się na tereny Polski komunistycznej i kontynuował walkę – najpierw pod rozkazami mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” w słynnej 5. Wileńskiej Brygadzie AK jako dowódca 2. szwadronu, a od września w dowodzonej przez siebie 3. Wileńskiej Brygadzie Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – mówił.
Doktor Romuald Rajs przypomniał, że jego ojciec za odwagę i bojową skuteczność był wielokrotnie awansowany oraz nagrodzony. – Wydaje się, że taki człowiek powinien wejść do kanonu niekwestionowanych bohaterów polskiego podziemia. Jednak tak się nie stało, wręcz przeciwnie – kapitan Rajs jest w powszechnej opinii jednym z najbardziej „kontrowersyjnych” partyzanckich dowódców. Wokół jego osoby wyrosło mnóstwo antymitów – powiedział.
Szersza relacja w Przewodniku Katolickim.
Tekst i zdjęcia: Marcin Jarzembowski