Spotykamy się w Bydgoszczy, gdzie dokładnie przed dwudziestu jeden laty „Radio Maryja” nadało swoją pierwszą audycję. Od tamtego czasu jesteśmy świadkami jego rozwoju.

 

Rozwój ten możemy mierzyć nie tylko w skali fizycznej, jako pomnożenie sprzętu technicznego i jego udoskonalenie, zwiększenie zasięgu fal, na których dociera przekaz Radia, ale też rozwój duchowy odbiorców, jak i pomnożenie doświadczenia i dojrzałość szerokiego grona pracujących w Radiu. Ale te dwadzieścia jeden lat to też historia przeciwności i przeszkód, na jakie napotykało i napotyka Radio, aby móc kontynuować wyznaczoną sobie misję. Historia rozwoju, jak i przeszkód, ukazuje jednocześnie jakby jego trzeci wymiar; wewnętrzną, duchową jego prężność, moc, która czyni Go odpornym na przeciwności losu. Wyzwala odwagę manifestowania swojej wiary i przekonań oraz postaw w obszarze społecznym. Pod tym względem Radio okazało się być jedynym miejscem, gdzie taki głos można artykułować i gdzie może być słyszany. I to właśnie staje się przyczyną pomówień i napaści na Radio.

 

Wielokrotnie mieliśmy okazję ukazywać źródła tych pomówień i napaści. Sięgają one niekiedy bardzo głęboko. Gdybyśmy mieli szukać biblijnych obrazów i użyć biblijnego języka, aby je określić, to zapewne moglibyśmy powtórzyć myśl samego Jezusa: „nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6, 24). Dzisiaj, w dobie ateizmu, sekularyzacji to sformułowanie może brzmieć raczej jako alternatywa: albo – albo, albo wiara w Boga, albo mamona. Jeden ze współczesnych myślicieli (Georg Christoph Lichtenberg) wyraził to w następujący sposób: U większości ludzi niewiara w jedno zasadza się na ślepej wierze w co innego. Inaczej mówiąc, jeśli nie wierzy się w Boga, to musi się ślepo wierzyć w to, co się mówi, a to, co się mówi, w co się ślepo wierzy, uważa się za święte. I tym bóstwem może być wszystko: historia, taka, a nie inna opinia, stereotyp, jak również bogactwo. Bardzo często możemy być świadkami wymyślania takich czy innych opinii, poglądów, byleby nie uznać racji Jezusa Chrystusa i tych, którzy w Niego wierzą i Go głoszą, i nie dba się o to, że te wymyślone argumenty są najczęściej niedorzeczne. Ale takie sytuacje opisują już Ewangelie. Przypomnijcie sobie, jakie racje, argumenty wymyślali faryzeusze, byleby nie uznać cudu uzdrowienia niewidomego od urodzenia, co opisał św. Jan Ewangelista w rozdziale 9 swojej Ewangelii.

 

Mamona oznacza tu nie tyle pieniądze, majątek, wszelkiego rodzaju bogactwo, lecz przede wszystkim wszelakie bóstwa, którym człowiek się oddaje, w miejsce Boga prawdziwego. Bóstwo to nic innego jak to „miejsce”, do którego człowiek się odwołuje, skąd czerpie argumenty, aby uzasadnić swoje decyzje, aby uzasadnić taki a nie inny sens swojego życia. To miejsce, do którego człowiek się odwołuje, musi być zawsze poza nim. Człowiek, który usprawiedliwia swoją decyzję, musi pokazać racje, które mają go usprawiedliwiać, a które zawsze są poza nim, a nie w nim. I właśnie te racje i to miejsce, gdzie człowiek po nie sięga, to jest jego bóstwo, to jest jego mamona.

 

Nawiązuję do tych zdarzeń, bo chcę podjąć refleksję bardziej pozytywną i proponuję, abyśmy zastanowili się nad pytaniem, jaki walor zawiera w sobie inicjatywa papieża Benedykta XVI, który zachęca nas, abyśmy podjęli refleksję nad wiarą i stąd ogłosił Rok Wiary. Sądzę, że to pytanie jest bardzo ważne, chodzi bowiem o naszą świadomość, abyśmy wiedzieli, co to jest wiara i co znaczy wierzyć. A z ogłoszeniem Roku Wiary koresponduje tematyka ostatniego Synodu Biskupów, jaki odbył się w październiku tego roku w Rzymie na temat „Nowej ewangelizacji”. Wiara i Ewangelia wiążą się ściśle ze sobą, bowiem Ewangelia stanowi wewnętrzną treść wiary.

 

Ewangelizacja to spełnianie nakazu Jezusa Chrystusa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15). Na świecie istnieją zaledwie dwie religie, które jakby w swojej konstytucji zawierają nakaz misyjny – są to chrześcijaństwo i islam. Islam swój nakaz misyjny przejął na wzór chrześcijaństwa. Ale warto przy tej okazji zauważyć, że chrześcijaństwo równolegle do nakazu misyjnego rozwinęło naukę o wolności religijnej, wolności sumienia. To właśnie przedstawiciele Polski na Soborze w Konstancji rozwinęli naukę o tym, że nikogo nie wolno nawracać siłą, mieczem, że wolność religijna, wolność sumienia jest ponad tym i stąd ewangelizacja, to znaczy przepowiadanie Ewangelii, bowiem, jak uczy teologia, wiara bierze się ze słuchania.

 

Ewangelia ma być głoszona wszelkiemu stworzeniu, jak mówi św. Marek, to znaczy każdemu człowiekowi, każdej wspólnocie, w każdej kulturze. W tym miejscu trzeba przypomnieć inne słowa Jezusa Chrystusa, które pozwolą nam zrozumieć, co znaczy głoszenie Ewangelii. W synagodze w Nazarecie Jezus zacytował słowa proroka Izajasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana” (Łk 4, 8-19). Tymi słowami Jezus Chrystus łączy głoszenie Ewangelii, inaczej Dobrej Nowiny, z koniecznością czynienia sprawiedliwości, dostrzegania potrzeb bliźnich, dostrzegania problemów społecznych.

 

Z tych słów wynika, że głoszenie Ewangelii to nie jest kwestia wyboru, ale nakaz. Dlatego św. Paweł powie: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” (1 Kor 9, 16). Skąd bierze się ten nakaz, gdzie tkwi uzasadnienie tak jednoznacznych sformułowań? Można to zrozumieć jedynie wówczas, kiedy Ewangelię rozpatruje się na tle trwającej walki duchowej sił dobra z siłami zła. Te siły zła papież bł. Jan Paweł II nazywał cywilizacją śmierci i przeciwstawiał jej cywilizację miłości. Cywilizacja śmierci to przede wszystkim śmierć duchową, śmierć moralna, to materializm i wszelkie odchylenia moralne.

 

Dzisiaj ta działalność ewangelizacyjna Kościoła przybiera dwa kierunki: pierwszy skierowany jest ku samemu Kościołowi. Dzisiaj sami wierni potrzebują nowej ewangelizacji, aby na nowo umieli rozumieć współczesną sytuację, aby na nowo umieli rozumieć współczesne problemy w świetle Ewangelii. Drugi kierunek wiedzie poza Kościół do braci w wierze innych wyznań, odmiennych religii czy wręcz ku niewierzącym. W tym miejscu mówi się także, w nawiązaniu do mowy św. Pawła na ateńskim Areopagu (Dz 17, 22-31), o nowych areopagach, a są nimi: środki społecznego przekazu, świat nauki, techniki, polityki i rozrywki, kultury, komunikacji społecznej, uchodźców i migrantów.

 

Ale przejdźmy do samej wiary. Ogłoszenie przez Papieża Benedykta XVI Roku Wiary wskazuje na ważność samej wiary. Jest wezwaniem do tego, abyśmy podjęli refleksję nad wiarą, jeśli Kościół ma pozostać Kościołem, a Europa Europą. Dziś dla chrześcijanina nie może być większej sprawy niż wiara.

 

Kiedy dziś podejmujemy refleksję nad wiarą, to z jej tła wyłania się jakby jej odwrotna strona: ateizm. Historia ateizmu w Europie… W tym miejscu trzeba mocno podkreślić to, że ateizm jest fenomenem europejskim w tym sensie, że jest fenomenem postchrześcijańskim. To dlatego, że chrześcijaństwo głosiło wolność człowieka, mówiąc skrótowo – w Europie mógł zrodzić się ateizm. Człowiek bowiem badał, jak daleko jest wolny i okazało się, że jest aż tak wolny, że może targnąć się na samego Boga. Otóż historia ateizmu ukazuje, że samo rozumienie ateizmu podlegało różnorakim zmianom. Dzisiaj ateizm wyraża się w jakimś absolutnym odrzuceniu pytania o sens. Bezsensowność, bezmyślność charakteryzująca nowożytność nie jest przecież niczym innym jak dowodem dokonania jakiegoś bogobójstwa. I w tym miejscu rodzi się pytanie, jakiego Boga zabija nowożytność?

 

A zatem pierwszym krokiem refleksji nad wiarą musi być postać samego Boga. Aby nie bawić się w jakieś zawiłości, sięgnijmy do Listu św. Pawła do Rzymian, on nam pomoże przybliżyć Boga. Św. Paweł pisze w tym liście, że Abraham, który ukazywany był w Izraelu i dla Izraela jako wzór człowieka wiary, jako symbol człowieka wiary, „uwierzył [Bogu] jako Temu, który ożywia umarłych i to, co nie istnieje, powołuje do istnienia” (Rz 4, 17). Zwięźlej nie można było tego ująć: Bóg jest tym, który ożywia umarłych, a to, co nie istnieje, powołuje do istnienia, stwarza. Mało tego. Tego właśnie Boga można poznać: już w pierwszym rozdziale tego listu stwierdza Paweł: „Albowiem gniew Boży objawia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co u Boga można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to objawił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne przez Jego dzieła” (Rz 1, 18-20). Tę myśl wzmocni św. Jan Ewangelista, kiedy w swojej Ewangelii napisze: „Boga nikt nigdy nie widział: ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył” (J 1, 18). Te dwa teksty, można powiedzieć, otwierają nam dwie księgi, z których możemy wyczytać prawdę o Bogu: Księgę Stworzenia i Księgę Objawienia.

 

Sięgnijmy zatem najpierw do księgi stworzenia. Św. Paweł pisze: „to, co o Bogu można poznać”. A zatem: o Bogu nie można wiedzieć wszystkiego, Bóg pozostanie dla nas tajemnicą, ale coś można o Nim wiedzieć i to, co można, jest poznawalne dla wszystkich. Jest poznawalne z tego, co istnieje, co nas otacza i z tego, jakie to jest. Zanim jednak do tego dojdziemy, chciałbym zatrzymać się nad bardzo delikatną kwestią.

 

Dość często podczas rekolekcji czy w czasie kazań możemy usłyszeć poddawane nam pod refleksję pytanie: kim jest dla ciebie Bóg, kim jest dla ciebie Jezus Chrystus? Kaznodzieja zachęca nas tym samym do refleksji nad Bogiem i tu możemy go rozumieć. Ale równocześnie trzeba stwierdzić, że kryje się w nim ogromne niebezpieczeństwo, idzie bowiem jakby przeciwko myśli św. Pawła. Prowadzi bowiem w kierunku subiektywizowanego obrazu Boga. Taki obraz Boga staje się obrazem indywidualnym każdego z nas. Można by powiedzieć, każdy z nas stwarza sobie Boga na miarę samego siebie. Jest to taki Bóg, jaki rodzi się w myśli każdego z nas. Konsekwencje tego mogą być wielorakie. Czy nie spotykamy chrześcijan, katolików, którzy publicznie deklarują swoją wiarę, że są ludźmi wierzącymi, ale jednocześnie dodają to „ale!”. Jestem wierzącym, ale nie zgadzam się z tym, co mówi Kościół na temat np. aborcji, eutanazji i jeszcze wielu innych prawd. To właśnie takie myślenie prowadzi do postawy, charakteryzującej współczesne czasy, że wszystko ma być wyborem, że ważne jest tylko to, co my wybieramy, również w sprawach wiary i naszej relacji z Bogiem. A w rzeczywistości łatwo można zaobserwować proces, gdzie najpierw odrzuca się Kościół, później Chrystusa, następnie Boga, a wreszcie samą religię. Na końcu pozostaje jakaś „duchowość”, która nie ma żadnej treści i pozwala indywidualistycznie podchodzić do sfery sakralnej.

 

To, czego uczy nas św. Paweł, idzie w odwrotnym kierunku; nie „wymyślanie Boga”, ale „wyczytywanie Boga” z tego wszystkiego, co nas otacza, „z Jego dzieła”. A zatem nie to, co bierze się z niekontrolowanego, subiektywnego natchnienia, ale z tego, co realne i obiektywne. Jeśli tak będziemy poznawać Boga, to i więź z Nim, o którą chodzi również owym kaznodziejom, będzie mocniejsza i realniejsza.

 

W nowym świetle trzeba widzieć w związku z tym relację nauki i wiary. Człowiek zagłębiający się w naukę stawia coraz to głębsza pytania, na które nauka nie umie odpowiedzieć. Skąd się wzięła całość rzeczywistości, porządek, ład, który ją charakteryzuje, kto określił cel rozwoju całości. Jaki jest sens tego wszystkiego, skąd się bierze prawda i fałsz, znaczenie i błąd. Nauka jednocześnie uczy człowieka pokory. Współczesny człowiek może twierdzić, że jest wolny, ale niech zamanifestuje tę wolność, wychodząc przez okno z dziesiątego piętra, to nie tylko straci swoją wolność, ale coś więcej. Jak zatem rozumieć wolność człowieka?  Ale jednocześnie to sama nauka czyni człowieka wielkim przez to, że dzięki porządkowi, który w sobie niesie, pozwala człowiekowi rozwijać technikę, budować coraz to doskonalsze narzędzia i przedmioty.

 

Tak się przedstawia ta pierwsza Księga ze stworzenia. A druga Księga z Objawienia stawia na pierwszym planie Pismo Święte, które bardzo pragnie zapoznać i zjednoczyć nas z osobą Jezusa Chrystusa. Pismo Święte jest szczególną księgą, zawiera bowiem realne dane, których człowiek nigdy nie potrafiłby wymyślić.

 

Niedługo obchodzić będziemy święta Bożego Narodzenia, którymi dziś emocjonujemy się z tego powodu, że Benedykt XVI napisał w swojej książce o dzieciństwie Jezusa, że w stajni, gdzie urodził się Jezus, nie było osła i wołu. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na coś innego. Na jedno zdanie z Prologu Ewangelii św. Jana: „A Słowo ciałem się stało” (J 1, 14). To zdanie wyraża przede wszystkim prawdę, że Słowo stało się prawdziwym człowiekiem. Św. Jan zapisał je w języku greckim: Ho Logos sarks egeneto. Zatrzymajmy się nad tym zdaniem. Słowo Logos, które tłumaczymy jako słowo, oznacza w tym miejscu głęboką myśl; w filozofii greckiej oznaczało ono ład, rozumność, porządek, Bożą myśl, które wszczepione zostały w stworzenie. Już wówczas widziano w stworzeniu, kosmosie nie bezmyślną masę, chaos, ale ukrytą myśl. To ta myśl sprawiała, że świat, który składał się z wielości, różnorodności, stanowił równocześnie pewną całość i jedność. Każda część miała w tej jedności swoje miejsce i znaczenie.

 

Święty Jan Ewangelista, jak i późniejsza tradycja teologiczna nadała temu słowu nowe znaczenia. Logos przybrało postać imienia Syna Bożego. Odtąd słowo to stało się imieniem sensu wszystkiego, co dotyczy już nie tylko czasu doczesnego, ale i wiecznego. Odtąd chrześcijanin wierzy w fundamentalną racjonalność rzeczywistości, wierzy, że dobro jest bardziej podstawowe niż zło, wierzy, że to, co niższe, należy pojmować z perspektywy tego, co wyższe, wierzy, że bezsens zakłada sens i że sens nie jest odwrotnością sensu. Wierzyć w Boga, oznacza wierzyć w absolutną moc i absolutne dobro mocy i miłości, i tego właśnie uczy nas Janowa Ewangelia: „Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie” (J 1, 10). Ale odtąd także wierzyć w Boga, to poddać się woli Bożej. Bezwarunkowe poddanie się woli Bożej, objawiającej się w tym, co się wydarza i czego nie możemy zmienić, jest fundamentalną postawą wszystkich, którzy wierzą w Boga. Ale kiedy Psalmista prosi Boga o zbawienie „przez wzgląd na Twoje imię” (Ps 79[78], 9), to wyraża tym samym przekonanie, że Bóg jest odpowiedzialny przed samym sobą za przyjście z pomocą swojemu ludowi, aby ocalić go od śmierci.

 

I drugie słowo sarks, które tłumaczymy jako ciało, ale można też przetłumaczyć ostrzej, jako mięso. Otóż w tamtym czasie ciało źle się kojarzyło, rozumiano przez nie coś gorszego, bo materialnego, a to, co było materialne, rozumiane było jako symbol źródła zła. W takim duchu rozumiano relację duszy do ciała, gdzie ciało, jako coś gorszego, złego miało być więzieniem dla duszy i pragnieniem duszy było, aby wyzwolić się z ciała, a tym momentem miała być śmierć. I dlatego także z takim zdziwieniem i odrzuceniem zostało przyjęte nauczanie św. Pawła podczas jego wystąpienia na Areopagu w Atenach, kiedy mówił o zmartwychwstaniu ciał.

 

Z tego wynika jednoznacznie, że to, co w Piśmie Świętym zostało zapisane jako chrześcijańskie nauczanie, było nie do wymyślenia dla ówczesnego człowieka, który te prawdy w Piśmie Świętym zapisywał. Nie do wymyślenia było, aby można było połączyć te dwa słowa ze sobą: logos i sarks, nie do pomyślenia było, aby w ówczesnym świecie na Areopagu w Atenach głosić prawdę o zmartwychwstaniu ciał. A jeśli te prawdy głoszono, to znaczy, że Ktoś musiał ówczesnego człowieka o nich pouczyć. Tę naukę musiał przynieść z zewnątrz ówczesnego świata. I dzisiaj tej nauki trzeba się nam uczyć, trzeba nam ją przyjąć taką, jaką ona jest. Trzeba nam przyjąć z wiarą, bo człowiek jest za mało pojemny, aby mógł ją wymyślić i zrozumieć.

 

Trzeba ją przyjąć tak, jak przyjęli pierwsi chrześcijanie. Nie umieszczali swojego Boga Jezusa Chrystusa w panteonie obok innych bóstw. Przyjęli Go jako Boga Jedynego, falsyfikując pozostałe bóstwa, co naraziło ich na okrutne prześladowania, a mimo to potrafili to wszystko wytrzymać. Ale dzięki temu potrafili także zbudować nową kulturę, nową cywilizację.

 

A wyrazem tej kultury jest następujący fakt. W nocy z 26 na 27 marca 1996 roku dokonano napadu na klasztor trapistów Matki Bożej z Gór Atlasu w Tibhirine (Algierii). W okrutny sposób zamęczono siedmiu zakonników. Trzy lata wcześniej przeor tego klasztoru o. Christian de Chergé w swoim duchowym testamencie napisał znamienne słowa przewidujące to zdarzenie: „Gdy nadejdzie ta chwila, chciałbym móc przeżyć moment jasności, który pozwoli mi poprosić o przebaczenie Boga i ludzi, moich braci, o przebaczenie całym sercem temu, kto zada mi cios. […] Nie wiem bowiem, jak mógłbym cieszyć się z tego, że ten lud, który kocham, zostałby oskarżony o zabicie mnie. Byłoby zbyt wysoką ceną, gdyby to, co może będzie nazwane «łaską męczeństwa» zawdzięczać jakiemuś Algierczykowi, kimkolwiek by był, zwłaszcza gdyby powiedział, że działa w wierności temu, co uważa za islam. […] W końcu zostanę uwolniony od najbardziej dręczącej ciekawości, którą w sobie noszę: utkwić spojrzenie w spojrzeniu Ojca, aby zobaczyć Jego islamskich synów tak, jak On ich widzi – oświetlonych chwałą Chrystusa, również korzystających z Jego męki, obdarowanych przez Ducha Świętego, którego tajemną radością będzie przywrócić wspólnotę i podobieństwo w grze różnic. Za to moje utracone życie, całkowicie moje i całkowicie ich, dziękuję Bogu, który zechciał go chyba całego dla tej radości na przekór wszystkiemu i pomimo wszystko. Także ty, przyjacielu z ostatniej chwili, który nie będziesz wiedział, co czynisz – tak, również tobie chcę powiedzieć «dziękuję» i «z Bogiem», w którego obliczu cię kontempluję. I oby nam było dane spotkać się znowu jak rozradowanym łotrom w raju, jeśli tak spodoba się Bogu, naszemu Ojcu, Ojcu nas wszystkich”.

 

Zacytowałem ten dłuższy fragment testamentu, bo jest on szczególny. Wyrasta bowiem z tego przesłania, któremu na imię chrześcijaństwo, a jednocześnie je aktualizuje i w ten sposób utwierdza. Możemy tu dostrzec wyjątkowość owocu tego przesłania, któremu na imię chrześcijańska kultura. Stworzył ją człowiek, ale dlatego że pozwolił się zainspirować orędziem wiary Kościoła. Wyjątkowość ta daje o sobie znać poprzez to, że o ile na płaszczyźnie biologii, aby przetrwać, silny pożera słabego, to na płaszczyźnie tej kultury, aby przetrwać, silny opiekuje się słabym. I ta opieka silnego nad słabym jest warunkiem przetrwania silnego.

 

I jeszcze jedno, ten szczególny tekst mógł być przekazany właśnie w Telewizji „Trwam”. Śmiem twierdzić, że żadna inna telewizja w Polsce nie potrafiłaby go przekazać, a jeśli już, to tylko jako ciekawostkę, ale nigdy jako coś własnego, o czym się mówi jako o czymś ważnym, bez czego nie warto żyć.

 

I jeszcze jedno. Moi Drodzy, przeżywamy 21. rocznicę Radia „Maryja” w parafii pw. Matki Bożej Fatimskiej w Bydgoszczy, która dziś obchodzi dwudziestolecie swojego istnienia. Warto uzmysłowić sobie i to, że my wszyscy jesteśmy z jakiejś parafii, to znaczy z jakiegoś Kościoła, by tak rzec, w pigułce, gdzie się strzeże i głosi wiarę, którą Kościół krzewi od dwóch tysięcy lat. Wiarę, którą nie myśmy wymyślili, ale która jest nam przekazywana właśnie w parafiach. Tutaj się stajemy chrześcijanami, tu się wychowujemy i uświęcamy, uczestnicząc w sakramentach, a zwłaszcza w Eucharystii. To nasze parafie pomagają nam, aby wiara Kościoła stawała się chrześcijańską kulturą.

Mówię o tym także dlatego, gdyż jestem głęboko przekonany, że Radio „Maryja” i telewizja „Trwam” mają swój wkład i pomagają nam budować nasze parafie. Módlmy się w tej intencji.

print