1Kor 3,18-23

Łk 5, 1-11

Pierwszy czwartek miesiąca września gromadzi nas na Eucharystii w sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Ten dzień obrany został jako pielgrzymkowy słuchaczy Radia Maryja i Telewizji „Trwam”. Pielgrzymka obrała sobie jako temat refleksji i rozmyślań: „Błogosławiony Jerzy Popiełuszko obrońcą życia poczętego” – „Kto broni człowieka poczętego, będzie bronił każdego”.

 

Sądzę, że dla ważności tego tematu dobrze będzie nakreślić współczesne jego tło, które czyni go ciągle aktualnym i koniecznym. To właśnie tło stwarza nowe zagrożenia i domaga się nowych przemyśleń, aby je obnażyć i im zaradzić.

 

Kardynał Joseph Ratzinger w przeddzień wyboru na papieża, zauważył coś, nad czym nie wolno nam przejść obojętnie: „Wyznawanie jasno określonej wiary, zgodnie z Credo Kościoła jest często określane jako fundamentalizm. Natomiast relatywizm, to znaczy poddawanie się «każdemu powiewowi nauki», jawi się jako jedyna postawa godna współczesnej epoki. Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki”.

 

W komentarzu do tej uwagi napisano: „Marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy. Pierwszym jest negacja prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim – instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzecim wreszcie – wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra. Do tego momentu właśnie doszliśmy. Żyjemy w społeczeństwie hołdującym swoistemu antydekalogowi, w którym dozwolone jest wszystko poza publicznym deklarowaniem wierności zasadom porządku naturalnego i chrześcijańskiego”. I dalej: „Dyktatura relatywizmu to w swych ostatecznych konsekwencjach odrzucenie światła rozumu i wzgardzenie łaską Bożą. Po drodze rezygnuje się z wiary i praw Boskich, potem praw wpisanych w ludzką naturę, by wreszcie pozbyć się samej filozofii, która stawia pytania o prawdę i sens bytu. Tak rodzi się na naszych oczach największy w historii totalitaryzm ze swym podstawowym zakazem stawiania pytań”.

 

Wyrazem owej dyktatury relatywizmu jest m.in.. sprawa krzyża. Mam tu na myśli nie tylko Krzyż spod Prezydenckiego Pałacu i wszystko to, co mu towarzyszy, lecz również to, co go poprzedza w świetle sentencji Trybunału ze Strasburga. Trybunał nakazał zdjąć krzyż ze ścian w szkole we Włoszech, po zaskarżeniu jego obecności w miejscu publicznym przez emigrantkę z Finlandii, która nie umiała dostrzec, że ten sam krzyż widnieje na jej ojczystej fladze narodowej. Po tym zaskarżeniu odezwały się podobne głosy także w Polsce, a nawet proces w sądzie już rozstrzygnięty. Od tamtej pory wiele rządów europejskich wypowiedziało się za pozostawieniem krzyży w szkołach, Rząd Polski tego jak dotąd nie uczynił.

 

Wnosi się postulat usunięcia krzyża ze ścian w miejscach publicznych, czy w ogóle z przestrzeni publicznej właśnie dlatego, że są to miejsca publiczne i że urąga to zasadzie rozdziału państwa od Kościoła. Stwierdza się wprost, że krzyż znajduje się tam wbrew prawu, bezprawnie, że państwo ma być światopoglądowo neutralne. Przy tej okazji zauważmy, że rozumienie przestrzeni publicznej, w której miałoby nie być miejsca na krzyż, rozszerza się na sprawę obecności religii w szkole, uczestnictwo w uroczystościach państwowych i w ogóle obecność symboliki religijnej. Dodajmy na marginesie, że w ostatnim czasie zdjęto krzyż z Rysów, gdzie postawili go GOPR-owcy w stulecie swojej organizacji dla upamiętnienia tych, którzy w górach zostali na zawsze.

 

Przypatrzmy się temu bliżej. Po raz pierwszy zasadę rozdziału państwa od Kościoła postawiła Rewolucja Francuska, która równocześnie obnażyła jej dwuznaczność. Kościół, oddzielony od państwa, wyeliminowany został ze sfery publicznej. W niej pozostało samo państwo, które rzekomo nie grzeszy, którego nikt już nie ma prawa upomnieć w jego grzechu. Państwo zatem mogło dokonać rzezi chłopów w Wandei bez żadnych dla niego konsekwencji.

 

Zasadę rozdziału państwa od Kościoła wnosi też sam Kościół, który ukazuje państwo i Kościół jako dwie niezależne i autonomiczne instytucje, nawzajem się uzupełniające. To Kościół dostarcza wartości, które wypełniają demokrację, aby nie przerodziła się w kolejny totalitaryzm. Zauważmy jednak, że obecność krzyża w szkole, czy w urzędzie, szerzej w przestrzeni publicznej nie łamie owej zasady. Szkoła czy urząd są instytucjami państwowymi, gdzie państwo mianuje urzędników, określa zadania i programy, przeprowadza kontrole. W Sejmie ustanawia prawo, uchwala programy polityczne i ekonomiczne, wszystko to bez udziału Kościoła. To nie Kościół podnosi podatki, ale Kościół mówi, że nie płacenie podatków jest niemoralne. Katechetę wizytuje dyrektor szkoły i urzędnik z Kuratorium, on też musi się podporządkować przepisom państwowym, jeśli chce uzyskać awans.

 

Za postulatem usunięcia krzyża z przestrzeni publicznej stoi w rzeczywistości nie egzekwowanie rozdziału państwa od Kościoła, lecz próba rozdziału społeczeństwa od religii. Jednakże rozdziału społeczeństwa i religii dokonać się nie da. Swoistego rodzaju dowodem na to jest to, że usunięcie krzyża, usunięcie jednego symbolu religijnego, tworzy automatycznie drugi symbol religijny czy antyreligijny, pustą przestrzeń. Ta pustka w przestrzeni publicznej staje się religijnym symbolem m. in. także owej dyktatury relatywizmu, o czym mówiliśmy wcześniej. Staje się symbolem ateizmu i takiego ducha są też w większości wypowiedzi domagające się jego usunięcia. Tymczasem krzyż w przestrzeni publicznej umieściło społeczeństwo, a nie państwo, które jest na służbie społeczeństwa i tkwi w niej od tysiąca lat, a zatem w imię jakiej racji ma być zdjęty? Warto przy tej okazji przypomnieć słowa Jana Pawła II: „Postulat neutralności światopoglądowej jest słuszny głównie w tym zakresie, że państwo powinno chronić wolność sumienia i wyznania wszystkich swoich obywateli, niezależnie od tego, jaką religię i światopogląd oni wyznają. Ale postulat, ażeby do życia społecznego i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest postulatem ateizowania państwa i życia społecznego i niewiele ma wspólnego ze światopoglądową neutralnością” (Lubaczów, 3 czerwca 1991). Do tej pustej przestrzeni jeszcze powrócimy.

 

Czym jest sam wyrok sądowy, nakazującym usunięcie krzyża, czy ogłaszanie, że tkwi bezprawnie, wbrew prawu? Należy tu widzieć bardzo niebezpieczną tendencję; zredukowania całego życia społecznego do prawa. Prawa, które jest najniższą płaszczyzną życia społecznego, najbardziej grubiańską i prymitywną. Powyżej niego plasuje się moralność, kultura, smak, zwyczaj, obyczaj, religia, które są bardziej subtelne niż prawo, odsłaniające zawiłe subtelności tajemnicy człowieka i jego życia. Prawo, kiedy wszystko zredukowane jest do prawa, kiedy prawo ma tu o wszystkim decydować, w rzeczywistości unieważnia te wszystkie pozostałe płaszczyzny, po prosty je niszczy. Prawo, które niszczy kulturę, unieważniając ją, niszczy też kulturę prawną. Niszczy też elity odpowiedzialne za te sfery. W tym świetle np. o pięknie muzyki mają decydować ci, którzy w ogóle nie mają słuchu. O sztuce nie decydują elity tylko sędzia, który nie umie rozróżnić, co jest prawdziwą sztuką, a co skandalem., bo skąd to ma umieć. To sędzia ma decydować o tym, która z naukowych książek ma się ukazać, a która nie.

 

I tak, nagle, jednoosobowy sędzia, czy nawet wieloosobowy zespół, staje się nieformalnym organem ustawodawczym, wprowadza nowe prawo i jako organ ustawodawczy czyni zbędnymi pozostałe właściwe organa. Dokładnie w taki właśnie sposób, wyrokiem sądu, w Stanach Zjednoczonych wprowadzona została aborcja. Dzisiaj na naszych oczach wprowadza się jako małżeństwa związki homoseksualne. (Jest już wyrok kalifornijskiego sądu w tej sprawie, sędzia V.R. Walter). I tak prywatny pogląd sędziego, nawet wielce niemoralny, staje się publicznym prawem. Doskonałym przykładem może być też wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie Pani Alicji Tysiąc, o którym to wyroku Javier Borrego Borrego, sędzia tegoż Trybunału, zgłaszający votum separatum do tegoż wyroku, napisał: „Trybunał zdecydował, że istota ludzka urodziła się ze względu na naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Zgodnie z tym rozumowaniem, jest w Polsce dziecko, które ma sześć lat, którego prawo do urodzenia jest w sprzeczności z Konwencją. Nigdy nie sądziłem, że Konwencja mogłaby zajść tak daleko i uważam, że to przerażające”.

 

Odwoływanie się do prawa, którego treścią miałby być rozdział państwa od Kościoła też jest nieuzasadnione. Podstawą miałaby być Konstytucja, która jednakże stwierdza, co następuje: „Kościoły i inne związki są równouprawnione… Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniają swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Nie mówi się o rozdziale państwa od Kościoła, ale o bezstronności. Bezstronność państwa wzmacniana jest klauzulą o wolności sumienia, że władze państwowe i publiczne „gwarantują swobodę uzewnętrzniania przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych w życiu publicznym”. Oczywiście odwoływanie się do sumienia w konsekwencji niesie w sobie także i wezwanie do odpowiedzialności tak jednej jak i drugiej strony. Nie możemy o tym zapomnieć.

 

Usunięcie krzyża, symbolu religijnego, tworzy inny symbol religijny: pustą przestrzeń społeczną. Czyż już raz nie mieliśmy pustej przestrzeni społecznej wolnej od krzyża? A czymże był w rzeczywistości wiek dwudziesty, realizujący swoją ideologię w dwóch zbrodniczych systemach totalitarnych, począwszy od haseł rzuconych przez Komunę Paryską? Cały wiek wydaje się być czasem dostatecznie długim, aby można było zweryfikować prawdziwość rzuconych haseł tym bardziej, że całe państwo ze wszystkimi swoimi organami i całą potęgą militarną było zaangażowane w ich realizację. Co się zrodziło z tej pustej przestrzeni społecznej? Czyż nie jedno z największych ludobójstw, jakiego świat do tej pory nie znał. Poznał dopiero w wieku dwudziestym.

 

W tym miejscu chciałbym odwołać się do refleksji nad tym problemem do Leszka Kołakowskiego. Do końca życia nie przystąpił do Kościoła katolickiego, nie przyjął chrztu, a nawet w młodości zwalczał Kościół, wolno zatem powiedzieć, że wszystko, co na ten temat powiedział, nie czynił tego z punktu widzenia Kościoła katolickiego, lecz na podstawie własnych przemyśleń i wnioskowania. Jest to ważne, bowiem dziś każda uwaga, nawet najbardziej słuszna, czyniona przez wierzącego, deprecjonowana jest zarzutem konfesyjności i rzekomo nie może obowiązywać niewierzącego. Ciekawe, że do dzisiejszego dnia we Francji trzeci tom zasadniczego jego dzieła Główne nurty marksizmu, nie został wydany. Sprzeciwiła się temu Nowa Lewica. Jestem ciekawy, czy Nowa Lewica w Polsce przeczytała ten tom, a tak mocno nawołuje do dialogu.

 

Właśnie pustka najpełniej charakteryzuje miniony okres. Pustka, której pierwszym źródłem stał się brak konkretnych wartości w imię tolerancji i otwartości. Otwartość jednak nie jest „neutralna aksjologicznie”, nie może oznaczać bezkrytycznej otwartości na wszystkie poglądy i nie pociąga za sobą zgody na każde stanowisko. I dlatego z całym przekonaniem mógł stwierdzić: „Ludzkość nigdy nie wyzbędzie się potrzeby identyfikacji w kategoriach religijnych: kim jestem, skąd się wziąłem, gdzie jest moje miejsce, dlaczego mogę wybierać, jaki sens ma moje życie, jak stawić czoło śmierci? Religia jest kluczowym aspektem ludzkiej kultury. Potrzeb religijnych nie da się z kultury ekskomunikować za pomocą racjonalistycznych zaklęć. Nie samym rozumem człowiek żyje.” I jeszcze jedna uwaga: „Wraz z zanikiem świętości pojawia się jedno z najgroźniejszych złudzeń naszej cywilizacji: że ludzkie życie można poddać nieograniczonym przemianom, że społeczeństwo jest „zasadniczo” bytem nieskończenie plastycznym i że kwestionowanie tej plastyczności i tej doskonałości oznacza kwestionowanie całkowitej autonomii człowieka, a tym samym kwestionowanie wartości samego człowieka.”

 

Zakwestionowanie religii i zakwestionowanie „świętości”, przez co rozumieć należy wewnętrzną pracę człowieka nad sobą samym i jego doskonalenie duchowe, dokonało się w imię nauki. Wszystko miało być naukowe, naukowe miało być pojęcie dyktatury proletariatu, naukowy światopogląd. Ale nie to okazało się być najgroźniejsze. Ostatecznym źródłem owej pustki okazało się być przemawianie do niezaspokojonych utopijnych tęsknot ludzkości. Owa pustka okazała się być „wielką fantazją” nie dlatego, że obiecywała lepsze życie, ale dlatego, że odwoływała się do niezbywalnych duchowych pragnień człowieka i łudziła ich spełnienie właśnie bez krzyża. W tym sensie marksizm pełnił „istotne funkcje religijne i skuteczność jego ma religijny charakter. Dostarczał ślepej ufności, co do wspaniałego świata, który oczekuje ludzkość tuż za rogiem.” I tak pusta przestrzeń po zdjętym krzyżu okazała się być religijnym symbolem minionej epoki. Mało tego, jak zauważono, w imię owego religijnego symbolu odwołano się w ostateczności do tkwiącego w ludziach łajdactwa. W imię symbolu pustej przestrzeni społecznej, jakie są szanse jego przezwyciężenia?

 

Współczesny człowiek coraz bardziej stara się wypełnić tę pustkę właśnie prawem, nawet byle jakim i techniką, i przez to staje się tym bardziej zagrożony egzystencjalną pustką. Zauroczenie technologią sprawia, że całość ludzkiej egzystencji sprowadzona zostaje do techniki i konsumpcji, technika także ma stać się miarą moralności, wszystko to, co technicznie wykonalne ma być dobre. Właśnie dlatego aborcja jest dobra, bo technicznie wykonalna. Jednakże człowiek nie jest algorytmem. Stąd też miłość, ofiara, poświęcanie się, przebaczenie, to właśnie, co nazywamy świętością niczym nie dadzą się zastąpić. Tym bardziej nie potrafią ich zastąpić egoizm, ludzka próżność, irracjonalizm, czy wspominane wyżej łajdactwo.

 

Dodatkowym argumentem za świeckością państwa, które usuwa religijne symbole z przestrzeni publicznej ma być europejskość, że tego domagają się dziś europejskie standardy. Europa ma być świecka, wolna od religijnych symboli. Ma to być znakiem demokracji i wolności Europy. W Polsce nie jest to problem nowy. Spotkaliśmy go podczas IV pielgrzymki Papieża Jana Pawła II do odradzającej się Polski w 1991 r., kiedy to ateistyczne, laickie elity prawie że wprost ogłosiła osobę Papieża w Polsce jako „persona non grata”, osobę niepożądaną. Mówił o tym Papież w książce „Przekroczyć próg nadziei”. Słyszeliśmy wówczas także odpowiedź Jana Pawła II pełną bólu i smutku: „A co ma być kryterium, co ma być kryterium wolności? Jaka wolność? Na przykład wolność odbierania życia nie narodzonemu dziecku?

 

Moi Bracia i Siostry; ja pragnę jako biskup Rzymu – mówił Papież – zaprotestować przeciwko takiemu kwalifikowaniu Europy; Europy Zachodnie. To obraża ten wielki świat kultury; kultury chrześcijańskiej, z któregośmy czerpali i któryśmy współtworzyli, współtworzyli także za cenę naszych cierpień. Tu, na tej ziemi kujawskiej, tu, w tym mieście męczenników; to musi być powiedziane głośno. Kulturę europejską tworzyli męczennicy trzech pierwszych stuleci, tworzyli ją także męczennicy na wschód od nas w ostatnich dziesięcioleciach i u nas w ostatnich dziesięcioleciach. Tak tworzył ją ksiądz Jerzy.

 

On jest patronem naszej obecności w Europie za cenę ofiary z życia, tak jak Chrystus. Tak ja Chrystus, jak Chrystus ma prawo obywatelstwa w świecie, ma prawo obywatelstwa w Europie, dlatego, że dał swoje życie za nas wszystkich. Ma prawo obywatelstwa wśród nas i wśród wszystkich narodów tego kontynentu i całego świata, przez swój krzyż” (Włocławek, 7 czerwca 1991 r.).

 

Europa. Stworzyło ją chrześcijaństwo na kanwie tej syntezy, jakiej dokonało. Różne były źródła, z których czerpało chrześcijaństwo. Ale trzy źródła okazały się być najważniejsze: grecka filozofia, rzymskie prawo i Objawienie zapisane w Starym i Nowym Testamencie. Na kanwie tej syntezy chrześcijaństwo ukazało prawdę o tym, że człowiek jest osobą i niesie w sobie niezbywalną godność. To chrześcijaństwo powiedziało światu, że człowiek jest osobą i niesie w sobie niezbywalną godność. Pierwszą definicję osoby ludzkiej podał chrześcijański filozof Boezjusz. Pojęcie godności ludzkiej poza chrześcijańskim obszarem kulturowym jest nieznane. To dlatego tak trudno jest zbudować w niechrześcijańskim świecie demokrację. Na konwie tej syntezy zrodziła się nauka i technika oraz miłosierdzie. Nie jest zwykłym przypadkiem, że w nowożytnym tego słowa znaczeniu pierwsze uniwersytety powstały właśnie w Europie. Właśnie dlatego, że Europa była chrześcijańską, uniwersytety te mogły powstać. Jeśli Europa jako pierwsza budowała szpitale i przytułki, to mogła to czynić dlatego, że była chrześcijańską. Dlatego też Heinrich Böll mógł powiedzieć: „Nawet najbardziej zły świat chrześcijański wysunąłbym przed najlepszy pogański, ponieważ w chrześcijańskim świecie istnieje przestrzeń dla tych, którym żaden świat pogański nigdy nie przyznał przestrzenie: dla kalekich i chorych, starych i słabych; i więcej jeszcze jako przestrzeń dał im: miłość, tym, którzy dla pogańskiego, jak i bezbożnego świata wydawali się i wydają się bezużyteczni. Wierzę w Chrystusa i wierzę, że osiemset milionów chrześcijan na tej ziemi mogło odmienić oblicze tej ziemi i polecam to do przemyślenia i mocy wyobraźni współczesnym, aby wyobrazili sobie świat, w którym Chrystus nie byłby dany”. Czy można wyobrazić sobie świat bez chrześcijaństwa?

 

W tych dniach świat, nie tylko chrześcijański, obchodzi 100-lecie urodzin Matki Teresy z Kalkuty. Matka Teresa z Kalkuty jest doskonałym przykładem na to, co powiedziano wyżej o chrześcijaństwie. Kiedy przybyła po raz pierwszy do Kalkuty i rozpoczęła swoją działalność, z której zasłynęła na cały świat, to ją po prostu z niej wyrzucono, bowiem jej działalność była sprzeczna z tamtejszymi religiami, była wbrew tamtejszym religiom. Bowiem tamtejsze religie widzą sens ludzkiego życia w reinkarnacji, tzn. w wielości wcieleń, gdzie poprzez kolejne wcielenia w coraz to wyższe kasty dochodzi się aż do nirwany, takie bezosobowe rozpłynięcie się człowieka w bezosobowym kosmosie, bo przecież nie ma pojęcia osoby, co można byłoby nazwać buddyjskim rozumieniem zbawienia. Zatem jeśli ktoś urodził się jako parias w slumsie, tam także musi umrzeć i nie można mu pomóc, aby nie przeszkodzić mu w reinkarnacji, w drodze do nirwany.

 

Dzisiaj na to chrześcijańskie pojęcie osoby ludzkiej powołują się także ateiści i niewierzący. I dobrze. Ale łatwo równocześnie zauważyć, że to ich powoływanie się na godność osoby jeszcze samego człowieka nie chroni. Nie chroni w przypadku aborcji, eutanazji, czy in vitro. Jaki zatem musiałby zaistnieć przypadek, aby godność osoby okazała się być mocniejsza niż zamach na człowieka? Jaki przypadek musiałby zaistnieć? Prawdopodobnie istnieje tylko jeden taki przypadek, kiedy taki zamach miałby dotyczyć nas samych, osobiście.

 

Moi Drodzy!

Na zakończenie chciałbym przytoczyć jeszcze jedną wypowiedź Jana Pawła II ze spotkania z roku 1979 ze studentami i profesorami KUL-u na Jasnej Górze: „Można sprawę Chrystusa osłabić, można jej zaszkodzić niekoniecznie przez wybór światopoglądu, ideologii diametralnie przeciwnej. Każdy człowiek, który wybiera światopogląd uczciwie, według własnego przekonania, zasługuje na szacunek. Natomiast niebezpieczny, powiedziałbym, dla jednej i dla drugiej strony, i dla Kościoła: i dla drugiej strony – nazwijcie ją jak chcecie – jest człowiek, który nie wybiera ryzyka, nie wybiera wedle najgłębszych przekonań, wedle swoje wewnętrznej prawdy, tylko chce się zmieścić w jakiejś koniunkturze, chce płynąć, kierując się jakimś konformizmem, przesuwając się raz na lewo, raz na prawo, wedle tego, jak zawieje wiatr. Ja bym powiedział, że i dla sprawy chrześcijaństwa, i dla sprawy marksizmu w Polsce jest najlepiej wówczas, kiedy są ludzie zdolni przyjmować to ryzyko, ewangeliczne ryzyko życia, przyznawać się do swojej prawdy ze wszystkimi konsekwencjami.”

 

Papież powiedział nam wówczas, abyśmy nie wstydzili się chrześcijaństwa, abyśmy wiedzieli, że dla chrześcijaństwa w Europie nie ma alternatywy, gdyż w przeciwnym przypadku Europa przestanie być sobą. Naukę religii można ze szkoły usunąć i wprowadzić świecką etykę, ale nie można unieważnić Bożym przykazań. Nie można powiedzieć, że „nie zabijał” odnosi się do wierzących, nam, niewierzącym, można to czynić. Nie można powiedzieć, że „nie cudzołóż” odnosi się do wierzącym, nam, niewierzącym, można to czynić, bowiem nawet niewierzący, kiedy dowie się, że jest zdradzany przez współmałżonka, prosi o rozwód. Nie można powiedzieć, że „nie kradnij” odnosi się do wierzących, nam niewierzącym, można to czynić. Ale także powiedział nam Papież, że na przyszłość chrześcijaństwo mogą tworzyć i pielęgnować jedynie silne osobowości o silnej tożsamości. Osoby, które będą się w tym kierunku tworzyć, kształcić, wychowywać. Tylko takie silne osobowości o silnej tożsamości zdolne są do dialogu, nie boją się dialogu i zdolne są tworzyć wspólną przestrzeń współżycia w pluralistycznym społeczeństwie. Dotyczy to nie tylko chrześcijan, ale także ludzi niewierzących. Cynizmem, ironią i kpiną z drugiej strony płaszczyzny współżycia się nie stworzy. Najgorsze, co może się stać, to niejasność postaw i rzekoma tolerancja.

 

Na zakończenie módlmy się w intencji naszej Ojczyzny słowami modlitwy ks. Piotra Skargi. W 2012 przypada 400-letnia rocznica jego śmierci. Przed stu laty legendą Piotra Skargi, roznieconą m.in. przez Adama Mickiewicza w jego „Prelekcjach Paryskich”, żyła cała Polska, przypominając sobie „Kazanie sejmowe”, w którym Skarga zapowiadał zmartwychwstanie Polski, co się dokonało dokładnie po 6 latach.

 

„Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła Imieniowi Twemu, a syny swe wiodła ku szczęśliwości. Wszechmogący, wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie. Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”,

print