11 listopada jest świętem upamiętniającym odrodzenie państwowości polskiej po 123 latach niewoli. Dzisiaj zatem przypada jej 93. rocznica. Państwo to dobro wspólne, wokół którego skupiają się nasze myśli. Dobro, które bardzo dużo kosztowało nie tylko przed 93 laty, ale i później, w okresie drugiej wolny światowej i po niej.

Dzisiaj raz jeszcze zobowiązani jesteśmy skupić naszą myśl wokół państwa jako dobra wspólnego, które powraca pod nazwą przestrzeni publicznej i z tej racji pragnie się wyeliminować z niej krzyż. Warto się nad tym zatrzymać, co znaczy przestrzeń publiczna, czyją jest własnością, kto ma o niej decydować, skoro wystarcza dwa prywatne głosu, aby wszystko uległo zmianie o 180 stopni.

 

Wnosi się postulat usunięcia krzyża ze ścian w miejscach publicznych, czy w ogóle z przestrzeni publicznej właśnie dlatego, że są to miejsca publiczne i że urąga to zasadzie rozdziału państwa od Kościoła. Stwierdza się wprost, że krzyż znajduje się tam wbrew prawu, bezprawnie, że państwo ma być światopoglądowo neutralne i wbrew europejskim standardom. Przy tej okazji zauważmy, że rozumienie przestrzeni publicznej, w której miałoby nie być miejsca na krzyż, rozszerza się na sprawę uczestnictwa w uroczystościach państwowych i w ogóle na obecność symboliki religijnej. Podejrzewam, że przy odpowiedniej dociekliwości mogłoby się okazać, że nasze zgromadzenie może być niepoprawne politycznie i urągać Konstytucji. Dodajmy na marginesie, że w ostatnim czasie zdjęto po cichu krzyż z Rysów, gdzie postawili go GOPR-owcy w stulecie swojej organizacji dla upamiętnienia tych, którzy w górach zostali na zawsze.

 

Przypatrzmy się temu bliżej. Po raz pierwszy zasadę rozdziału państwa od Kościoła postawiła Rewolucja Francuska, która równocześnie obnażyła jej dwuznaczność. Kościół, oddzielony od państwa, wyeliminowany został ze sfery publicznej. W niej pozostało samo państwo, które rzekomo nie grzeszy, którego nikt już nie ma prawa upomnieć w jego grzechu. Państwo zatem mogło dokonać rzezi chłopów w Wandei bez żadnych dla niego konsekwencji.

 

Zasadę rozdziału państwa od Kościoła wnosi też sam Kościół, który ukazuje państwo i Kościół jako dwie niezależne i autonomiczne instytucje, nawzajem się uzupełniające. To religia w rzeczywistości dostarcza wartości, które wypełniają demokrację, aby nie przerodziła się w kolejny totalitaryzm. Zauważmy jednak, że obecność krzyża nie łamie tej zasady. Urząd, Sejm, Senat są instytucjami narodowymi, państwowymi, gdzie naród w sposób demokratyczny wybiera swoich przedstawicieli, państwo mianuje urzędników, określa zadania i programy, przeprowadza kontrole, w Sejmie ustanawia prawo, uchwala programy polityczne i ekonomiczne, wszystko to bez udziału Kościoła. To nie Kościół podnosi podatki, ale Kościół mówi, że nie płacenie podatków jest niemoralne.

 

Za postulatem usunięcia krzyża z przestrzeni publicznej stoi w rzeczywistości nie próba egzekwowania rozdziału państwa od Kościoła, lecz próba rozdziału społeczeństwa od religii, powiedzmy wprost od chrześcijaństwa. Jednakże rozdziału społeczeństwa i religii dokonać się nie da. Swoistego rodzaju dowodem na to jest to, że usunięcie krzyża, usunięcie jednego symbolu religijnego, tworzy automatycznie drugi symbol religijny, czy antyreligijny; pustą przestrzeń. Ta pustka w przestrzeni publicznej staje się religijnym symbolem m. in. współczesnego sekularyzmu, laicyzmu i takiego ducha są też w większości wypowiedzi domagające się jego usunięcia. Tymczasem krzyż w przestrzeni publicznej umieściło społeczeństwo, a nie państwo, które jest na służbie społeczeństwa i tkwi w niej od tysiąca lat nawet wówczas, kiedy państwo nie istniało. Warto przy tej okazji przypomnieć słowa Jana Pawła II: „Postulat neutralności światopoglądowej jest słuszny głównie w tym zakresie, że państwo powinno chronić wolność sumienia i wyznania wszystkich swoich obywateli, niezależnie od tego, jaką religię i światopogląd oni wyznają. Ale postulat, ażeby do życia społecznego i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest postulatem ateizowania państwa i życia społecznego i niewiele ma wspólnego ze światopoglądową neutralnością” (Lubaczów, 3 czerwca 1991).

 

Postulat rozdziału państwa od Kościoła i uzasadnianie nim usunięcia krzyża z Sejmu ma mieć swoje ostateczne źródło w Konstytucji. Tymczasem Konstytucja stwierdza, co następuje: „Kościoły i inne związki są równouprawnione… Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniają swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Nie mówi się o rozdziale państwa od Kościoła, ale o bezstronności. Bezstronność państwa wzmacniana jest klauzulą o wolności sumienia, że władze państwowe i publiczne „gwarantują swobodę uzewnętrzniania przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych w życiu publicznym”. Oczywiście odwoływanie się do sumienia w konsekwencji niesie w sobie także i wezwanie do odpowiedzialności tak jednej jak i drugiej strony. Nie możemy o tym zapomnieć.

 

Usunięcie krzyża, symbolu religijnego, tworzy inny symbol religijny: pustą przestrzeń społeczną. Czyż już raz nie mieliśmy pustej przestrzeni społecznej wolnej od krzyża? A czymże był w rzeczywistości wiek dwudziesty, realizujący swoją ideologię usunięcia krzyża w dwóch zbrodniczych systemach totalitarnych?

 

W tym miejscu chciałbym odwołać się do refleksji nad tym problemem do Leszka Kołakowskiego. Do końca życia nie przystąpił do Kościoła katolickiego, nie przyjął chrztu, a nawet w młodości zwalczał Kościół, wolno zatem powiedzieć, że wszystko, co na ten temat powiedział, nie czynił tego z punktu widzenia Kościoła katolickiego, lecz na podstawie własnych przemyśleń i racjonalnego wnioskowania. Jest to ważne, bowiem dziś każda uwaga, nawet najbardziej słuszna, czyniona przez wierzącego, deprecjonowana jest zarzutem konfesyjności i rzekomo nie może obowiązywać niewierzącego. Ciekawe, że do dzisiejszego dnia we Francji trzeci tom zasadniczego jego dzieła Główne nurty marksizmu, poświęcony właśnie owej pustce, nie został wydany. Sprzeciwiła się temu Nowa Lewica. Jestem ciekawy, czy Nowa Lewica w Polsce przeczytała ten tom, a tak mocno nawołuje do dialogu.

 

Właśnie pustka najpełniej charakteryzuje miniony okres. Pustka, której pierwszym źródłem stał się brak konkretnych wartości w imię tolerancji i otwartości. Otwartość jednak nie jest „neutralna aksjologicznie”, nie może oznaczać bezkrytycznej otwartości na wszystkie poglądy i nie pociąga za sobą zgody na każde stanowisko. I dlatego z całym przekonaniem Kołakowski stwierdza: „Ludzkość nigdy nie wyzbędzie się potrzeby identyfikacji w kategoriach religijnych: kim jestem, skąd się wziąłem, gdzie jest moje miejsce, dlaczego mogę wybierać, jaki sens ma moje życie, jak stawić czoło śmierci? Religia jest kluczowym aspektem ludzkiej kultury. Potrzeb religijnych nie da się z kultury ekskomunikować za pomocą racjonalistycznych zaklęć. Nie samym rozumem człowiek żyje.” I jeszcze jedna uwaga: „Wraz z zanikiem świętości pojawia się jedno z najgroźniejszych złudzeń naszej cywilizacji; że ludzkie życie można poddać nieograniczonym przemianom, że społeczeństwo jest „zasadniczo” bytem nieskończenie plastycznym i że kwestionowanie tej plastyczności i tej doskonałości oznacza kwestionowanie całkowitej autonomii człowieka, a tym samym kwestionowanie wartości samego człowieka.”

 

Zakwestionowanie religii i zakwestionowanie „świętości”, przez co rozumieć należy wewnętrzną pracę człowieka nad sobą samym i jego doskonalenie duchowe, dokonało się w imię nauki. Jednakże ostatecznym źródłem owej pustki okazało się być przemawianie do niezaspokojonych utopijnych tęsknot ludzkości. Owa pustka okazała się być „wielką fantazją” nie dlatego, że obiecywała lepsze życie, ale dlatego, że odwoływała się do niezbywalnych duchowych pragnień człowieka i łudziła ich spełnienie właśnie bez krzyża. W tym sensie marksizm pełnił „istotne funkcje religijne i skuteczność jego ma religijny charakter. Dostarczał ślepej ufności, co do wspaniałego świata, który oczekuje ludzkość tuż za rogiem.” I tak pusta przestrzeń po zdjętym krzyżu okazała się być „wielką iluzją”, bowiem bez krzyża, bez tego religijnego wymiaru mogła w ostateczności odwołać się jedynie do tkwiącego w ludziach łajdactwa.

 

Postulat zdjęcia krzyża w Sejmie wzorowany jest na francuskim modelu laickości i przypomina wydarzenia z 2009 roku, kiedy to emigrantka z Finlandii Soile Lautsi, mieszkająca we Włoszech, za-żądała zdjęcia krzyża w szkolnej klasie. Poparł ją w tym Trybunał w Strasburgu. Rząd Włoski odwołał się od tego wyroku, poparły go państwa Armenii, Rumunii, Bułgarii, Cypru, Grecji, Litwy, Malty, Federacji Rosyjskiej i San Marino. W ich imieniu w roli interwenienta przed Trybunałem wystąpił Joseph H.H. Weiler, wierzący Żyd. Chciałbym odwołać się do argumentacji Weilera, bowiem po jej przedłożeniu Trybunał w Strasburgu odwołał wcześniejszy wyrok.

 

Swój wyrok Trybunał w Strasburgu budował na trzech zasadach: wolności religijnej (w sensie pozytywnym i negatywnym), kształtowania postaw tolerancji i pluralizmu, pozbawionych religijnego przymusu i neutralności. Otóż ta trzecia zasada została zakwestionowana. Już zasada wolności religijnej musi uwzględniać miejsce religii i dziedzictwa religijnego w zbiorowej świadomości narodów i państw. Stąd we Francji obowiązuje zasada laickości. Ale od żadnego z innych państw nie wymaga się wspierania laickości i są kraje europejskie, które posiadają różnorodność modeli koegzystencji państwa i religii, państwa i symboliki państwowej. „Wiele z tych symboli posiada religijne źródło lub dysponuje współczesną religijną tożsamością. Krzyż jest w Europie najbardziej widocznym znakiem, który można dostrzec na flagach, budynkach, herbach. Błędne jest udowadnianie, że jest to tylko lub jedynie symbol narodowy. Tak samo błędne jest twierdzenie, głoszone przez niektórych, że jest to znak mający wyłącznie znaczenie religijne. Historycznie jest to część tożsamości narodowej wielu państw Europy”. Oczywiście zasada wolności religijnej powinna zapewnić wolność w odnoszeniu się do symbolu krzyża jako znaku wartości, czy znaku religijnego, ale też nikt nie ma prawa zabraniać drugiemu takiego odnoszenia się. Nikt z niewierzących w Anglii nie wpadnie na pomysł, aby zabraniać śpiewania hymnu narodowego tylko dlatego, że jego treścią jest modlitwa: „Boże, chroń królową”. „Europa kładzie nacisk na to, aby każda osoba mogła praktykować swoją wiarę w sposób wolny, ale także by mogła nie wyznawać żądnej religii. Jednocześnie dla wyrażenia świadectwa pluralizmu i tolerancji, w Europie szanuje się porządek prawny Francji i Anglii, Szwecji i Danii, Grecji i Włoch, chociaż każdy z tych krajów prezentuje odrębny sposób podejścia do obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej i ich wykorzystania przez państwo”. I mimo, że w części społeczeństwa te są zlaicyzowane, akceptuje się owe symbole jako część swej tożsamości narodowej i przejaw tolerancji dla współobywateli. Bowiem wezwanie do tolerancji wobec innych nie powinno być rozumiane jako nakłanianie do nietolerancji wobec własnej tożsamości. Demokracja nie musi się wiązać z ukrywaniem własnej tożsamości, jeśli nawet jej źródła są religijne.

 

Idąc dalej trzeba stwierdzić, że świeckość, laickość i neutralność to nie są synonimy. „Świeckość czy laickość nie są pustymi kategoriami odnoszącymi się jedynie do braku wiary. Dla wielu jest to głębokie przekonanie, związane z poglądem na sprawy publiczne, iż religia ma prawo obecności jedynie w sferze prywatnej i nie może być w jakikolwiek sposób łączona z władzą państwową. Jest to przejaw postawy politycznej, ale z pewnością nie zasługuje na miano „neutralne”. Jest przejawem legislacyjnej obłudy przyjmowanie jakiejś postawy politycznej i zarazem twierdzenie, że jest ona neutralna, bowiem neutralność nie polega na wspieraniu jedynie świeckości przeciwstawionej religijności”. Odgórnie narzucona przez państwo naga ściana w Sejmie, może sugerować, że państwo prowadzi politykę antyreligijną, bowiem zawsze istnieje związek pomiędzy tym, co znajduje się na ścianie, a tym, co się o tym mówi.

 

Wysuwający postulat usunięcia krzyża z Sejmu, argumentują, że Sejm jest miejscem szczególnym, nie można stosować do niego ogólnych zasad, czy odwoływać się do wzorców europejskich. Jednocześnie sugerują, że są gotowi do dyskusji na temat państwa i jego roli. Sejm jest miejscem szczególnym i to w tym sensie, że koncentruje się w nim państwo i jego rola, ale też w sensie służby społeczeństwu, w sensie służby narodowi i dlatego zasiadający w nim wybierani są przez społeczeństwo, naród nie po to, aby cieszyć się immunitetem poselskim dla uniknięcia kontroli drogowej, ale, aby w imieniu społeczeństwa, narodu, spełniać poselski mandat. To powinno być przedmiotem owego dialogu, dyskusji. Państwo.

 

W Sejmie koncentruje się państwo, które ma swoją historię, szczególną drogę do wolności, ma swoją tradycję, swoje symbole, które określają jego tożsamość. I trzeba w tym miejscu raz jeszcze po-wtórzyć, że krzyż, który w tym wszystkim ma swoje poczesne miejsce, nie jest już tylko symbolem religijnym, lecz m.in. symbolem hekatomby ofiar, cierpienia, bólu i poniewierki tych, którzy ginęli na drodze ku wolności i ku demokracji. Dla przykładu trzeba przypomnieć symboliczne pod tym względem postacie ks. Skorupki, czy rotmistrza Pileckiego. Stąd też za pozostawieniem krzyża w Sejmie opowiedział się w ostatnim czasie Przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Jerzy Buzek, bowiem; „To był krzyż, który jest związany z nazwiskiem księdza Popiełuszki i jego matką, to nadzwyczajny krzyż”. I dalej: „Gdyby nie te wszystkie działania w latach 80. i także wielki udział księdza [Popiełuszki] w walce o naszą wolność, to nie wiadomo czy moglibyśmy dziś działać w wolnym sejmie i mieć możliwość dyskutowania, także o krzyżu”. W tym miejscu chciałbym przypomnieć słowa Jana Pawła II z tym związane: „Kulturę europejską tworzyli męczennicy trzech pierwszych stuleci, tworzyli ją także męczennicy na wschód od nas w ostatnich dziesięcioleciach i u nas w ostatnich dziesięcioleciach. Tak tworzył ją ksiądz Jerzy. On jest patronem naszej obecności w Europie za cenę ofiary z życia, tak jak Chrystus. Tak jak Chrystus, jak Chrystus ma prawo obywatelstwa w świecie, ma prawo obywatelstwa w Europie, dlatego, że dał swoje życie za nas wszystkich. Ma prawo obywatelstwa wśród nas i wśród wszystkich narodów tego kontynentu i całego świata, przez swój krzyż” (Włocławek, 7 czerwca 1991 r.). Krzyż zatem staje się symbolem ofiar tych, którzy wpisali się w drogę ku wolności. Przez co stał się symbolem już nie tylko religijnym, ale i narodowym. Z bólem przyjmuję także próbę zamachu na kolejny symbol narodowy, za którego umierały miliony Polaków, Orła, którego pragnie się wyeliminować ze sportowych koszulek narodowej kadry.

 

Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na to, że krzyż w tradycji chrześcijańskiej ma jeszcze inny wymiar, bardziej pozytywny, przedstawiany przez św. Jana Ewangelistę. W jego ujęciu krzyż przeciwstawia się religijnemu puryzmowi, „uduchowionemu” chrześcijaństwu, które zamyka się w obrębie myśli i chce zwrócić uwagę na konkret, a nie na abstrakt. Innymi słowy pragnie niepokoić, aby wzywać i mobilizować ku nieustannemu przekraczaniu siebie w wzwyż, ku nieskończoności. Ten wymiar krzyża streszczał w sposób szczególny Ludwig van Beethoven słowami: „krzyże w życiu człowieka są jak krzyże w muzyce: podnoszą w górę. Im jestem starszy, tym bardziej to czuję: człowiek nie może swojego życia przedłużyć ani poszerzyć, może je tylko wznieść ku górze lub pogłębić”.

 

Ktoś w tym miejscu może powiedzieć, że mylę płaszczyzny i mieszam pojęcia. Bowiem co wspólnego ma mieć z takim chrześcijańskim rozumieniem krzyża człowiek niewierzący, który domaga się jego usunięcia?

 

I w tym miejscu proszę pozwolić mi przytoczyć fragmenty wypowiedzi człowieka zdeklarowanego jako niewierzącego, który o swoich studentach pisze w następujący sposób: „Jedna z najwyższych deklarowanych przez młodzież wartości, czyli niezależność osobistej opinii, bynajmniej nie jest przez nią realizowana – zastępy studentów wykazują się niezwykłą jednolitością wyobrażeń o świecie. Ich wypowiedzi są tak przewidywalne, że sprawiają wrażenie jeśli nie rytualnych mantr, to w każdym razie wyuczonych frazesów. /…/ Dzisiejsi rówieśnicy torturują siebie i nas trywialnym i bezmyślnym nihilizmem, wypranym z jakiejkolwiek idei moralnej i pozbawionym krzty krytycyzmu. Trudno nawet dopatrzyć się w tym obłudy czy zepsucia – bezmyślność jest wszak niewinna. /…/ Pustka. Pustka, pod postacią obojętności, ignorancji, gnuśności, podchodzi pod nasze domy ze wszystkich stron, jak nocny mróz. /…/ Nie, nie można powiedzieć, że „nie wierzą w prawdę”. Nigdy bowiem nie myśleli na serio, że jest jakaś prawda, którą warto by poznać. Tym samym nie mieli sposobności przeżyć zawodu, że „nie ma jednej prawdy”. Żaden tam bolesny sceptycyzm, żaden cynizm. Nawet nie relatywizm. /…/ Ten zaś, kto chciałby wejść w rolę jakiegoś mentora racji publicznych, wywyższając się tym samym ponad innych, zasługuje na potępienie jako wróg równej wolności. „Nikt nie ma prawa narzucać innym swojego zdania”, brzmi jeden z obmierzłych frazesów otumanionej młodzieży. /…/ „Obiektywne” są tylko rzeczy złożone z atomów. Wszak „jeśli czegoś nie można zobaczyć i dotknąć, to znaczy, że tego czegoś nie ma” – by zacytować kolejną mantrę młodego studenta. Tak się jednak składa, że i ja sam nie jestem taki całkiem materialny i nie mogę zobaczyć tego czegoś, co nazywam słowem „ja”. /…/ Niestety, zachwyt nad odrodzeniem idei klasycznych studzi w nas widok szpetnego oblicza współczesnego trywialnego hedonisty. Gdzież mu tam do ogrodów Epikura. Nie dla niego wysmakowane dysputy, elegancja i styl. Jego „sztuka życia” to zaledwie użycie. Szybkie i byle jakie. Piwo, muza, plaża, seks. Dla bardziej wymagających jeszcze kino i Msza. I żeby się nie narobić. To jest właśnie „godne życie” i to jest „własne zdanie”.

 

Można różnie interpretować tę przydługą wypowiedź, jakże bardzo smutną i bolesną. Jednakże dla mnie gdzieś w dalekim tle przebija przez nią tęsknota właśnie za krzyżem jako symbolem odwiecznej prawdy, aby człowiekowi chciało się chcieć, aby współczesne młodzież studencka miała w sobie troszkę ambicji i tęsknoty za „ogrodem Epikura”, aby jej ideałami życiowymi było coś więcej niż „piwo, muza – dzisiaj po prostu dyskoteka, plaża i seks” – jak ze smutkiem stwierdza to Pan Profesor.

Żeby chciało się chcieć. Ale w imię czego? Marzy mi się głęboka, poważna dyskusja z osobą deklarującą się jako niewierząca właśnie nad źródłem moralności. Jeśli odrzucimy chrześcijaństwo, krzyż z całą jego symboliką, to jakie pozostają inne, alternatywne źródła moralności, dla których będzie chciało się chcieć. Jeśli moje życie jest czystym przypadkiem, kaprysem chwili, a nie misją, powołaniem, które ma mnie prowadzić z powrotem „do domu Ojca”, to dlaczego w ogóle mam się narobić, przemęczać, to dlaczego w ogóle mamy mieć prawo do pretensji, że młodzież jest taka, jaka jest?

 

Moi Drodzy!

Chcę powiedzieć, że możemy usunąć krzyż z Sejmu, z Senatu, z miejsc publicznych pod takim czy innym pretekstem prawnym. Czy jednakże usuwając krzyż nie usuwamy jakiejś filozofii życia? A zostawiając po nim puste miejsce na ścianie, nie pozostajemy też bez filozofii, moralności, skazani jedynie na konsumpcjonizm, aby nie określić tego dobitniej – „na wielkie żarcie”?

 

Właśnie dzisiejsze święto, które zaprasza nas do refleksji nad państwem, naszym życiem społecznym i narodowym niech stanie się wezwaniem do refleksji nad tym, co ostateczne, a czego symbolem jest właśnie krzyż.

print