Zapewne mało jest państw na świecie, które w swojej historii przeżywały utratę i odzyskanie niepodległości. Utrata niepodległości, która niekoniecznie musiała prowadzić do wyginięcia narodu, nie była łatwa do jej ponownego odzyskania. Polakom to się udało. Może zatem warto postawić pytanie, jak i dzięki czemu się to stało?

 

 

Polska, odzyskując niepodległość, miała za sobą swoją historię, miała za sobą tradycję, określony byt, osiągnięcia i wypracowane dobro. Tym wszystkim nie tylko żyła, ale potrafiła to twórczo rozwinąć. A musiała rozwijać, bowiem tylko w ten sposób była zdolna przeciwstawić się nurtom, które nie widziały miejsca dla Polski w Europie przez 123 lata.

 

Utrata niepodległości Polski i rozpoczynająca się wraz z nią likwidacja państwowości nie od razu była powszechnie uświadamia-na przez ogół społeczeństwa. Kiedy Polska traciła niepodległość jej terytorium zamieszkiwało 14 mln. mieszkańców, w tym 5,7 mln. używających języka polskiego, przy ogromnej rzeszy poddańczych chłopów. Utratę państwowości polskiej zdolnych było uchwycić 20% ludności dawnej Rzeczypospolitej, tj. około 2,8 mln. Natomiast sens wydarzenia zdolnych było uchwycić 5%, tj. około 700 tyś. Po 123 latach rozbiorów wraz z wymarszem Pierwszej Kadrowej towarzyszyło przekonanie, że w decydującej chwili „cały naród stanie jako jeden mąż”. I stanął. Co sprawiło, że stanął?

 

Zaborcy, dwaj z nich innowiercy, dla ogromnej rzeszy pańszczyźnianych chłopów nie bardzo byli przez nich rozpoznawani, bowiem do pewnego stopnia było im to obojętne, kto ich gnębił. Utrata państwowości, urzędów, wojska, policji, sądownictwa, szkolnictwa nie mogły wówczas cokolwiek znaczyć, ale kiedy zaborcy dokonali zamachu na język i wiarę, nieświadomie uruchomili niezmierne mechanizmy obronne. Mechanizmy te dodatkowo wzmocnione zostały reakcją na obronę Kościoła jako instytucji, z którą na-ród się identyfikował i która go reprezentowała. Kościół okazał się instytucją reprezentującą tradycję narodowej ciągłości, integrującą całość społeczeństwa tak poprzez zabory, jak i poprzez wszystkie warstwy społecznej, począwszy od najniższego świata chłopskiego po szczyty drabiny społecznej. Jako instytucja wychowawcza reprezentował wartości i dostarczał modeli ich kultywowania. Jako jedyna instytucja był związany z centrum ponadpolskim, będącym poza zasięgiem władz zaborczych. Po zniknięciu Polski z politycznej mapy Europy Papiestwo było jedynym sposobem oficjalnej obecności narodu na światowym forum. Historia tej reprezentacji miała oczy-wiście burzliwy przebieg, ale nie jest ona w tej chwili przedmiotem zainteresowania. Powiedzmy przy tej okazji na marginesie, że tę samą rolę odegrał Kościół po drugiej wojnie światowej na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Osiedleńcy ze Wschodu i reemigranci z całej Europy, którzy na tych ziemiach się znaleźli, mogli się spotkać tylko w Kościele i w Nim integrować. Przez pierwsze dwa trzy lata po wojnie doceniała to nawet młoda władza komunistyczna, prześladowanie Kościoła rozpoczęło się później.

 

Naród, który przez rozbiory stracił wszystko, musiał najpierw na nowo odnaleźć przestrzeń podmiotowości. Stała się nią zbiorowa świadomość tworzona w pierwszym rzędzie przez katolicką wiarę, która nadała sprawie polskiej cech narodowej religii. W przestrzeni tej, gdzie w pierwszej fazie wiara spotkała się z romantyzmem, uczyniono z polskości powinność, wartość, ideał. Polskości nadano wartości naczelnej, absolutnej, ponadczasowej, moralnej konfrontowanej ze złem w świecie zapoznanym w wartości moralne. Wysiłek pozornie nieefektywny, powinność patriotyczną, kult narodowych męczenników, wierność cnocie wyniesiono do wartości religijnej, która wspólnotę narodową uczyniła wspólnotą religijną. Splecenie treści religijnych z treściami patriotycznymi i przekształcenie idei polskości z systemu ideologicznego w system religijno-moralny na-dało jej niezwykłej trwałości i pozwoliło przetrwać nie tylko wielką porażkę powstania styczniowego, ale się przekształcić tak, aby pod-jąć nowe wyzwania.

 

Na okres po powstaniu styczniowym przypada czas szerokich przemian mentalnych i społecznych w całej Europie. Z cała siłą do głosu dochodzi pozytywizm, w sferze społecznej dominuje kwestia społeczna związana z rewolucją techniczną i nurty socjalistyczne jako próba odpowiedzi na nią. W sferze mentalnej coraz szersze uznanie zyskuje darwinizm polityczny, gdzie sferę etyczną zastępuje walka o byt (walka klas) i przekonanie, że słabszy ma ustąpić miejsca silniejszemu, słabsi nie mają racji, silniejsi nie powinni mieć skrupułów. Zasadniczym elementem rozwoju świata ma być wojna, a jedynym nakazem quasi-moralnym budowa narodowych mocarstw opartych na silnych armiach, którym mają służyć przemysł i finanse. Ideologia ta legła u podstaw rodzących się doktryn nacjonalizmu. Desakralizacja człowieka ma uczynić go jedynie atomem do budowania jednego narodu (ein Volk) i jednego państwa (ein Staat). Pojawia się teoria o potrójnej predestynacji rasy aryjskiej: metafizycznej, historycznej i biologicznej.

 

Tym wszystkim wyzwaniom o rezygnacji z dążenia do nie-podległości i suwerenności państwa, aby szukać nowych układów z mocarstwami, poddana została budząca się świadomość Polaków. Jednakże popełniono przy tym ten sam błąd, co wcześniej; uderzono w religię i Kościół. I nawet wówczas, kiedy pozytywizm pozostawał twórczą siłą, to tylko w sferze ekonomicznej, gospodarczej, społecznej, nigdy ideowej. W roli podstawowej i aktywnej instytucji narodowego oporu pozostał Kościół, który przekaz wiary realizował za pośrednictwem kultury narodowej. Treści wiary wplecione zostały w treści kultury narodowej. Dzięki czemu udało się osłonić społeczeństwo polskie przed rozbiciem, przekaz ten nie został odrzucony przez warstwę chłopską jako „pański”. Również w okresie pozytywizmu drugiej połowy XIX wieku wciąż żywy był przekaz nieustannie podnoszący myśl patriotycznej martyrologii poprzednich pokoleń, wzorców osobowości, wierności tradycji ojców z ciągłym podkreślaniem wymiaru moralnego. Przekaz ten obronił społeczeństwo polskiej przed darwinizmem politycznym forsującym scjentystyczny światopogląd.

 

Procesy te odsłaniają źródła pozwalające głębiej zrozumieć wypowiedź Jana Pawła II w Siedzibie UNESCO 2 czerwca 1980 r.: „Jestem synem Narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia i wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował po-śród rozbiorów i okupacji własna suwerenność jako Naród – nie biorąc za podstawę jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko własną kulturę, jaka się okazała w tym przypadku potęgą większą od tamtym potęg”. Podstawą dla tej kultury okazały się podstawowe, uniwersalne wartości moralne i związanie ich z życiem społecznym i politycznym. Historia polska jest przykładem, że właśnie dopiero obrona wiary, języka i ziemi zrodziła powszechny opór i zainicjowała obronę. Na nich okopała się świadomość narodowa i rozpoczęła kontratak. Na niej rozwijane były dalsze, niedoceniane dotąd wartości: praw socjalnych, praw do uczestnictwa w kulturze, manifestowania opinii, praw politycznych i prawa do suwerenności i wolności.

 

Kościół stał się obiektem zainteresowań po raz wtóry, gdy przeżywano Millenium Polski. Uroczystości Tysiąclecia Chrztu Polski pozwoliły rzeszom wiernym doświadczyć mocy wiary, która dała początek wydarzeniom roku 1970, 76 i 80. A już wcześniej pozwoliła upomnieć się o godność narodu w roku 1956, kiedy wypisano na transparentach: „Jesteśmy głodni”, „Chcemy chleba”.

 

Wydarzenia Millenium poprzedził „List Episkopatu Polski do Biskupów Niemieckich”, który w prasie polskiej wywołał burzę demagogii i nienawiści. Chciałbym w tym miejscu odwołać się do kazania arcybiskupa a późniejszego kardynała Bolesława Kominka, jakie wygłosić po powrocie z Rzymu po zakończeniu Soboru Waty-kańskiego II, w lutym 1966 r. Kardynał przypomniał obchody dwudziestolecia obecności Kościoła na Ziemiach Zachodnich i Północnych: we Wrocławiu, Opolu, Szczecinie i Olsztynie. Jak „wypowiedzi biskupów o nieodwracalnej rzeczywistości polskiej na Ziemiach Zachodnich zostały zaaprobowane przez cały naród.” A jednocześnie z jakimi oszczerstwami spotkały się w części prasy zachodnioniemeckiej. Tak obolałej sprawy nie można było zostawić. Postanowiono napisać list, aby w obliczu Millenium dokonać obrachunku i wyjść z wyciągniętą do zgody ręką. W „Liście” ukazano dwa moralne argumenty, dla których społeczeństwo ma prawo do Ziem Zachodnich, a których słuszność nie może budzić wątpliwości. Mówił Kardynał: „Słuszność ta wynika z litanii krzywd i zbrodni, jakich dopuścili się Niemcy wobec Polski”. Przez delikatność zapewne Kardynał nie wspomniał o ty, że to Niemcy wywołały wojnę. A po drugie: „Podstawowym prawem moralności międzynarodowej jest prawo narodu do istnienia. Łączy się ono bezpośrednio z prawem do życia, jakie posiada każdy człowiek. Dlatego to napisaliśmy w sposób wprost namacalny, że bez Ziem Zachodnich Polska nie mogłaby żyć”. Burzę wywołaną w prasie przez komunistyczną propagandę Kardynał Kominek podsumował następująco: „Co w tym wszystkim jest niemal tragiczne? Nie to, że biskupi wysunęli z polskiej strony możliwość pertraktacji o zmianie granicy na Odrze i Nysie. Tego w liście nie ma, jak zaświadczył o tym sam Władysław Gomułka. Gorsze jest to, że niektóre artykuły prasy polskiej robiły wrażenie, jako-by rzeczywiście Polacy byli podzieleni – jakoby nie było jednomyślności między nami, co do polskiej rzeczywistości na Ziemiach Zachodnich. I to jest, z punktu widzenia potrzeb naszej Ojczyzny, największa szkoda, jaką przyniosło to nieobiektywne rozpętanie dyskusji wokół listu – to jest uderzenie w twarz prawdziwej polskiej racji stanu.” Po tych słowach wypełniona po brzegi wrocławska katedra wybuchnęła burzą oklasków. Po raz pierwszy w Polsce wierni bili w kościele biskupowi brawo.

 

Bardzo interesująca jest interpretacja najsłynniejszego zdania tego listy: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenia”. Kardynał od-wołał się do polskiej literatury pięknej, nie tylko przypomniał postać Juranda z Sienkiewiczowskich Krzyżaków, ale wprost zacytował „Listy spod morwy” Gustawa Morcinka: „Obozowiczom trudno wypowiedzieć szczerze tamte słowa „…i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom!” Słowa te są dla nas jak kamień na prostej drodze, na którym boleśnie się potykamy. Na słowach tych załamujemy się i nie kończymy zaczętej modlitwy. Lecz podobnie jak w obozie miał człowiek wiarę, iż przyjdzie dzień wyzwolenia, a ta wiara trzymała go przy życiu, tak i teraz pragnie mieć tę wiarę, że może kiedyś przyjdzie chwila, taka dziwna radosna, cicha, pokorna chwila w naszym życiu, kiedy będzie mógł wyszeptać owe proste słowa: – „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom!” Mamy tutaj ślad, jak literatura staje się tworzywem dla teologicznego, moralnego przesłania. W takiej atmosferze Polska weszła w czas Millenium. Wielkim uroczystościom kościelnym w poszczególnych miastach przy obecności całego Episkopatu Polski towarzyszyły kontrmanifestacje organizowane przez Partię. Bez tamtego Millenium nie byłoby później roku 1970, ’76 i Wielkiej Solidarności.

 

Drogie Siostry i drodzy Bracia

 

Na takich fundamentach budowaliśmy naszą przeszłość. 90. rocznica odzyskania niepodległości staje się wyzwaniem do kontynuacji tego dzieła. Na kanwie tamtej niepodległości zdolni byliśmy przetrwać okupację i obronić swoje oblicze w starciu z komunizmem. To wyzwanie staje się dziś wielce palące. Bo z bezpośrednio doświadczalnych obserwacji może wynikać, że powodzi się nam nawet i coraz lepiej, jednakże nasz niepokój musi budzić to, co na-zwałbym wypłukiwaniem wnętrza właśnie z owych wartości i zasad, o których wyżej rozważaliśmy. Ze zdobyczy minionych pokoleń nie tylko naszych, ale i europejskich przejęliśmy wypracowane wówczas instytucje i urządzenia społeczne, które dziś pozwalają kierować państwem i mniejszymi społecznościami państwo stanowiący-mi. Chociażby demokratyczną zasadę trójczłonowości władzy: władzy ustawodawczej, wykonawczej sądowniczej i innych władz.

 

Jednakże z całym naciskiem trzeba powiedzieć, że w myśli Twórców tych koncepcji kryło się to, że instytucje te, jako coś zewnętrznego, będą wypełnione wewnętrzną treścią nie zawsze spisaną, tzn. moralnością, szlachetności, uczciwością, poświęceniem, stylem, smakiem, poczuciem służby u tych, którzy władzę tę będą sprawować. Zapewne dziś „Ojcowie Założyciele” tych instytucji przewracają się w grobie widząc, jak całe to wnętrze wyparowało, stało się puste i zostały jedynie zewnętrzne szkielety. Wyparowało gdzieś dobro Ojczyzny, nie umiemy jasno określić, na kogo mamy wychowywać młode pokolenie. To, co w indywidualnych przypadkach musi być ocenione jako zło: gwałt, przemoc, maltretowanie słabszych, perwersja, bardzo często w publicznym przekazie służy jako zabawa. Stajemy bezradni i bezsilni wobec tych, którzy w imię wolności słowa drwią nawet z największych świętości. Życie na co dzień staje się bezideowe, banał zaczyna męczyć i dusić.

 

Moi Drodzy.

 

Już Kardynał Kominek w cytowanej wyżej wypowiedzi zauważył, że władza komunistyczna gotowa była na wielorakie manipulacje, nawet na szkodę państwa, aby tylko niszczyć Kościół, niszczyć chrześcijaństwo. Dziś przybiera to nowe wymiary. Współcześnie za oczywistą przyjmuje się tezę, że pod koniec XVIII wieku w Europie Zachodniej wraz z upadkiem monarchii dynastycznej zaznacza się zmierzch religijnego myślenia. To Rewolucja Francuska byłaby ostatecznym impulsem. Wówczas także miałoby się narodzić nowe rozumienie narodu. Naród jest zawsze „wy-obrażoną wspólnotą”, gdzie formami nowożytnych wyobrażeń jest powieść i gazeta, która miałaby tworzyć w miejsce dawnej wspólnoty religijnej laicką wspólnotę wyobrażeniową. Naród w nowożytnym tego słowa znaczeniu to rzeczywistość wyimaginowana, „opowie-dziana” i w sytuacji, kiedy chrześcijaństwo miałoby się już wypalić w swojej ideowej treści, trzeba tworzyć alternatywne opowiadania o narodzie, w ty przypadku o słowiańszczyźnie, i w ten sposób tworzyć go na nowo. Tezy te, jakże kontrowersyjne, mimo to propagowane są przez większość środków przekazów jako oczywiste i uzasadnione.

 

Czyż zatem nie tu można także upatrywać dającą ostatnio znać o sobie awersję europejskich sfer intelektualnych dla umieszczenia w Konstytucji Europejskiej odniesienia do Boga i wzmianki o chrześcijańskich korzeniach kultury europejskiej? Czyż nie tu także rodzi się miejsce dla różnej maści ruchów: powrót pogaństwa, ekologia, feminizm, kultury gejowskie, postmodernizmu jako idei, które miałyby na nowo porządkować świat i życie, a swoje nowe źródła czerpiące z rewolucji 1968 roku?

 

Jak to się realizuje na co dzień? Oto dowiadujemy się w ostatnich dnia, że Oksford znosi Boże Narodzenie i zastępuje je Zimowym Świętem Światła (Winter Light Festival). Uchwałę w tej sprawie podjęły władze miejskie, motywując, że w ten sposób obchody staną się „bardziej otwarte”, a nie, jak to było do tej pory, „za bardzo chrześcijańskie”.

 

Decyzja wywołała gorący sprzeciw mieszkańców Oksfordu. Za godną pożałowania i nie do przyjęcia uznali ją nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie i żydzi, którzy otwarcie wystąpili w obronie Bożego Narodzenia.

 

Ta reorganizacja świąt Bożego Narodzenia wpisuje się w trwającą od lat w Wielkiej Brytanii próbę bycia otwartym na jednych kosztem dyskryminacji innych. Stąd kartki, na których zamiast życzeń „Merry Christmas”, czyli Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, Brytyjczycy piszą poprawne politycznie, sezonowe życzenia: „Season’s Greetings”.

 

Abp Gianfranco Ravasi, przewodniczy Papieskiej Rady ds. Kultury komentując tę decyzję stwierdza, że już lepiej by było, aby zrobiono to w imię ateizmu. Komentując ją przed mikrofonami Radia Watykańskiego zauważył, że intencją inicjatorów nie było na-wiązanie dialogu z wyznawcami innych religii, ile raczej „odbarwienie aż po zatarcie własnej tożsamości”. Prawdziwy dialog buduje się właśnie poprzez tożsamość; tym razem mamy do czynienia nie tylko z ekstrawagancją, ale w rezultacie także ze świadomym zanegowaniem wielkości, którą się ma za sobą i która stanowi o własnym obliczu. Już Thomas Eliot stwierdzał: „Jeżeli pozwolimy na upadek naszych chrześcijańskich cech, w rezultacie nie utracimy samych siebie, ale utracimy nasze oblicze”.

 

Abp Ravasi zwrócił uwagę, że „o ile w przeszłości walczono z obecnością znaków religijnych, argumentując to wręcz pragnieniem przeciwstawienia im całkowicie alternatywnego systemu, o tyle obecnie, wiele razy, ta ofensywa negacji jest swoistą szarą falą, mgłą; chce się wprowadzić właśnie składnik tak płynny i niestały, co jest charakterystyczne dla aktualnej sekularyzacji. Nie neguje się Boga, jest On całkowicie ignorowany, co sprawia, że zadanie dusz-pasterskie jest jeszcze bardziej złożone, ponieważ w obliczu negacji można wysunąć jakieś argumenty. W obliczu natomiast tej gry towarzyskiej, bladej, bezwonnej, pozbawionej smaku nie sposób nawet zareagować. Nie mamy już przed sobą ateizmu w silnym znaczeniu, czasem nawet dramatycznego, jak w przeszłości. Teraz mamy obojętność. Ta obojętność stępia wszystko, odbarwia, wywabia i w końcu może nawet uniemożliwia człowiekowi stawianie sobie pytań – jak czynią to wszystkie wielkie religie – o sprawy podstawowe, o sprawy kapitalne, które ulegają tymczasem rozproszeniu w tej nie-stałej atmosferze”.

 

 

Moi Drodzy. To wszystko powiedzieliśmy przy okazji 90. rocznicy odzyskania niepodległości. A powiedzieliśmy dlatego, że mamy ją dalej budować. Na czym będziemy ją budować? Budujmy ją na tym, na czym budowaliśmy do tej pory.

print