Liturgia dnia dzisiejszego przynosi motyw walki i krzyża, ale też i zwycięstwa. W wizji Apokalipsy walka, krzyż i zwycięstwo, gdzie pierwszym podmiotem tych zmagań jest człowiek, rozciągnięte zostały do wymiaru kosmosu. Zatem kosmos ukazany zostaje, jak daleko sięga odpowiedzialność człowieka. Refleksję nad tym zostawmy na inny czas.

 

Walka, krzyż, ale i zwycięstwo towarzyszyły rodzeniu się i uchwaleniu przed 219 laty Konstytucji 3-Maja. Polem tych zmagań była nie tylko sfera polityki czy militariów. Może jeszcze bardziej sfera ducha, duchowej kondycji Narodu Polskiego, która uwarunkowywała tę pierwszą. Można powiedzieć, że dotykamy tu mikrokosmosu; sfery ludzkiego ducha. Widocznie jest to ważna sfera, skoro to, co się w niej rozgrywa i rozstrzyga, sięga aż samego kosmosu.

 

Liturgia dnia dzisiejszego przypomina nam, że ta dramaturgia jest ciągle aktualna. Także współczesny człowiek w niej nieustannie uczestniczy. Po to właśnie dziś teksty te na nowo zostały nam odczytane, abyśmy szukali dróg wiodących ku zwycięstwu. Tych dróg nieustannie trzeba szukać, bowiem nie da się powielić recept poprzednich pokoleń, życie, wraz z problemami, które niesie, jest zbyt bogate, aby się powtarzało.

 

Wobec jakich nowych wyzwań trzeba nam zatem dzisiaj stanąć? Co staje się dziś polem i przedmiotem owych zmagań? Jeśli chcemy odnieść zwycięstwo, trzeba to pytanie postawić, a jeszcze bardziej owe wyzwania podjąć, również w imię wierności tej Konstytucji, której kolejną rocznicę uchwalenia obchodzimy.

 

Pytamy się zatem o współczesną kondycję mikrokosmosu, o współczesną kondycję ludzkiego ducha, o tę sferę, która decyduje o wszystkich pozostałych: politycznej, gospodarczej, militarnej, która decyduje o kosmosie.

 

Kardynał Joseph Ratzinger w przeddzień wyboru na papieża, zauważył coś, nad czym nie wolno nam przejść obojętnie: „Wyznawanie jasno określonej wiary, zgodnie z Credo Kościoła jest często określane jako fundamentalizm. Natomiast relatywizm, to znaczy poddawanie się «każdemu powiewowi nauki», jawi się jako jedyna postawa godna współczesnej epoki. Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki”.

 

W komentarzu do tej uwagi napisano: „Marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy. Pierwszym jest negacja prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim – instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzecim wreszcie – wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra. Do tego momentu właśnie doszliśmy. Żyjemy w społeczeństwie hołdującym swoistemu antydekalogowi, w którym dozwolone jest wszystko poza publicznym deklarowaniem wierności zasadom porządku naturalnego i chrześcijańskiego”.[1] I dalej: „Dyktatura relatywizmu to w swych ostatecznych konsekwencjach odrzucenie światła rozumu i wzgardzenie łaską Bożą. Po drodze rezygnuje się z wiary i praw Boskich, potem praw wpisanych w ludzką naturę, by wreszcie pozbyć się samej filozofii, która stawia pytania o prawdę i sens bytu. Tak rodzi się na naszych oczach największy w historii totalitaryzm ze swym podstawowym zakazem stawiania pytań”.[2]

 

Dla ilustracji owej dyktatury relatywizmu chciałbym się zatrzymać nad sprawą krzyża w świetle sentencji Trybunału ze Strasburga. Trybunał nakazał zdjąć krzyż ze ścian w szkole we Włoszech, po zaskarżeniu jego obecności w miejscu publicznym przez emigrantkę z Finlandii, która nie umiała dostrzec, że ten sam krzyż widnieje na jej ojczystej fladze narodowej. Za tym zaskarżeniem odezwały się podobne głosy także w Polsce, a nawet proces w sądzie już rozstrzygnięty. Wnosi się postulat zdjęcia krzyża ze ścian w miejscach publicznych, że właśnie są to miejsca publiczne i że urąga to zasadzie rozdziału państwa od Kościoła.

 

Przypatrzmy się temu bliżej. Po raz pierwszy zasadę tę postawiła Rewolucja Francuska, która równocześnie objawiła jej dwuznaczność. Kościół, oddzielony od państwa, wyeliminowany został ze sfery publicznej. W niej pozostało samo państwo, które nie grzeszy, którego nikt już nie ma prawa upomnieć w jego grzechu. Państwo zatem mogło dokonać rzezi chłopów w Wandei bez żadnych dla niego konsekwencji.

 

Zasadę rozdziału państwa od Kościoła wnosi też sam Kościół, wychodząc z innych przesłanek i dając inną interpretację, ukazuje państwo i Kościół jako dwie, autonomiczne instytucje, nawzajem się uzupełniające. To Kościół dostarcza wartości, które wypełniają demokrację, aby nie przerodziła się w kolejny totalitaryzm. Zauważmy jednak, że obecność krzyży w szkole, czy w urzędzie nie łamie owej zasady. Szkoła czy urząd są instytucjami państwowymi, gdzie państwo mianuje urzędników, określa zadania i programy, przeprowadza kontrole. Księdza katechetę w szkole wizytuje także dyrektor szkoły i urzędnik z Kuratorium, on też musi się podporządkować przepisom państwowym, jeśli chce uzyskać awans.

 

Za postulatem zdjęcia krzyża stoi w rzeczywistości nie egzekwowanie rozdziału państwa od Kościoła, lecz próba rozdziału społeczeństwa i religii. Jednakże rozdziału społeczeństwa i religii dokonać się nie da. Swoistego rodzaju dowodem na to jest, że zdjęcie krzyża ze ściany, zdjęcie jednego symbolu religijnego, tworzy automatycznie drugi symbol religijny, pustą ścianę. Ta pusta ściana staje się religijnym symbolem m. in. także owej dyktatury relatywizmu, o czym mówiliśmy wcześniej. Tymczasem krzyż na ścianie powiesiło społeczeństwo, a nie państwo, które jest na służbie społeczeństwa i wisi na niej w Polsce od tysiąca lat, zatem w imię jakiej racji ma być zdjęty. Do tej pustej ściany jeszcze powrócimy.

 

Czym jest sam wyrok sądowy, nakazującym zdjęcie krzyża? Należy tu widzieć bardzo niebezpieczną tendencję; zredukowania całego życia społecznego do prawa. Prawa, które jest najniższą płaszczyzną życia społecznego, najbardziej grubiańską i prymitywną. Powyżej niego plasuje się moralność, kultura, smak, zwyczaj, obyczaj, religia, które są bardziej subtelne niż prawo, odsłaniające zawiłe subtelności tajemnicy człowieka. Prawo, kiedy wszystko redukowane jest do prawa, prawo ma tu o wszystkim decydować, w rzeczywistości unieważnia te wszystkie pozostałe płaszczyzny, po prosty je niszczy. Prawo, które niszczy kulturę, unieważniając ją, niszczy też kulturę prawną. Niszczy też elity odpowiedzialne za te sfery. W tym świetle np. o pięknie muzyki mają decydować ci, którzy w ogóle nie mają słuchu i to najlepiej w demokratycznych procedurach głosując 50,1 do 49,9. O sztuce nie decydują elity tylko sędzia, który nie umie rozróżnić, co jest prawdziwą sztuką, a co skandalem., bo skąd to ma umieć. To sędzia ma decydować o tym, która z naukowych książek ma się ukazać, a która nie.

 

I tak, nagle, jednoosobowy sędzia staje się nieformalnym organem ustawodawczym, wprowadza nowe prawo i jako organ ustawodawczy czyni zbędnymi pozostałe właściwe organa. Dokładnie w taki właśnie sposób, wyrokiem sądu, w Stanach Zjednoczonych wprowadzona została aborcja. Prywatny pogląd sędziego staje się publicznym prawem. Doskonałym przykładem może być też wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie Pani Alicji Tysiąc, o którym to wyroku Javier Borrego Borrego, sędzia tegoż Trybunału, zgłaszający votum separatum do tegoż wyroku, napisał: „Trybunał zdecydował, że istota ludzka urodziła się ze względu na naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Zgodnie z tym rozumowaniem, jest w Polsce dziecko, które ma sześć lat, którego prawo do urodzenia jest w sprzeczności z Konwencją. Nigdy nie sądziłem, że Konwencja mogłaby zajść tak daleko i uważam, że to przerażające”.[3] Wypowiedzi tej nie jest zdolna unieważnić uwaga, że Trybunałowi w Strasburgu nie chodziło o aborcję, lecz jedynie o niedochowanie procedur w sądach w Polsce. Jednakże procedury sądowe zostały zachowane. Trybunał domagał się w rzeczywistości unieważnienia orzeczenia lekarskiego, przez inne orzeczenie lekarskie, jak mogłoby to być możliwe?

 

Zdjęcie krzyża, symbolu religijnego, tworzy inny symbol religijny: pustą ścianę. Czyż już raz nie mieliśmy pustej ściany? A czymże był w rzeczywistości wiek dwudziesty, realizujący swoją ideologię w dwóch zbrodniczych systemach totalitarnych, począwszy od haseł rzuconych przez Komunę Paryską? Cały wiek wydaje się być czasem dostatecznie długim, aby można było zweryfikować prawdziwość rzuconych haseł tym bardziej, że całe państwo ze wszystkimi swoimi organami było zaangażowane w ich realizację. Co się zrodziło z tej pustej ściany?

W tym miejscu chciałbym odwołać się do refleksji nad tym problemem do Leszka Kołakowskiego. Do końca życia nie przystąpił on do Kościoła katolickiego, nie przyjął chrztu, wolno zatem powiedzieć, że wszystko, co na ten temat powiedział, nie czynił tego z punktu widzenia religii, chrześcijaństwa, lecz na podstawie własnego myślenia i wnioskowania. Jest to ważne, bowiem każda uwaga, nawet najbardziej słuszna, czyniona przez wierzącego, deprecjonowana jest zarzutem konfesyjności i nie może obowiązywać niewierzącego. Ciekawe, że do dzisiejszego dnia we Francji trzeci tom zasadniczego jego dzieła Główne nurty marksizmu, nie został wydany. Sprzeciwiła się temu Nowa Lewica.

Właśnie pustka zdaniem Kołakowskiego najpełniej charakteryzuje miniony okres. Pustka, której pierwszym źródłem stał się brak konkretnych wartości w imię tolerancji i otwartości. Otwartość jednak nie jest „neutralna aksjologicznie”, nie oznacza bezkrytycznej otwartości na wszystkie poglądy i nie pociąga za sobą zgody na każde stanowisko. I dlatego z całym przekonaniem stwierdza Kołakowski: „Ludzkość nigdy nie wyzbędzie się potrzeby identyfikacji w kategoriach religijnych: kim jestem, skąd się wziąłem, gdzie jest moje miejsce, dlaczego mogę wybierać, jaki sens ma moje życie, jak stawić czoło śmierci? Religia jest kluczowym aspektem ludzkiej kultury. Potrzeb religijnych nie da się z kultury ekskomunikować za pomocą racjonalistycznych zaklęć. Nie samym rozumem człowiek żyje.”[4] I jeszcze jedna uwaga: „Wraz z zanikiem świętości, która stawiała granice doskonałości, możliwej do osiągnięcia doczesnymi środkami, pojawia się jedno z najgroźniejszych złudzeń naszej cywilizacji: że ludzkie życie można poddać nieograniczonym przemianom, że społeczeństwo jest „zasadniczo” bytem nieskończenie plastycznym i że kwestionowanie tej plastyczności i tej doskonałości oznacza kwestionowanie całkowitej autonomii człowieka, a tym samym kwestionowanie wartości samego człowieka.”

 

Zakwestionowanie religii i zakwestionowanie „świętości”, przez co rozumieć należy wewnętrzną pracę człowieka nad sobą samym i jego doskonalenie duchowe, dokonało się w imię nauki. Wszystko miało być naukowe, naukowe miało być pojęcie dyktatury proletariatu, naukowy światopogląd. Ale nie to okazało się być najgroźniejsze. Ostatecznym źródłem owej pustki okazało się być przemawianie do niezaspokojonych utopijnych tęsknot ludzkości. Owa pustka okazała się być „wielką fantazją” nie dlatego, że obiecywała lepsze życie, ale dlatego, że odwoływała się do niezbywalnych duchowych pragnień człowieka i łudziła ich spełnienie właśnie bez krzyża. W tym sensie marksizm pełnił – zdaniem Kołakowskiego – „istotne funkcje religijne i skuteczność jego ma religijny charakter. Dostarczał ślepej ufności co do wspaniałego świata, który oczekuje ludzkość tuż za rogiem.” I tak pusta ściana po zdjętym krzyżu okazała się być religijnym symbolem minionej epoki. Mało tego, jak zauważono w imię owego religijnego symbolu odwołano się w ostateczności do tkwiącego w ludziach łajdactwa. W imię symbolu pustej ściany, jakie są szanse jego przezwyciężenia?

 

Współczesny człowiek coraz bardziej osadzany w geopolitycznym kształcie świata i zauroczony rozwojem technologii tym bardziej staje się zagrożony egzystencjalną pustką. Zauroczenie technologią sprawia, że całość ludzkiej egzystencji sprowadzona zostaje do techniki, technika także ma stać się miarą moralności, wszystko to, co technicznie wykonalne ma stać się dobre. Jednakże człowiek nie jest algorytmem. Stąd też miłość, ofiara, poświęcanie się, przebaczenie, to właśnie, co Kołakowski nazywa świętością niczym nie dadzą się zastąpić. Tym bardziej nie potrafią ich zastąpić egoizm, ludzka próżność, irracjonalizm.

 

Świętując dziś 219 rocznicę Konstytucji 3-Maja chcemy wyjść naprzeciw tym wszystkim wyzwaniom, wobec których stawia nas życie. Są to wyzwania w rzeczywistości religijne, nie tylko w sensie pluralizmu religijnego, z którym spotykamy się w naszej Ojczyźnie, ale dotyczące naszej nadziei, pozwalające poradzić sobie ze śmiercią, stawiające pytania o moce pozwalające unieść trud życia. Są to wyzwania, którym zadośćuczynić może jedynie ktoś o silnej i jasnej tożsamości, o silnej i jasnej wierzy, ktoś, kto wychowany został właśnie w szkole krzyża. Właśnie o takich silnych osobowościach mówił Papież Jan Paweł II podczas pierwszej swojej pielgrzymki do Polski w 1979 roku do profesorów i studentów KUL-u na Jasnej Górze: „Można sprawę Chrystusa osłabić, można jej zaszkodzić niekoniecznie przez wybór światopoglądu, ideologii diametralnie przeciwnej. Każdy człowiek, który wybiera światopogląd uczciwie, według własnego przekonania, zasługuje na szacunek. Natomiast niebezpieczny, powiedziałbym, dla jednej i dla drugiej strony, i dla Kościoła: i dla drugiej strony – nazwijcie ją jak chcecie – jest człowiek, który nie wybiera ryzyka, nie wybiera wedle najgłębszych przekonań, wedle swoje wewnętrznej prawdy, tylko chce się zmieścić w jakiejś koniunkturze, chce płynąć, kierując się jakimś konformizmem, przesuwając się raz na lewo, raz na prawo, wedle tego, jak zawieje wiatr. Ja bym powiedział, że i dla sprawy chrześcijaństwa, i dla sprawy marksizmu w Polsce jest najlepiej wówczas, kiedy są ludzie zdolni przyjmować to ryzyko, ewangeliczno ryzyko życia, przyznawać się do swoje prawdy ze wszystkimi konsekwencjami.” Tylko taki człowiek „o ewangelicznym ryzyku życia” zdolny jest do niekłamanego dialogu i właściwej współpracy. Najgorsze, co może się stać, to niejasność postaw i rzekoma tolerancja.

 

Świętując dzisiejszą uroczystość Konstytucji, a w Kościele katolickim Matki Bożej Królowej Polski módlmy się słowami Piotra Skargi: „Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła Imieniowi Twemu, a syny swe wiodła ku szczęśliwości. Wszechmogący, wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie. Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

 



[1] R. de Mattei, Dyktatura relatywizmu, Warszawa 2009, s. 44.

[2] S. Skiba, Posłowie, tamże, s. 126.

[3] KAI, 24.03.2010.

[4] Do zaprezentowania poglądów Kołakowskiego posłużył mi artykuł R. Kimball, Leszek Kołakowski i anatomia totalitaryzmu, „Znak” (2010)2, s. 38-51.

print